– Oddaj mi listę!
Ellie rozciągnięta na podłodze uniosła rękę nad głowę.
– Zejdź ze mnie!
– Lista! – warknął.
Ellie, nie widząc innego wyjścia, wbiła mu kolano w brzuch, zrzuciła go i przeczołgała się przez pokój. Potem wstała i w czasie gdy Charles usiłował złapać oddech, jej oczy przebiegły po linijkach i znalazły numer pięć.
– Ty łajdaku! – krzyknęła.
Charles tylko jęknął, trzymając się za brzuch.
– Powinnam była wcelować kolanem niżej! – syknęła Ellie.
– Nie przesadzaj, Ellie!
– Punkt piąty – przeczytała słodkim głosem. – Musi być dostatecznie światowa, by nie zwracać uwagi na moje romanse, sama zaś nie mieć żadnego, dopóki nie da mi co najmniej dwóch dziedziców.
Charles musiał przyznać, że ów punkt przedstawiony w taki sposób zabrzmiał rzeczywiście dość chłodno.
– Ellie – powiedział błagalnie. – Chyba zdajesz sobie sprawę z tego, że napisałem to, zanim cię poznałem.
– A cóż to za różnica?
– Ach, ogromna! To… ach…, to…
– Mam uwierzyć, że zakochałeś się we mnie tak nagle i tak mocno, że wszystkie twoje poprzednie wyobrażenia o małżeństwie zupełnie przestały się liczyć?
Z jej ciemnoniebieskich oczu zdawały się sypać lodowate iskry i Charles nie wiedział, czy powinien czuć lęk, czy pożądanie. Zastanawiał się, czy nie powiedzieć czegoś zupełnie głupiego, na przykład:” Jesteś piękna, kiedy się gniewasz”, takie słowa zawsze działały na jego kochanki, czuł jednak, że żona nie przyjmie ich równie łaskawie.
Popatrzył na nią z wahaniem. Stała po drugiej stronie pokoju, postawę miała wojowniczą, rękami zaciśniętymi w pięści ujęła się pod boki. Przeklęta lista leżała zmięta na podłodze. Kiedy Ellie zorientowała się, że on się jej przygląda, popatrzyła jeszcze gniewniej i Charlesowi wydało się, że słyszy z daleka grzmot.
Bez wątpienia, udało mu się wszystko popsuć.
Jej intelekt, pomyślał nagle. Będzie musiał przemówić do jej intelektu i wszystko z nią przedyskutować. Ellie chlubiła się swoją rozwagą i trzeźwością myślenia, prawda?
– Ellie – zaczął. – Nigdy nie mieliśmy okazji porozmawiać o małżeństwie.
– Owszem – odparła, a słowa wprost ociekały octem. – Po prostu wzięliśmy ślub.
– Przyznaję, że nasze zaślubiny odbyły się nieco pośpiesznie, ale oboje mieliśmy powody, żeby działać szybko.
– Ty miałeś wyjątkowo dobry powód – zauważyła.
– Nie próbuj udawać, że cię wykorzystałem – odparł z rosnącą niecierpliwością, – Potrzebne ci było to małżeństwo dokładnie tak samo jak mnie.
– Ale ja nie mam z tego tyle co ty.
– Nie wyobrażasz sobie nawet, ile z tego masz. Jesteś teraz hrabiną, o wiele zamożniejszą niż kiedykolwiek nawet ci się śniło. – Patrzył na nią twardo. – Nie obrażaj mnie więc, udając ofiarę.
– Mam tytuł, mam pieniądze, ale mam też męża, którego muszę słuchać. Męża, który nie dostrzega nic złego w traktowaniu mnie jak dobytek.
– Eleanor, zaczynasz mówić bez. sensu. Nie chcę się z tobą kłócić.
– Zauważyłeś, że nazywasz mnie Eleanor tylko wtedy, kiedy mówisz do mnie jak do dziecka?
Charles najpierw policzył do trzech, zanim jej odpowiedział.
– W wyższych sferach małżeństwo zakłada, że obie strony są dostatecznie dojrzale, by nawzajem szanować swoje decyzje.
Popatrzyła na niego zdumiona.
– Czy ty zdajesz sobie sprawę z tego, co teraz powiedziałeś?
– Ellie…
– Wydaje mi się, że powiedziałeś, że ja również mogę być niewierna, jeśli tak mi się podoba,
– Nie bądź głupia!
– Oczywiście po urodzeniu dziedzica i jeszcze jednego na zapas, jak to sobie mądrze obmyśliłeś. – Usiadła na otomanie, wyraźnie zamyślona. – Swoboda, życie takie, jak chcę i z kim zechcę. To intrygujące.
