Charles nie traktował małżeństwa tak poważnie, jak ona by tego chciała, lecz to wcale nie oznaczało, że jest złym człowiekiem. Być może je lekceważył, lecz nie był zły, a poza tym Ellie po tylu latach przeżytych z ojcem zaczynała uważać, że obcowanie z kimś, kto nie podchodzi do życia ze śmiertelną powagą, może być całkiem miłe. Najwyraźniej musi upłynąć sporo czasu, zanim Charles stanie się mężem, któremu będzie mogła zaufać ciałem i duszą, ale wieczorna wyprawa razem z Judith dała jej przynajmniej trochę nadziei na to, że ich małżeństwo jakoś się ułoży.
Nie zamierzała wprawdzie wpaść w zastawianą pułapkę i próbować go uwieść. Ellie nie miała wątpliwości, kto by był w tym górą. Przecież ona nic nie wiedziała o uwodzeniu. Pocałowałaby go, bo przecież tylko to umiała, i nie upłynęłyby sekundy, a uwodzicielka zmieniłaby się w uwodzoną.
Należało jednak oddać Charlesowi sprawiedliwość, że ze swojej strony dotrzymał umowy. Załatwił sprawy finansowe Ellie w sposób ją satysfakcjonujący, a ona teraz nie mogła się już doczekać, kiedy wreszcie będzie mogła znów zająć się swoimi interesami. Charles w jakimś momencie nocą wsunął jej przez drzwi kartkę ze wszystkimi informacjami i Ellie mogła teraz zadbać o swoje finanse. Doprawdy, to bardzo miłe, że o tym pamiętał, i postanowiła przypominać sobie o tym za każdym razem, gdy będzie miała ochotę udusić męża. Co prawda nie traciła nadziei, że częstotliwość, z jaką pojawiał się taki impuls, będzie się stale zmniejszać.
Ellie wybrała się do swojego nowego prawnika po pospiesznym śniadaniu, na które oczywiście nie podano grzanek. Pani Stubbs uparcie odmawiała ich przyrządzania. Ellie uznała, że gospodyni odrobinę zadziera nosa. Ale właściwie mogła się jedynie spodziewać kawałka węgla, który z wielkim trudem przypominał o tym, że był kiedyś kromką chleba. Doszła do wniosku, że nie warto się o to kłócić.
Nagle jednak przypomniała sobie, co widziała poprzedniego wieczoru. Ktoś ustawił ruszt tak, jak tego chciała. Jeśli wiedziała, co robi, a wciąż była przekonana, że tak jest, to wszyscy domownicy Wycombe Abbey mogliby do końca życia cieszyć się pysznymi grzankami z pyszną konfiturą.
Ellie zanotowała sobie w pamięci, że po powrocie musi się tym zająć.
Nowy prawnik Ellie, William Barnes, okazał się mężczyzną w średnim wieku, i wyglądało na to, że Charles bardzo jasno dał mu do zrozumienia, że jego żona sama zajmuje się swoimi finansami. Pan Barnes był uosobieniem uprzejmości, z szacunkiem wyrażał się nawet o finansowej wiedzy i osiągnięciach Ellie. Gdy poinstruowała go, że połowę jej pieniędzy należy umieścić na zachowawczym rachunku, połowę zaś zainwestować w dość ryzykowną spółkę zajmującą się handlem bawełną, z akceptacją pokiwał głową, doceniając jej rozsądek.
Po raz pierwszy Ellie mogła wykazać się znajomością rzeczy i stwierdziła, że sprawia jej to przyjemność. Lubiła wypowiadać się we własnym imieniu, a teraz nie musiała każdego zdania zaczynać od: „Mój ojciec chciałby" albo: „Zdaniem mojego ojca".
Jej ojciec nigdy nie miał żadnej opinii na temat pieniędzy, z wyjątkiem tej, że stanowią one jądro zła, więc Ellie z bezbrzeżną przyjemnością powtarzała: „Chciałabym zainwestować swoje fundusze następująco". Zdawała sobie sprawę, że może zostać wzięta za ekscentryczkę, wszak kobiety na ogół nie dysponowały własnym majątkiem, lecz to akurat ani trochę jej nie obchodziło, a raczej jeszcze umocniło w poczuciu niezależności.
Zanim powróciła do Wycombe Abbey, humor poprawił jej się tak bardzo, że postanowiła nie szczędzić wysiłku, by zmienić tę wielką posiadłość w swój prawdziwy dom. Na razie żadna z prób jej się nie udała. Ale tego dnia postanowiła poznać wszystkich dzierżawców. Wiedziała, że taki krok może przynieść wiele pożytku, gdyż często stan majątku zależał od relacji pomiędzy właścicielem ziemskim a dzierżawcami, Jako córka pastora nauczyła się przynajmniej tej jednej rzeczy: wysłuchiwać zmartwień mieszkańców wioski i pomagać im w rozwiązywaniu kłopotów. Jako pani wielkich włości miała teraz o wiele większą władzę i wyższą pozycję. Czuła jednak, że jej zadanie nie będzie się bardzo różniło od tego, co robiła dotychczas.
