– Och, to! To miniatura mojej matki.
– Ma dla ciebie wyjątkowe znaczenie, prawda?
Zapadła długa cisza, jak gdyby Ellie decydowała się, czy chce się z nim podzielić rodzinnymi wspomnieniami. W końcu powiedziała:
– Kiedy dowiedziała się, że jest umierająca, kazała namalować dwa portrety, jeden dla mnie, a drugi dla Victorii. Chciała, żebyśmy zabrały je ze sobą, kiedy będziemy wychodzić za mąż.
– Abyście nigdy jej nie zapomniały?
Ellie gwałtownie odwróciła głowę i popatrzyła na męża. W niebieskich oczach widać było zdumienie.
– Dokładnie tak powiedziała – zaszlochała i nieelegancko wytarła nos ręką. – Tak jakbym kiedykolwiek mogła o niej zapomnieć!
Spojrzała na ścianę swojej sypialni. Nie zabrała się jeszcze do zdejmowania tych okropnych portretów i teraz w porównaniu z delikatną twarzą matki dawne hrabiny wydały jej się jeszcze okropniejsze.
– Przykro mi z powodu tego, co się stało dziś w oranżerii -powiedział Charles miękko.
– Mnie też jest przykro – odparła Ellie gorzkim tonem. Charles usiłował go zignorować i usiadł koło niej na łóżku.
– Wiem, że szczerze kochałaś te kwiaty.
– Wiedziałeś tak samo jak wszyscy inni.
– Co masz na myśli?
– To, że ktoś nie chce, bym była szczęśliwa. Ktoś celowo stara się zniweczyć wszelkie moje wysiłki, jakie wkładam w to, żeby poczuć się w Wycombe Abbey jak w domu.
– Ellie, jesteś hrabiną Billington. Już sam ten fakt oznacza, że Wycombe Abbey jest twoim domem.
– Jeszcze nie. Muszę go naznaczyć swoją obecnością, muszę zrobić coś takiego, by przynajmniej jego cząstka należała do mnie. Chciałam pomóc, naprawiając piec.
Charles westchnął.
– Może nie powinniśmy do tego wracać.
– Nie ustawiłam tego rusztu niewłaściwie – oświadczyła Ellie. Teraz z jej oczu sypały się iskry. – Ktoś popsuł moje starania.
Charles westchnął ciężko i nakrył ręką jej dłoń.
– Ellie, nikt o tobie źle nie myśli. To nie twoja wina, że okazujesz się niedojdą, gdy przychodzi do…
– Niedojdą? Niedojdą? – Jej głos podniósł się do krzyku. -Ja nie jestem…
W tym momencie znów znalazła się w kłopotach, bo zamierzała wyskoczyć z łóżka, ująć się pod boki w obrażonej furii, ale zapomniała o tym, że Charles przysiadł na krańcu jej kołdry, zaplątała się w nią i niezgrabnie runęła na podłogę. Czym prędzej zerwała się na nogi, lecz jeszcze dwa razy się potknęła, raz o spódnicę, a drugi raz o kołdrę, w końcu jednak zdołała wykrztusić:
– Nie jestem niedojdą!
Charles pomimo wszystkich swoich wysiłków, by nie pogłębiać jej zdenerwowania, nie zdołał wstrzymać się od uśmiechu.
– Ellie, ja nie chciałem…
– Chcę, żebyś wiedział, że zawsze byłam dojdą.
– Dojdą?
– Zawsze byłam doskonale zorganizowana, świetnie sobie ze wszystkim radziłam.
– Dojdą?
– Nigdy się nie ociągam. I nie zaniedbuję obowiązków. Ze wszystkiego się wywiązuję.
– Jest takie słowo?
– Jakie słowo? – krzyknęła, patrząc na niego ze złością.
– Dojdą.
– Oczywiście, że nie ma.
– Ale sama je powiedziałaś – stwierdził Charles.
– Na pewno nie.
– Ellie, obawiam się, że…
– Gdybym powiedziała coś takiego – stwierdziła, delikatnie się rumieniąc – to byłby tylko dowód na to, jak bardzo mi jest przykro, że aż używam nieistniejących słów. To bardzo do mnie niepodobne.
– Ellie, wiem, że jesteś wyjątkowo inteligentną osobą -urwał, czekając, aż ona coś powie, lecz ponieważ milczała, dodał: – Właśnie dlatego się z tobą ożeniłem.
– Ożeniłeś się ze mną, ponieważ musiałeś ratować swój majątek – odcięła się. – A poza tym myślałeś, że będę przez palce patrzeć na twoje romanse.
Charles zaczerwienił się lekko.
– Z całą pewnością prawdą jest, że moja niepewna sytuacja finansowa ma związek z pośpiechem, w jakim zawarliśmy małżeństwo, ale zapewniam cię, że romans to doprawdy ostatnia rzecz, o jakiej bym pomyślał, kiedy zdecydowałem, że chcę się z tobą ożenić.
Ellie prychnęła jak wielka dama.
– Wystarczy tylko spojrzeć na tę twoją listę, żeby wiedzieć, że kłamiesz.
– Ach, tak – powiedział Charles zjadliwie. – Ta niesławna lista!
– A skoro już mówimy o umowie małżeńskiej – powiedziała Ellie. – Czy zadbałeś o sprawy moich finansów?
– Prawdę mówiąc, dopiero wczoraj.
– Ale zrobiłeś to? – W głosie Ellie brzmiało zdziwienie.
– Tak
– Ale…
– Ale co? – spytał zirytowany tym, że nie spodziewała się po nim dotrzymania słowa.
– Nic. – Ucichła na chwilę, a potem dodała: – Dziękuję.
Charles skinął głową. Po kilku chwilach ciszy powiedział:
– Ellie, naprawdę musimy porozmawiać o naszym małżeństwie. Nie wiem, kiedy nabrałaś o mnie tak złego mniemania, lecz…
– Nie teraz – przerwała mu. – Jestem zbyt zmęczona i naprawdę nie zniosę twojego tłumaczenia tego, jak źle się znam na małżeństwach arystokratów.
– Wszystkie moje wyobrażenia na temat małżeństwa powstały, zanim poznałem ciebie – wyjaśnił.
– Już ci mówiłam, nie wierzę w to, że jestem dla ciebie tak interesująca, że dla mnie porzuciłbyś wszystkie swoje poglądy na temat, jakie powinno być małżeństwo.
Charles popatrzył na nią z uwagą. Powiódł wzrokiem wzdłuż długich rudozłotych włosów, sięgających jej za ramiona, i doszedł do wniosku, że słowo „interesująca" nie opisywało jej w odpowiedni sposób. Ciało aż bolało go z tęsknoty za nią, a serce? Cóż, nie miał zbyt wielkiego doświadczenia w sercowych kwestiach, niemniej jednak był pewien, że coś do niej czuje.
– Wobec tego mnie naucz – powiedział po prostu. – Naucz mnie, czym powinno być małżeństwo.
Spojrzała na niego wstrząśnięta.
– A skąd mam to wiedzieć? To dla mnie równie nowa sytuacja jak dla ciebie.
– Wobec tego może nie powinnaś tak od razu mnie łajać.
Żyłka na skroni Ellie o mało nie pękła, kiedy odpowiadała.- Wiem, że mężowie i żony powinni się przynajmniej nawzajem szanować na tyle, żeby nie śmiać się i nie nadstawiać drugiego policzka, gdy współmałżonek dopuszcza się cudzołóstwa.
– Widzisz? Wiedziałem, że i ty miałaś pewne wyobrażenia na temat małżeństwa – uśmiechnął się i opadł na poduszkę. -Nie potrafię wyrazić, jak bardzo jestem zadowolony z tego, że słyszę, że nie jesteś zainteresowana zdradzaniem mnie,
– Byłabym zachwycona, gdybym usłyszała to samo od ciebie – odparowała Ellie.
Charles uśmiechał się teraz szeroko. Chyba nigdy jeszcze nikt nie był tak zadowolony, widząc cudzą zazdrość.
– Charles… – W głosie Ellie zabrzmiało ostrzeżenie. Roześmiał się,
– Ellie, zapewniam cię, że odkąd cię poznałem, cudzołóstwo nawet przez myśl mi nie przeszło.
– To budujące – stwierdziła sarkastycznie. – Udało ci się kroczyć prostą ścieżką przez cały tydzień.
Charles miał ochotę przypomnieć jej, że to już osiem dni, doszedł jednak do wniosku, że zachowałby się dziecinnie. Zamiast tego powiedział;
– Wobec tego wydaje mi się, że twoja rola jako żony jest najzupełniej jasna.
– Przepraszam?
– Mimo wszystko nie mam ochoty błądzić.
– Nie podoba mi się to oświadczenie – mruknęła.
– Niczego bardziej nie pragnę, niż spędzić całe życie w twoich objęciach.
– Nie chcę nawet myśleć, milordzie – prychnęła Ellie – ile razy wcześniej już pan to mówił.
Charles zsunął się z lóżka z gracją kota. Wykorzystał chwilę zamyślenia Ellie i podniósł ją.