Выбрать главу

– A ja nigdy nie spotkałem nikogo, kto by tyle gadał co ty.

Ellie uśmiechnęła się wymuszenie.

– Przypuszczam, że skoro mnie poślubiłeś, będziesz musiał się przyzwyczaić do mojego niesfornego języka.

Charles obrócił głowę na bok i popatrzył na nią z nagłym zainteresowaniem,

– Niesforny język? Co masz przez to na myśli?

Odsunęła się od niego najdalej jak mogła, prawie spadając przy tym z łóżka.

– Niech ci nie przyjdzie do głowy mnie pocałować, Biliington!

– Mam na imię Charles i wcale nie myślałem o pocałunku. Chociaż teraz, kiedy o tym wspomniałaś… ten pomysł wcale nie wydaje mi się taki straszny.

– Och, czytajże już wreszcie tę listę!

– Skoro nalegasz – wzruszył ramionami, Ellie bliska była krzyku.

– A więc dobrze. – Przysunął sobie papier pod nos. – Punkt pierwszy: Majątek mógłby odziedziczyć Cecil.

– Sądziłam, że to Cecil by go odziedziczył.

– Nie, Phillip. Cecil musiałby wcześniej zamordować nas obu. Gdybym się nie ożenił, wystarczyłoby, żeby zabił Phillipa.

– Mówisz to tak, jakbyś myślał, że rozważał taką możliwość – zdumiała się Ellie.

– W jego wypadku nie wykluczam tego – stwierdził Charles, wzruszając ramionami. – A teraz punkt drugi: Anglia mogłaby zostać zaanektowana przez Francję.

– Byłeś pijany, kiedy to pisałeś?

– Musisz przyznać, że to byłoby znacznie gorsze niż utrata majątku?

– Ogromnie wielkodusznie z twojej strony przedkładać dobro Brytanii nad swoje własne – stwierdziła Ellie cierpko.

Charles westchnął.

– Chyba po prostu taki jestem: szlachetny patriota. Punkt trzy…

– Czy mogę ci przerwać?

Popatrzył na nią z wojowniczą miną mówiącą: „Już mi przerwałaś".

Ellie przewróciła oczami.

– Zastanawiałam się tylko, czy te punkty są ułożone według ich ważności?

– Dlaczego o to pytasz?

– Bo jeśli tak, to by oznaczało, że gorsze byłoby dla ciebie,, gdyby Cecil odziedziczył twój majątek, niż gdyby Francja podbiła Anglię.

Charles wypuścił powietrze z płuc.

– Nie umiem ci na to odpowiedzieć.

– Czy zawsze jesteś taki bezpośredni?

– Tylko wtedy, gdy chodzi o ważne sprawy. Punkt trzy: niebo mogłoby zawalić się na ziemię.

– To z pewnością rzecz straszniejsza niż odziedziczenie: przez Cecila twojego majątku! – wykrzyknęła Ellie.

– Nie do końca. Bo gdyby niebo zawaliło się na ziemię, Cecil byłby martwy i nie mógłby cieszyć się moim majątkiem,…

– Z tobą byłoby podobnie – zauważyła Ellie.

– Hm, masz rację. Powinienem to przemyśleć. – Uśmiechnął się do niej znów, a w oczach pojawiło mu się ciepło, lecz nie namiętne, jak stwierdziła Ellie. Świadczyło raczej o przyjaźni, taką przynajmniej miała nadzieję. Postanowiła wykorzystać tę miłą chwilę, nabrała powietrza w płuca i oświadczyła:

– Ja nie wywołałam tego pożaru, chyba wiesz. To nie była moja wina.

Charles westchnął.

– Ellie, wiem dobrze, że nigdy nie zrobiłabyś czegoś takiego umyślnie.

– Ale ja tego w ogóle nie zrobiłam – zaprotestowała ostro. -Ktoś grzebał przy tym piecu po tym, jak go naprawiłam.

Charles znów wypuścił z płuc przeciągły oddech. Bardzo chciał jej wierzyć, ale dlaczego ktoś miałby grzebać przy piecu? Jedynymi osobami, które umiały się z nim obchodzić, byli służący, a oni z pewnością nie mieli żadnego interesu, żeby oczernić jego żonę.

– Ellie – zaczął ugodowo. – Może po prostu nie znasz się na piecach tak dobrze, jak ci się wydaje?

Ellie wyraźnie się spięła.

– A może nasz jest zupełnie inny niż twój?

Odrobinę się rozluźniła, ale wciąż miała nieszczęśliwą minę.