Doskonale wiedziała, jak się do tego zabrać.
Oczywiście, równie dobrze wiedziała, jak poprawić piec i hodować róże, a do czego ją to doprowadziło?
Minęło już południe, kiedy Ellie wróciła, i Rosejack poinformował ją, że hrabia wybrał się na przejażdżkę.
Może i lepiej. Wolała poznać dzierżawców bez zobowiązującej obecności hrabiego. Helen byłaby tutaj o wiele lepszą towarzyszką i Ellie miała nadzieję, że kuzynka Charlesa zgodzi się na taką wyprawę.
Okazało się, że się nie pomyliła. Ellie zastała ją w bawialni i przedstawiła swój pomysł.
– Och, oczywiście, z wielką chęcią – odparła Helen. – Zadanie odwiedzania dzierżawców już od kilku lat spoczywa na moich barkach, ale prawdę mówiąc, nie wychodzi mi to najlepiej.
– Z całą pewnością jest inaczej – uśmiechnęła się Ellie.
– Zapewniam cię, że tak. Bywam raczej nieśmiała i nigdy nie wiem, co im powiedzieć.
– Wobec tego umowa stoi. Z radością przejmę ten obowiązek. Ale dzisiaj musisz mi towarzyszyć, żeby mi wszystko pokazać.
Powietrze było rześkie, kiedy Ellie i Helen wybrały się w drogę, słońce jednak stało wysoko na niebie i świeciło jasno, obiecując ciepłe popołudnie. Spacer do pierwszych chat dzierżawców zabrał im około dwudziestu minut. Sama Ellie doszłaby tam prawdopodobnie pięć minut wcześniej, ale już dawno nauczyła się dostosowywać swój prędki, energiczny krok do kroku innych.
– Pierwszy dom należy do Thoma i Bessie Stillwellów – powiedziała Helen. – Dzierżawią niewielki kawałek ziemi, na którym hodują owies i jęczmień. Pani Stillwell dorabia też naprawianiem ubrań.
– Stillwell – powtórzyła Ellie, zapisując to nazwisko w małym notesiku. – Owies. Jęczmień. Naprawianie ubrań. – Podniosła głowę. – Jakieś dzieci?
– Chyba dwoje. Chociaż nie, już teraz troje, parę miesięcy temu urodziła im się dziewczynka.
Ellie zastukała do drzwi, otworzyła je może dwudziestopięcioletnia kobieta.
– Ach, pani Pallister, witam! – zwróciła się do Helen raczej skrępowana. – Nie spodziewałam się pani wizyty. Czy mogę zaproponować herbatę? Obawiam się tylko, że nie mam herbatników,
– Proszę się nie przejmować, pani Stillwell – odparła Helen. – Przecież przychodzimy niespodziewanie i z całą pewnością nie możemy oczekiwać, że będzie nas pani podejmować.
– No tak – odparła Bessie bez przekonania, Przeniosła spojrzenie na Ellie i jakby zdenerwowała się jeszcze bardziej. Zapewne słyszała, że hrabia się ożenił, i zgadywała, że ma do czynienia z nową hrabiną. Ellie stwierdziła, że musi natychmiast zrobić coś, żeby rozluźnić napięcie.
– Witam, pani Stillwell – powiedziała. – Jestem nową hrabiną Billington i bardzo się cieszę, że mogę panią poznać.
Bessie dygnęła, mrucząc pod nosem powitanie. Ellie zadała sobie pytanie, jakiego rodzaju doświadczenia musieli mieć dzierżawcy z arystokracją, skoro tak nerwowo reagują na jej przybycie. Uśmiechnęła się najcieplejszym ze swoich uśmiechów i powiedziała:
– To pierwszy dom dzierżawców, który odwiedzam. Jestem pewna, że doradzi mi pani, jaką drogę powinnam dzisiaj obrać, chcąc odwiedzić wszystkich.
Bessie rozluźniła sugestia, że ma doradzać hrabinie, i dalsza część rozmowy potoczyła się już tak miło, jak Ellie miała na to nadzieję. Dowiedziała się, że dzieci gospodarzy to Thom junior, Billy i Katey, że Stillwellowie myślą o kupnie nowej świni i że dach trochę im przecieka. Ellie obiecała, że postara się, by naprawiono go jak najszybciej.