Выбрать главу

– O mój Boże! – powiedziała Ellie słabym głosem. – Jakież to pocieszające!

– A ci, którzy nie pałali do siebie niechęcią… – Charles na moment urwał dla efektu. Uśmiechnął się chytrze. – Cóż, byli tak w sobie zakochani, że rozłączne sypialnie i rozłączne łóżka w ogóle nie wchodziły w rachubę.

– Wobec tego nie spodziewam się, aby którykolwiek z nich znalazł jakiś złoty środek.

– Tylko moi rodzice – odparł, wzruszając ramionami. – Matka miała swoje akwarele, a ojciec psy. Zawsze znajdowali jednak dla siebie miłe słowo, gdy ich ścieżki się skrzyżowały. Choć oczywiście nie dochodziło do tego zbyt często.

– Oczywiście – powtórzyła Ellie jak echo.

– Najwyraźniej jednak przynajmniej raz się spotkali, a dowodem na to jest moje istnienie.

– Ach, spójrz, jak spłowiały jest ten adamaszek! – powiedziała Ellie przesadnie głośno, dotykając rękami obicia otomany.

Charles przyjął tę oczywistą próbę zmiany tematu z rozbawieniem.

Ellie zrobiła kilka kroków i zajrzała przez otwarte drzwi. Pokój Charlesa był ozdobiony ze znacznie mniejszą przesadą i zbytkiem, przez to o wiele bardziej jej się podobał.

– Bardzo ładny pokój – stwierdziła.

– Kazałem go przerobić kilka lat temu. Wydaje mi się, że wcześniej po raz ostatni odnawiano go za czasów mojego pradziadka, a on miał okropny gust.

Ellie rozejrzała się po swojej sypialni i skrzywiła się z niesmakiem.

– Podobnie jak jego żona.

– Możesz zmienić wystrój tego pokoju, jeśli tylko masz ochotę.

– Naprawdę?

– Oczywiście. Czyż nie tym właśnie zajmują się żony?

– Nie wiem. Nigdy nie byłam żoną.

– A ja nigdy żony nie miałem. – Ujął Ellie za rękę i delikatnie pogładził wnętrze jej dłoni. – Cieszę się, że mam ją teraz.

– Cieszysz się, że udało ci się zachować majątek – odparła, czując, że musi wprowadzić między nimi trochę dystansu.

Puścił ją.

– Masz rację.

Ellie z pewnym zdziwieniem przyjęła fakt, że się do tego przyznał, skoro tak się starał ją uwieść. Przecież materializmu i chciwości nie uważano raczej za cechy sprzyjające uwodzeniu.

– Oczywiście, cieszę się także, że mam ciebie – dodał raczej ponurym głosem.

Ellie w pierwszej chwili nic nie powiedziała, ale w końcu wybuchnęła:

– To jest bardzo nieprzyjemne!

Charles zmartwiał,

– Co? – spytał ostrożnie.

– Wszystko. Prawie cię nie znam. I nie wiem, jak się zachowywać w twojej obecności.

On dobrze wiedział, jakiego zachowania by od niej pragnął, ale wymagałoby to z jej strony zrzucenia z siebie całego ubrania, a miał pewność, że taki pomysł jej się nie spodoba.

– Kiedy się spotkaliśmy po raz pierwszy, nie sprawiałaś wrażenia osoby, która nie wie, jak się zachować. Byłaś raczej śmiała i rozbawiona, a mnie się to bardzo spodobało.

– Owszem, ale teraz jesteśmy małżeństwem, a ty chcesz…

– Uwieść cię? – dokończył za nią. Ellie się zaczerwieniła.

– Czy musisz to mówić na głos?

– To nie jest sekret, Ellie.

– Wiem, ale…

Ujął ją pod brodę.

– Gdzie się podziała ta ziejąca ogniem kobieta, która zajmowała się moją kostką, obiła mi żebra i nigdy nic pozwoliła, żeby do mnie należało ostatnie słowo?

– Ona nie była twoją żoną – odparła Ellie. – Nie należała do ciebie w oczach Boga i Anglii.

– A w twoich oczach?

– Należę tylko do siebie.

– Wolałbym, żebyśmy należeli do siebie nawzajem – powiedział cicho. – Albo po prostu byli ze sobą.

Ellie pomyślała, że to bardzo ładne stwierdzenie, na głos jednak stwierdziła:

– To jednak nie zmienia faktu, że masz pełne prawo zrobić ze mną, co tylko zechcesz.

