– Do czego zmierzasz? – spytała groźnie Ellie,
– No cóż – wzruszył ramionami. – Na pewno do jakiejś puenty. Ale dotarcie do niej najwyraźniej sprawia mi kłopoty.
– Nigdy bym tego nie zauważyła.
– Cały problem polega na tym, że ja do niczego nie jestem ci potrzebny.
– No, to nie jest do końca prawda…
– Nie jest? – Charles w jednej chwili zaczął sprawiać wrażenie bardziej trzeźwego niż jeszcze przed momentem. – Przecież masz swoje pieniądze, masz nowych przyjaciół, po co ci, u diabła, mąż? Doskonale można mnie zignorować.
– Nie jestem pewna, czy tak bym powiedziała…
– Przypuszczam, że mógłbym doprowadzić do tego, byś mnie potrzebowała.
– A dlaczego miałbyś tego chcieć? Przecież mnie nie kochasz.
Charles przez moment się zastanawiał, a w końcu stwierdził:
– Nie wiem. Ale tak jest.
– Kochasz mnie? – spytała z niedowierzaniem.
– Nie, ale chcę, żebyś mnie potrzebowała.
Ellie starała się nie zwracać uwagi na to, jak serce kuli jej się w piersi, gdy usłyszała przeczącą odpowiedź.
– Dlaczego? – spytała jeszcze raz. Charles wzruszył ramionami.
– Nie wiem. Po prostu chcę. A teraz chodź do łóżka.
– Z całą pewnością tego nie zrobię.
– Wydaje ci się, że nie pamiętam, co robiliśmy na łące?
Ellie zaczerwieniła się, lecz nie potrafiłaby uczciwie odpowiedzieć, czy to z zażenowania, czy z gniewu. Charles usiadł i łypnął na nią okiem.
– Chcę dokończyć to, co zaczęliśmy, żono.
– Nie teraz, kiedy alkohol uderzył ci do głowy – odparła zdecydowanie, cofając się poza zasięg jego rąk. – Z całą pewnością w pewnej chwili zapomnisz, co robisz.
Charles aż jęknął, najwyraźniej ciężko obrażony.
– Nigdy, powtarzam, nigdy nie zapomnę, co robię, jestem doskonałym kochankiem, milady. Wyśmienitym.
– Czy tak ci powtarzały wszystkie twoje przyjaciółki? – Ellie nie zdołała wstrzymać się od zadania tego pytania.
– Tak. Nie! To nie jest rzecz, o której chce się rozmawiać z własną żoną – mruknął.
– No właśnie. Właśnie dlatego zamierzam wyjść.
– Na pewno nie. – Z szybkością, na jaką nie powinno stać nikogo po wypiciu butelki brandy, Charles wyskoczył z łóżka, przemknął przez pokój i złapał Ellie w pasie. Zanim zdążyła odetchnąć, już leżała na łóżku, a Charles na niej.
– Witaj, żono – powiedział, patrząc na nią jak wilk.
– Pijany wilk – mruknęła, krztusząc się od oparów alkoholu. Charles uniósł brew.
– Powiedziałaś, że będę mógł cię pocałować.
– Kiedy? – spytała podejrzliwie.
– Na schodach. Nalegałem tak długo, aż w końcu powiedziałaś: „Dobrze".
Ellie z irytacją wypuściła powietrze. Najwyraźniej pamięć Charlesa wciąż działała jak należy. Uśmiechnął się triumfalnie.
– Bardzo miłe w tobie, Ellie, jest to, że całkowicie nie potrafisz się wyprzeć własnych słów.
Ellie nie zamierzała go zachęcać do pocałunku, nie mogła też zaprzeczyć ostatniemu zdaniu, w którym mimo wszystko kryło się coś w rodzaju komplementu. Nie powiedziała więc nic.
Ten plan jednak nie wypalił, gdyż Charles zaraz stwierdził:
– Jesteś bardzo dzielna, moja kochana, że nie zaczynasz nic gadać. Aż trudno przez to znaleźć twoje usta.
W następnej chwili już ją całował, Ellie zaś odkryła, że brandy ma o wiele lepszy smak niż zapach. O tyle lepszy wręcz, że kiedy przesunął się i zaczął całować jej szyję, zdumiona własną śmiałością przyciągnęła jego głowę z powrotem do ust.
Dało to Charlesowi powód do śmiechu, lecz pocałował ją znów, tym razem namiętniej. Po chwili, która zdawała się wiecznością, zmysłowych tortur, uniósł głowę, dotknął nosem jej nosa i wymówił jej imię.
