– Naprawdę?
– Mhm. – Dziewczynka mocno pokiwała głową. – Przyniosłam swoją lekcję. Możesz sama zobaczyć, że wszystkie litery są idealne, nawet „Z", chociaż jest takie okropnie trudne.
Ellie wzięła do ręki kartkę, którą Judith wyciągnęła z kieszeni fartuszka. Kartka była nieco zmięta, ale widać było, że Judith napisała wszystkie litery, i duże, i małe.
– Bardzo pięknie – powiedziała Ellie. – Chociaż duże „M" trochę się chwieje.
– Co? – krzyknęła Judith przerażona.
– Żartowałam – odparła prędko Ellie, potem obróciła się do Charlesa i powiedziała: – Obawiam się, że będziesz musiał nam wybaczyć. Judith i ja mamy do załatwienia pewną bardzo ważną sprawę.
– Jako pan tego domu – Charles zrobił ważną minę – uważam, że powinienem zostać poinformowany o wszelkich złośliwych spiskach.
– Skoro sobie tego życzysz – powiedziała Ellie. – Zamierzamy zakraść się do kuchni i zabrać stamtąd porcję deseru dla Judith. - Na moment ucichła, bo w żołądku znów głośno jej zaburczało. – I chyba również dla mnie.
– Raczej nie mogę do tego dopuścić – oświadczył Charles.
– Ach, Charles! Nie rób tego! – krzyknęła Judith.
– Pod warunkiem, że przyjmiecie mnie na sprzymierzeńca. -Obrócił się do Ellie. – Poza tym wydaje mi się, że nie powinnaś chodzić do kuchni sama.
Ellie zgromiła go wzrokiem.
– We dwie z Judith doskonale damy sobie radę.
– Oczywiście, oczywiście, ale ze mną będzie weselej.
Judith pociągnęła Ellie za rękę.
– On ma rację. Z Charlesem może być bardzo wesoło, kiedy tego zechce.
Charles zmierzwił jej włosy.
– Tylko wtedy, kiedy zechce?
– Czasami jesteś za bardzo surowy.
– Ja mu powtarzam to samo – powiedziała Ellie ze współczującym wzruszeniem ramion.
– Ależ, Eleanor! – oburzył się Charles. – Zwykle mówisz mi coś innego! Może gdybym okazał ci większą surowość, odniósłbym większy sukces?
– Wydaje mi się, że pora, abyśmy wyszli. – Ellie pociągnęła Judith w stronę drzwi.
– Tchórz! – szepnął Charles, mijając ją.
– Możesz to nazywać tchórzostwem – odszepnęła. – Ale ja uważam, że to po prostu umiejętność oceny sytuacji. Judith ma dopiero sześć lat.
– Prawie siedem – oznajmiła dziewczynka.
– I wszystko słyszy – dodała Ellie.
– Dzieci już takie są – powiedział Charles, wzruszając ramionami.
– To tylko jeszcze jeden powód na to, by uważać na słowa.
– Idziemy do kuchni czy nie? – Judith tupnęła nogą.
– Idziemy, idziemy, kochana! – Charles wziął dziewczynkę za rękę. – Musimy teraz zachowywać się bardzo cicho.
– Tak cicho? – szepnęła Judith.
– Jeszcze ciszej. A ty… – Odwrócił się do Ellie. – Pamiętaj, żeby nie krzyczeć.
– Przecież ja nic nie powiedziałam – zaprotestowała.
– Ale słyszę, jak myślisz – odparł Charles, unosząc brwi. Judith zachichotała.
Ellie, niech Bóg ma ją w swojej opiece, roześmiała się również. Akurat w chwili, kiedy już miała oznajmić mężowi, że jest kompletnym nieudacznikiem, okazało się, że Charles z wdziękiem zamierza zmienić wyprawę do kuchni w romantyczną przygodę dla małej Judith.
– A słyszysz, jak ja myślę? – spytała dziewczynka.
– Oczywiście. Myślisz o ciasteczkach z truskawkami.
Judith zdumiona odwróciła się do Ellie.
– On ma rację!
Charles popatrzył na Ellie, zmysłowo mrużąc oczy.
– A czy ty słyszysz, o czym ja myślę?
Ellie zdecydowanie pokręciła głową.
– No tak – westchnął Charles. – Gdyby tak było, miałabyś głębszy rumieniec na policzkach.