Charles stał, przyglądając się Ellie, rozważającej w myślach zdradę, i nagle jego wcześniejsze poglądy na małżeństwo wydały mu się obrzydliwe.
– Na razie nie możesz nic z tym zrobić – oznajmił. – Romans przed wydaniem na świat dziedzica jest w bardzo złym tonie.
Ellie zaczęła się śmiać.
– Punkt numer cztery nabiera nagle nowego znaczenia.
Popatrzył na nią, nic nie rozumiejąc,
– Chciałeś poślubić kogoś, kto bez trudu wejdzie w twoje towarzystwo. Najwyraźniej będę musiała opanować zawiłości dotyczące tego, co wypada, a czego nie wypada. Zobaczmy. -Zaczęła stukać się palcem w brodę. Charles miał ochotę odsunąć jej rękę i zetrzeć z twarzy sarkazm. - W złym tonie jest mieć romans zbyt wcześnie – ciągnęła Ellie. – Ale czy posiadanie więcej niż jednego kochanka jednocześnie również uważane jest za nieprzyzwoite? Będę musiała to sprawdzić.
Charles poczuł, że twarz staje mu w płomieniach, a mięsień na skroni gwałtownie drga.
– Prawdopodobnie w złym tonie byłby romans z którymś z twoich przyjaciół, lecz czy dotyczy to również dalszego kuzyna?
Charles widział teraz wszystko przez czerwoną mgłę.
– Jestem prawie pewna, że w złym tonie byłoby przyjmowanie kochanka tu w domu – mówiła dalej Ellie. – Ale nie bardzo wiem, gdzie…
Charles wydał z siebie dziwny dźwięk, na poły jęk, na poły warkot, i rzucił się w jej stronę.
– Przestań! – krzyknął. – Natychmiast przestań!
– Charles! – Uciekła przed nim, wywołując w nim jeszcze większy gniew.
– Ani słowa więcej! – warknął, przeszywając ją wzrokiem. -Jeśli powiesz choćby jeszcze jedno słowo, to, na Boga, nie będę odpowiedzialny za to, co zrobię.
– Ale ja…
Na dźwięk głosu Ellie Charles wbił jej palce w ramię. Mięśnie mu drżały, a w oczach pojawiła się dzikość, jak gdyby nie wiedział albo nie obchodziło go, co dalej zrobi.
Ellie wpatrywała się w niego, nagle wystraszona.
– Charles – szepnęła. – Chyba nie powinieneś…
– Chyba powinienem.
Otworzyła usta, żeby zaprotestować, zanim jednak zdążyła coś powiedzieć, zamknął je ognistym pocałunkiem. Ellie miała wrażenie, że jego usta są wszędzie, na policzkach, na szyi, na wargach. Jego ręce poruszały się po jej ciele, zatrzymując się tylko na chwilę na krągłościach jej bioder i piersi.
Ellie czuła jego rosnącą żądzę, czuła również, że podniecenie narasta w niej, choć upłynęło kilka sekund, nim zorientowała się, że i ona mu odpowiada,
Uwodził ją w gniewie, a ona się nie broniła. Już sama ta myśl wystarczyła, żeby ochłodzić jej namiętność. Nagle odepchnęła jego ramiona i wyrwała się z objęć. Zanim Charles zdążył wstać, była już na drugim końcu pokoju.
– Jak śmiesz! – wydyszała. – Jak śmiesz!
Charles wzruszył ramionami.
– Mogłem cię albo pocałować, albo zabić. Uważam, że dokonałem mądrego wyboru. – Podszedł do drzwi łączących ich pokoje i położył rękę na klamce. – Tylko nie staraj się mi udowodnić, że mimo wszystko się pomyliłem.
10
Następnego dnia rano Charles obudził się z pulsującym bólem głowy. Jego nowa żona najwyraźniej potrafiła przyprawić go o niezłego kaca, chociaż przecież nie wypił ani kropli alkoholu.
Nie było co do tego żadnych wątpliwości, małżeństwo nie służy zdrowiu.
Umywszy się i ubrawszy, zdecydował, że powinien iść do Ellie, zobaczyć, co u niej słychać. Nie wiedział, co jej powiedzieć, ale wyraźnie czuł, że winien jest jej wyjaśnienia.
Na końcu języka miał „przyjmuję twoje przeprosiny", ale to przecież wymagało uprzedniego przeproszenia z jej strony za wygadywanie tych skandalicznych bzdur, a wątpił, by się na to zdobyła.