– Do diabła, Ellie! – wybuchnął, wyskakując z lóżka. – Chcę się kochać z moją żoną. Czy to przestępstwo?
– Owszem, jeśli ona cię nie obchodzi.
– Ależ ty mnie obchodzisz! – Przegarnął ręką włosy z coraz bardziej rozzłoszczoną miną. – Lubię cię o wiele bardziej niż jakąkolwiek inną kobietę, którą kiedykolwiek poznałem. Jak sądzisz, dlaczego, u diabła, się z tobą ożeniłem?
– Ponieważ beze mnie cały twój majątek przeszedłby na twojego okropnego kuzyna Cecila.
– Phillipa – poprawił ją odruchowo. – Po to, by ocalić majątek, mogłem się ożenić z kimkolwiek. Uwierz mi, grzebałem już w śmieciach w Londynie.
– Grzebałeś w śmieciach? – Ellie aż jęknęła. – Jak możesz coś takiego powiedzieć? Czy ty nie masz odrobiny szacunku dla kobiet?
– Kiedy ostatnio byłaś w Londynie i obracałaś się w towarzystwie?
– Dobrze wiesz, że nigdy…
– Właśnie o to mi chodzi. Uwierz mi, gdybyś miała szansę poznać większość londyńskich debiutantek, wiedziałabyś, o czym mówię. W zeszłym roku znalazłem tylko jedną, która miała odrobinę oleju w głowie, lecz ta była już zakochana w innym,
– To wyraźnie świadczy o tym, że miała odrobinę oleju w głowie.
Charles puścił tę uwagę mimo uszu.
– Ellie – powiedział miękkim, zachęcającym tonem. – Z jakiego powodu nasze małżeństwo nie miałoby być prawdziwe?
Ellie otworzyła usta, lecz nie potrafiła wymyślić nic. Każdy argument, który przychodził jej do głowy, wydawał się słaby i niemądry. Jak miała mu wytłumaczyć, że nie uważa się za gotową do intymności, ponieważ ma takie wrażenie? Brakowało jej racjonalnych argumentów, nie mogła podać przemyślanego rozsądnego powodu, wszystko opierało się jedynie na przeczuciu.
A nawet gdyby mogła to wyjawić, to przypuszczała, że nie potrafiłaby zrobić tego w przekonujący sposób. Przecież bliskość męża wyraźnie rozbudzała jej zmysły.
– Ellie – powiedział Charles. – Pewnego dnia będziesz musiała spojrzeć w lustro i przyznać, że mnie pragniesz.
Ellie zdziwiona podniosła głowę. Czyżby Charles w jakiś sposób zdołał odczytać jej myśli?
– Czy mam ci to udowodnić? – spytał szeptem. Wstał i podszedł do niej. – Co czujesz, kiedy to robię? – Delikatnie końcami palców musnął jej policzek.
– Nic – odszepnęła Ellie w jednej chwili wytrącona z równowagi.
– Naprawdę? – uśmiechnął się leniwie. – Bo ja czuję strasznie dużo.
– Charles…
– Szsz… A co czujesz, kiedy robię tak? – Nachylił się i chwycił ją zębami za ucho.
Ellie przełknęła ślinę, starając się zignorować jego gorący oddech na skórze.
Wsunął jej rękę za plecy i przyciągnął jeszcze bliżej, czując ciepło bijące od jej ciała.
– A co czujesz, kiedy robię to? – Lekko uścisnął jej pośladek.
– Charles! – jęknęła Ellie.
– „Charles, tak", czy „Charles, nie"?
Nie odpowiedziała. Nie mogłaby wydać z siebie żadnego dźwięku, nawet gdyby od tego zależało jej życie. Charles zachichotał.
– Przyjmuję to za twierdzącą odpowiedź.
Sięgnął do jej ust jak wygłodniały, a Ellie uświadomiła sobie, że musi się go przytrzymać, inaczej by się przewróciła. Nienawidziła tego, co z nią robił. Nienawidziła siebie za to, że tak uwielbia te uczucia, które on w niej wywołuje. Był uwodzicielem najgorszego rodzaju i przyznał przecież, że zamierza kontynuować swoje romanse również jako człowiek żonaty, ale wystarczyło, żeby jej dotknął, a ona już topniała jak masło.
Przypuszczała, że właśnie dlatego odnosił takie sukcesy w podbojach. Wmawiał jej wprawdzie, że pragnie być wierny, lecz jak mogła mu wierzyć? Kobiety muszą padać przed nim jak kostki domina, sama była tego doskonałym przykładem. Czy Charles będzie w stanie się im wszystkim oprzeć?