– A może – powiedział miękko, ujmując ją za rękę. – Może doskonale znasz się na piecach, tak jak mówisz, ale przydarzył ci się drobny błąd? Przecież od wyjścia za mąż każdemu może zakręcić się w głowie.

Wyglądało na to, że Ellie przyjęła takie rozwiązanie, i Charles czym prędzej dodał:

– Bóg jeden wie, jak bardzo mnie się w niej kręci.

Ellie, żeby zmienić temat, wskazała jakieś zapiski na dole kartki, którą Charles trzymał w ręku.

– A co to takiego? Kolejna lista?

Charles spojrzał i czym prędzej złożył papier.

– Nie, to nic takiego.

– Musisz to teraz przeczytać.

Wyrwała mu kartkę, a gdy po nią sięgnął, wyskoczyła z łóżka.

– „Pięć najważniejszych cech żony"? – odczytała z niedowierzaniem.

Charles wzruszył ramionami.

– Uznałem, że warto poświęcić chwilę, żeby stwierdzić, czego mi potrzeba.

– Czego? To ja jestem czym?

– Nie bądź tępa, Ellie. Jesteś zbyt mądra, żeby tak to przyjmować.

Za tymi słowami krył się komplement, ale Ellie nie zamierzała mu za niego dziękować. Prychnęła głośno i zaczęła czytać na głos:

– Punkt pierwszy: Dostatecznie atrakcyjna, żeby mnie zainteresować. To twoje najważniejsze wymaganie?

Charles miał w sobie przyzwoitości na tyle, żeby okazać zażenowanie.

– Jeśli czujesz dla mnie chociaż połowę tego obrzydzenia, jakie wyraża twoja mina, to rzeczywiście jestem w wielkim kłopocie – mruknął.

– Owszem. – Ellie chrząknęła. – Punkt dwa: Inteligencja. -Popatrzyła na niego z powątpiewaniem. – Troszeczkę się poprawiłeś, ale tylko troszeczkę.

Charles zachichotał i oparł głowę o jej splecione dłonie.

– A gdybym ci powiedział, że te punkty nie zostały ułożone w kolejności ich znaczenia?

– Nie uwierzyłabym ci nawet przez sekundę.

– Tak też myślałem.

– Punkt trzy: Nie może zrzędzić. Ja nie zrzędzę.

Nic nie powiedział.

– Ja nie zrzędzę – powtórzyła głośniej Ellie.

– Akurat teraz zrzędzisz.

Ellie prześwidrowała go wzrokiem, ale wróciła do listy.

– Numer cztery: Umiejętność przestawania z ludźmi, wśród których się obracam. – Aż zakaszlała z niedowierzaniem. – Chyba zdawałeś sobie sprawę z tego, że nie mam żadnego doświadczenia z arystokracją?

– A twój szwagier, hrabia Macclesfield? – przypomniał Charles.

– Owszem, ale to rodzina. Nie muszę przed nim udawać. Nigdy nie byłam na żadnym londyńskim balu czy w salonie literackim ani też w żadnym innym miejscu, w jakim wy, nieroby, spędzacie czas w sezonie.

– Zignoruję twoją obraźliwą uwagę, która jest zupełnie nie na miejscu – oświadczył z nagłą pychą w głosie, jakiej Ellie zawsze spodziewała się po hrabim. – I posłuchaj, jesteś inteligentną kobietą, prawda? Jestem pewien, że zdołasz się nauczyć wszystkiego, czego będzie trzeba. Umiesz tańczyć?

– Oczywiście.

– Potrafisz prowadzić konwersację? – Machnął ręką. – Nie, nie musisz odpowiadać, ja już znam odpowiedź. Konwersujesz wręcz z przesadną łatwością. Doskonale poradzisz sobie w Londynie, Eleanor.

– Charles, zaczynasz mnie irytować ponad miarę.

Charles tylko skrzyżował ręce i czekał na dalszy ciąg, stwierdzając, że to bardzo męczące. Sporządził tę listę ponad miesiąc temu i z całą pewnością nigdy nie zamierzał jej omawiać z przyszłą żoną. Cóż, napisał nawet…

Nagle przypomniał siebie punkt piąty. Cała krew z twarzy nagle odpłynęła mu do stóp. Patrzył, jak Ellie pochyla się nad listą jakby w zwolnionym tempie, i usłyszał, jak czyta:

– Punkt piąty.

Charles nie miał czasu na zastanowienie. Wyskoczył z łóżka z krzykiem i skoczył na Ellie, przewracając ją na podłogę.

– Lista! – wrzasnął. – Oddaj mi tę listę!

– Co u diabła? – Ellie odpychała ręce Charlesa, starając się wywinąć z jego uścisku. – Puść mnie, ty łotrze!