Upłynęła chwila, zanim Ellie zdolna była odpowiedzieć: „Słucham".
– Nie jestem wcale tak wstawiony, jak ci się wydaje.
– Nie?
Charles pokręcił głową.
– Ale przecież chwiałeś się na nogach, czkałeś i bełkotałeś.
Uśmiechnął się, widząc jej zdumienie.
– Ale już teraz nie.
– Ach! – Ellie z rozchylonymi ustami usiłowała przetrawić tę informację i stwierdzić, co ona oznacza. Mogła to być zapowiedź tego, że ich małżeństwo zostanie skonsumowane tego wieczoru, a być może nawet jeszcze tej godziny. Czuła się jednak dziwnie oszołomiona i jej umysł najwyraźniej nie działał na najwyższych obrotach.
Charles obserwował ją jeszcze przez kilka minut, aż w końcu znów pochylił się, żeby ją pocałować. Dotykał ustami wszystkich miejsc na jej twarzy, policzków, oczu, uszu, z wyjątkiem ust. Ręce zanurzył w jej włosach, rozpościerając je na poduszce. Potem przesunął dłonie w dół jej ciała, pogładził łuki bioder, pieścił długie nogi, a wszędzie, gdzie jej dotknął, pozostawiał ślady ognia.
Ellie miała wrażenie, jakby w jej ciele tkwiły dwie kobiety. Jedna jej część pragnęła leżeć tutaj i pozwalać Charlesowi na tę magię, przyjmować jego pieszczoty jako cenny dar. Druga jej część pragnęła aktywnie w tym uczestniczyć. Zastanawiała się, co by poczuła, gdyby to ona go dotknęła, gdyby uniosła głowę i obsypała pocałunkami jego szyję.
W końcu nie mogła dłużej poskromić swoich pragnień. Zawsze lubiła działać i bierność nie leżała w jej naturze. Nawet gdy chodziło o jej uwiedzenie. Objęła go rękami i mocno przycisnęła do siebie. Jej palce zmieniły się w namiętne szpony i…
– Aaa! – powietrze rozdarł wrzask Charlesa, co całkowicie zgasiło namiętność Ellie- Jęknęła zdziwiona i skuliła się pod nim, próbując przyciągnąć ręce do siebie.
– Aaaaa! – Tym razem krzyk był jeszcze bardziej przeraźliwy.
– Co, u diabła? – spytała wreszcie, obracając się na bok, kiedy Charles stoczył się z niej z twarzą udręczoną bólem.
– Zabijesz mnie. – wydusił z siebie -Umrę zanim ten rok się skończy.
– O czym ty, u diabła, mówisz?
Charles usiadł i popatrzył na swoje ramię, które znów zaczęło krwawić.
– Ja to zrobiłam? Kiwnął głową.
– To był ten drugi krzyk.
– A pierwszy?
– Siniaki na plecach.
– Nie wiedziałam, że masz posiniaczone plecy.
– Ja też – odparł cierpko.
Ellie poczuła, że wybiera w niej będący zupełnie nie na miejscu śmiech. Przygryzła wargę.
– Bardzo cię przepraszam.
Charles tylko pokręcił głową.
– Przyjdzie taki dzień, kiedy wreszcie skonsumuję to cholerne małżeństwo!
– Mógłbyś spróbować dostrzec w tym jaśniejsze strony.
– A są jakieś?
– No, muszą być. – Sama jednak nie potrafiła ich znaleźć, Charles westchnął i wyciągnął rękę.
– Zeszyjesz mnie jeszcze raz?
– Masz ochotę na więcej brandy?
– To prawdopodobnie położy kres moim miłosnym zapędom na dzisiejszy wieczór, ale tak, bez tego się nie obejdzie. -Westchnął. – Wiesz, Ellie, chyba pojąłem, dlaczego mężczyźni biorą sobie żony.
– Nie rozumiem.
– Wszędzie mnie boli. Wszędzie. Miło jest mieć kogoś, komu można to powiedzieć.
– A wcześniej nie mówiłeś?
Pokręcił głową. Ellie dotknęła jego ręki.
– Wobec tego cieszę się, że możesz powiedzieć o tym mnie.
Potem znalazła szpulkę nici i butelkę brandy i zabrała się do pracy.
15
Następnego dnia rano Ellie obudziła się wcześnie, jak to miała w zwyczaju. Nadzwyczajny natomiast był fakt, że leżała na łóżku Charlesa, zwinięta w kłębek blisko niego, z jego ręką przerzuconą przez ramiona.