– Ale przyrzekłem, że tego nie zrobię, dopóki nie uzyskam twojej zgody. – Ponieważ się nie odzywała, dodał: – Sądziłem, że dzięki temu poczujesz się swobodniej w mojej obecności. Że będziesz zachowywać się naturalnie.

Ellie rozważała jego słowa. Były sensowne, ale nie zmieniały faktu, że za każdym razem, gdy dotykał jej twarzy albo próbował pogładzić po włosach, serce biło jej trzy razy szybciej. Potrafiła zignorować swoje uczucia, kiedy rozmawiali. Tak naprawdę rozmowy z nim sprawiały jej wielką przyjemność, jakby gawędziła ze starym przyjacielem. Za każdym razem jednak prędzej czy później następowały chwile milczenia, a wtedy przyłapywała Charlesa na tym, że przygląda się jej jak głodny kot. Sama wpadała wtedy w drżenie i…

Pokręciła głową. Rozmyślanie o tyrn ani trochę jej nie pomagało.

– Czy coś jest nie tak? – spytał Charles.

– Nie – odparła głośniej, niż zamierzała. – Nie – powtórzyła, tym razem ciszej. – Ale muszę się rozpakować i jestem bardzo zmęczona. Jestem też pewna, że tobie także przydałby się odpoczynek.

– Do czego zmierzasz?

Ellie ujęła go za ramię i przeprowadziła przez drzwi do jego własnego pokoju.

– Chcę tylko powiedzieć, że mam za sobą męczący dzień i jestem pewna, że oboje powinniśmy wypocząć. Dobranoc!

– Dobra… – Charles zakończył ściszonym przekleństwem. Ta szelma zatrzasnęła mu drzwi przed nosem.

Nie miał nawet cienia szansy, żeby ją pocałować. Ktoś gdzieś głośno się z tego śmiał.

Charles spojrzał w dół na swoją rękę i zwinął ją w pięść, myśląc, że poczułby się o wiele lepiej, gdyby mógł znaleźć tego „kogoś" i porządnie mu dołożyć.

Następnego dnia Ellie obudziła się wcześnie rano, jak to miała w zwyczaju. Ubrała się w swoją najlepszą sukienkę, chociaż przypuszczała, że i tak jest ona zbyt sfatygowana jak na hrabinę Billington, i wyruszyła na zwiedzanie swojego nowego domu.

Charles powiedział, że może zająć się zmianą wystroju. Ellie na tę myśl przenikał przyjemny dreszczyk. Nade wszystko lubiła mieć nowe projekty, plany i zadania, które należy zrealizować. Nie chciała zmieniać całego domu, wolała, aby ta stara rodowa siedziba odzwierciedlała gusty pokoleń Wycombe'ów. Ale miło by było mieć choćby kilka pokoi pokazujących gust obecnego pokolenia.

Eleanor Wycombe. Kilka razy powtórzyła po cichu swoje nowe nazwisko i doszła do wniosku, że może się do niego przyzwyczai. Gorzej pewnie będzie z tytułem hrabiny Billington.

Zeszła na dół do wielkiej sieni, a potem zaczęła zaglądać do różnych pomieszczeń. Natknęła się na bibliotekę i westchnęła z radością. Ściany od podłogi do sufitu pokrywały półki z książkami, ich skórzane grzbiety lśniły we wczesnym świetle poranka. Wiedziała, że może spokojnie dożyć dziewięćdziesiątki, a i tak wszystkich nie przeczyta.

Przyjrzała się bliżej kilku tytułom. W oczy rzuciło jej się Piekło chrześcijanina. Diabeł, ziemia i ciało. Ellie uśmiechnęła się, stwierdzając, że z całą pewnością tej książki nie zakupił jej mąż.

Spostrzegła otwarte drzwi na zachodniej ścianie biblioteki i postanowiła tam zajrzeć. Wsunęła głowę do pomieszczenia i doszła do wniosku, że to musi być gabinet Charlesa. Panował w nim porządek, z wyłączeniem biurka, zarzuconego papierami i rozmaitymi przedmiotami, co świadczyło o tym, iż często z niego korzystał.

Nie mogąc oprzeć się wrażeniu, że jest tu intruzem, Ellie opuściła gabinet i ruszyła do frontowego holu. W końcu znalazła codzienną jadalnię. Zastała w niej Helen Pallister, przy herbacie i posmarowanej konfiturą grzance. Ellie natychmiast zauważyła, że grzanka jest przypalona.

– Dzień dobry! – zawołała Helen, podrywając się na jej widok. – Wcześnie wstałaś. Do tej pory nigdy nie miałam przyjemności niczyjego towarzystwa przy śniadaniu. Nikt w całym domu nie wstaje tak wcześnie jak ja.