– Popatrz! – pisnęła Judith. - Przecież ona się czerwieni! A jednak wie, o czym myślisz.
– Teraz już wiem – odparła Ellie.
– A o czym? – dopytywała się Judith.
– Wielkie nieba! – westchnęła Ellie. – Chyba już jesteśmy blisko kuchni, Lepiej zamknij buzię, Judith, Charles mówił, że musimy być cicho.
Na paluszkach weszli do kuchni, którą, jak zauważyła Ellie, dokładnie wyczyszczono i uprzątnięto od czasu jej ostatniej wizyty. Wyglądało na to, że piec, w którym się zapaliło, znów był w użyciu. Wprost umierała z chęci zajrzenia do środka i sprawdzenia rusztu. Może kiedy Charles obróci się tyłem…
– Jak sądzisz, gdzie monsieur Belmont schował te ciastka? -zwrócił się Charles do Judith.
– Może w kredensie? – zasugerowała dziewczynka.
– Świetny pomysł, zajrzymy tam.
Podczas gdy Charles z Judith pospiesznie sprawdzali kredens, Ellie zdobyła się na szaleństwo i podeszła do pieca, z konieczności po cichu. Zerknąwszy przez ramię, upewniła się jeszcze, czy mąż i Judith wciąż są zajęci, i prędko wsunęła głowę do pieca.
Zaglądała do niego zaledwie przez moment, lecz już to wystarczyło, żeby przekonać się, iż ruszt znajdował się w tej samej pozycji, w której go ustawiła.
– To strasznie dziwne - mruknęła pod nosem.
– Mówiłaś coś? – spytał Charles, nie odwracając się.
– Nie – skłamała. – Znaleźliście te ciastka?
– Niestety. Mam wrażenie, że służba kuchenna musiała sobie dziś wieczorem nieźle poużywać. Udało nam się natomiast znaleźć bardzo smakowicie wyglądające ciasto z maślanym kremem.
– Z maślanym kremem? – zainteresowała się Ellie.
– Mhm. Jestem pewien.
Ellie nie mogła mu nie uwierzyć, bo Charles mówił z palcem w ustach,
– To jest pyszne, Ellie! – zaświergotała Judith, nabierając sobie kremu palcem.
– Czy żadne z was nie ma zamiaru jeść samego ciasta? – spytała Ellie.
– Nie.
– Ja też nie.
– Od samego kremu jeszcze się rozchorujecie.
– To bardzo przykre – stwierdzi! Charles, kolejny raz oblizując palec z kremem. – Ale jakie pyszne!
– Spróbuj trochę, Ellie! – zachęcała ją Judith.
– Dobrze, ale tylko z kawałkiem ciasta.
– Ale to nam popsuje cały efekt – powiedział Charles. – Zamierzaliśmy z Judith oblizać całe ciasto z kremu, żeby monsieur Belmont rano miał się nad czym zastanawiać.
– Na pewno nie będzie z tego zadowolony – stwierdziła Ellie. -On nigdy nie jest zadowolony.
– Charles ma rację – wtrąciła Judith. – On jest zawsze zły i krzyczy na mnie po francusku.
Charles wyciągnął do Ellie palec pokryty kremem.
– Skosztuj, Ellie. Wiem, że masz ochotę.
Ellie się zapłoniła. Jego słowa zabrzmiały podobnie do tych, które wypowiedział w jej sypialni, kiedy próbował ją uwieść. Teraz przysunął palec do jej ust, ale Ellie cofnęła się, zanim dotknął warg.
– Szkoda – westchnął. – Sądziłem, że się zdecydujesz.
– Na co? – zainteresowała się Judith.
– Na nic – wybuchnęła Ellie i po to, by pokazać Charlesowi, że nie jest wcale takim strasznym tchórzem, zdjęła odrobinę kremu z jego palca.
– Ach! – wykrzyknęła za moment. – To naprawdę przepyszne!
– Przecież ci mówiłam – powiedziała Judith z wyrzutem.
Ellie zrezygnowała już z wszelkich wysiłków udawania dostojnej pani domu. Nie upłynęły dwie minuty, jak ciasto pozostało gołe.
12
Następnego dnia rano Ellie obudziła się nieco bardziej przychylnie usposobiona wobec męża. Trudno było źle odnosić się do człowieka, który w tak oczywisty sposób lubił dzieci.