– Masz smak miodu – powiedział zachrypniętym głosem, lekko skubiąc kącik jej ust. – Masz smak jak żadna inna.
Ellie poczuła, że pod naciskiem jego mocnego ciała osuwa się na łóżko. Charles był nie tylko podniecony, wprost szalał za nią, a ona poczuła, że serce jej rośnie. Na próbę wyciągnęła rękę i dotknęła silnego karku. Poczuła poruszające się pod jej dotykiem mięśnie i natychmiast się cofnęła.
– Nie! – jęknął Charles, przyciągając jej rękę do siebie. -Jeszcze!
Dotknęła go ponownie, zdumiona gorącem jego skóry.
– Charles – szepnęła. – Nie powinnam…
– Powinnaś – odparł rozpalony. – Zdecydowanie powinnaś.
– Ale…
Uciszył ją kolejnym pocałunkiem. Ellie nie protestowała. Nie mogła mówić, nie mogła więc protestować, a poza tym mgliście uświadomiła sobie, że wcale nie chce. Instynktownie wtuliła się w jego ciepło i westchnęła, czując jego ciało na piersiach.
Charles szeptem powtarzał jej imię, Ellie miała wrażenie, że gdzieś się gubi, traci zdolność myślenia. Zaczynał się liczyć jedynie ten mężczyzna i to, co z nią robił…
Nagle wychwyciła jakiś dźwięk. Jakiś odgłos.
– Charles – szepnęła. – Myślę…
– Nie myśl.
Teraz stukanie było już głośniejsze.
– Ktoś jest za drzwiami.
– Nikt nie byłby aż tak okrutny – szepnął w jej szyję. – Ani tak głupi.
– Ellie! – Tym razem usłyszeli to już oboje. Głos z całą pewnością należał do Judith!
– Cholera! – zaklął Charles, zsuwając się z Ellie. Nikt inny nie zdołałby stłumić jego pożądania, ale głosik małej Judith natychmiast przekonał go, że dziewczynka jest ważniejsza od tego, co sam czuł. Usiadł i zapiął koszulę. Zobaczył, że Ellie już biegnie do drzwi, w biegu poprawiając suknię. Uśmiechnął się, widząc, jak bardzo się stara ułożyć włosy. Rzeczywiście okropnie je zmierzwił.
Kiedy Ellie otworzyła drzwi, zobaczyła dziewczynkę, której trzęsły się wargi. Natychmiast się nad nią pochyliła. -Judith, co się stało? Dlaczego jesteś taka smutna?
– Wcale nie jestem smutna, tylko zła.
Oboje, i Ellie, i Charles, uśmiechnęli się, słysząc takie oświadczenie.
– Może wejdziesz? – Ellie starała się zachować powagę w głosie.
Judith skinęła główką jak królowa i weszła do środka.
– Ach, dobry wieczór, Charles.
– Dobry wieczór, Judith, miło cię widzieć. Sądziłem, że szykujesz się już do spania.
– Bo tak by było, gdyby panna Dobbin nie ukradła mojego deseru.
Charles popatrzył na Ellie całkowicie zdezorientowany. Żona wyraźnie starała się ukryć uśmiech rozbawienia. Widać wiedziała, o co tutaj chodzi.
– Czy jakoś to wytłumaczyła? – spytała Ellie.
Usta Judith wykrzywiły się z miną świadczącą o wielkim niezadowoleniu.
– Powiedziała, że się źle sprawowałam, kiedy uczyłyśmy się liter.
– A czy tak było?
– Może troszeczkę, ale z całą pewnością nie na tyle, żeby zjadać mój deser.
Ellie obróciła się do Charlesa.
– A co było dzisiaj na deser?
– Ciasteczka z truskawkami z kremem i cynamonem – odparł. – Rzeczywiście bardzo smaczne.
– Moje ulubione – mruknęła Judith. – Panna Dobbin też lubi je najbardziej.
– Ja również – dodała Ellie i dotknęła ręką brzucha, w którym akurat głośno jej zaburczało.
– Chyba nie powinnaś była opuszczać kolacji – powiedział Charles z troską.
Ellie posłała mu jadowite spojrzenie i zaraz znów obróciła się do Judith.
– Obiecałam, że ci pomogę, kiedy zdarzy się taka sytuacja, prawda?
– No właśnie. Dlatego przyszłam. Zasłużyłam na deser i mogę to udowodnić.
Ellie kątem oka widziała, że Charles trzęsie się od wstrzymywanego śmiechu. Starała się go zignorować i znów popatrzyła na Judith, mrucząc: