Выбрать главу

– Dzień dobry, Charles.

– Zawsze chciałem, żebyś podniosła przede mną spódnicę -stwierdził z ironicznym uśmieszkiem. – A kto jest tym szczęśliwcem, dla którego zdecydowałaś się na ten czarujący gest?

Ellie zapomniała, że ma się zachowywać dostojnie, i pokazała mu język.

– Bardziej odpowiednim słowem jest co, nie kto.

Charles powiódł za jej wzrokiem na cuchnący stos usypany za drzewkiem pomarańczowym. Zrobił krok do przodu, wciągnął powietrze, zakrztusił się.

– Wielkie nieba, Ellie! – rozkasłał się. – Co ty zrobiłaś tym roślinom?

– To nie ja! – wybuchnęła. – Naprawdę sądzisz, że jestem taka głupia, żeby stwierdzić, że gnijący łeb owcy to najlepszy sposób na poprawienie samopoczucia drzewka pomarańczowego?

– Co? – poderwał się, żeby się lepiej przyjrzeć.

– Już to wyrzuciłam – powiedziała, wskazując na worek.

– Dobry Boże, Ellie, nie powinnaś była tego robić!

– To prawda – zgodziła się. – Nie powinnam. Komuś w Wycombe Abbey najwyraźniej przeszkadza moja obecność. Ale jeśli mi wybaczysz, to zamierzam pozbyć się ostatecznie tego bałaganu, nawet gdyby miało mnie to zabić, Nie zniosę dłużej tej sytuacji.

Charles wypuścił powietrze z płuc i bez słowa patrzył, jak Ellie wbija łopatę w stos odpadków.

– Wiesz co – powiedziała. – Mógłbyś mi przytrzymać worek. Chociaż może wcześniej powinieneś włożyć rękawice.

Charles zamrugał, nie mogąc uwierzyć, że jego żona sama zabrała się do sprzątania.

– Ellie, mogę kazać służbie, żeby się tym zajęła.

– Nie, nie możesz – powiedziała prędko, z większym przejęciem, niż się po niej spodziewał. – Służący nie muszą tego robić. Nie zamierzam ich o to prosić.

– Ależ, Ellie, przecież właśnie po to mamy służących! Płacę im sowicie za utrzymywanie Wycombe Abbey w czystości, a to jest po prostu bardziej śmierdzący bałagan niż zwykle.

Ellie popatrzyła na niego z podejrzanie błyszczącymi oczami.

– Pomyślą, że ja to zrobiłam. Nie chcę tego,

Charles uświadomił sobie, że tu chodzi o jej dumę, a ponieważ sam sporo na ten temat wiedział, nie naciskał. Powiedział jedynie:

– A więc dobrze. Nalegam tylko, żebyś oddała mi łopatę. Jakiż byłby ze mnie mąż, gdybym pozwolił żonie wykonywać najcięższą pracę!

– Nie ma mowy! Masz skaleczoną rękę.

– Ta rana nie jest aż tak poważna.

Ellie prychnęła.

– Być może zapomniałeś, że to ja cię szyłam wczoraj wieczorem. Najlepiej wiem, na ile to poważne.

– Eleanor, oddaj mi łopatę!

– Nigdy w życiu!

Charles skrzyżował ręce i przyglądał jej się spod oka. Boże, ależ ona uparta!

– Ellie – powiedział. – Proszę, daj mi łopatę.

– Nie.

Wzruszył ramionami.

– No dobrze, wygrałaś. Nie będę pracował łopatą.

– Wiedziałam, że to zrozumiesz.

– Moje ramię – powiedział Charles, przyciągając ją do siebie. – Właściwie działa bardzo dobrze.

Łopata upadła na ziemię, a Ellie wykręciła szyję, żeby móc na niego spojrzeć.

– Charles? – spytała z wahaniem. Uśmiechnął się przebiegle.

– Pomyślałem, że mógłbym cię pocałować

– Tutaj? – jęknęła.

– Mhm.

– Ale tu cuchnie!

– Potrafię to zignorować, jeśli i ty potrafisz.

– Ale dlaczego?

– Dlaczego chcę cię pocałować?

Kiwnęła głową.

– Pomyślałem, że może to powstrzymałoby cię od gadania o tej idiotycznej łopacie.

Zanim Ellie zdążyła cokolwiek powiedzieć, nachylił się i mocno przycisnął wargi do jej ust. Ellie nie rozluźniła się, zresztą Charles wcale się tego nie spodziewał, ale ogromną przyjemność sprawiało mu trzymanie w ramionach tej zdecydowanej na wszystko, przedsiębiorczej osóbki. Ellie była jak mała lwica, potrafiła się ogniście bronić, a Charles stwierdził, że pragnąłby, aby wszystkie te uczucia kierowały się ku niemu. W jakiś sposób jej upór co do jego odpoczynku w czasie, gdy ona będzie wykonywać ciężką pracę, wcale nie uraził jego męskiej dumy. Po prostu poczuł, że jest kochany.

Kochany? Czy właśnie tego pragnął? Wcześniej sądził, że pragnie małżeństwa podobnego do związku jego rodziców.

Sądził, że będzie żył własnym życiem, a Ellie swoim, i że oboje będą z tego zadowoleni. Tymczasem jego młoda żona pociągała go w sposób, jakiego się nigdy nie spodziewał, jakiego istnienia nigdy nie podejrzewał. I wcale nie był zadowolony tego małżeństwa. Pragnął jej, pragnął jej rozpaczliwie, a ona zawsze znajdowała się jakby poza jego zasięgiem.

Charles odrobinę uniósł głowę i popatrzył na Ellie. Oczy miała zamglone, miękkie usta rozchylone. Nie rozumiał, dlaczego wcześniej tego nie zauważył, ale musiała być najpiękniejszą kobietą na całym świecie i właśnie ją trzymał teraz w objęciach i…

… i znów musiał ją pocałować. Już teraz. Znów przycisnął się do jej ust, wypełniony rozpalonym pragnieniem. Ellie miała smak rozgrzanych owoców, słodki i aromatyczny, i charakterystyczny tylko dla niej. Rozgorączkowanymi dłońmi podsunął w górę jej spódnicę i halki, aż wreszcie mógł dotknąć sprężystego uda.

Ellie jęknęła cicho i wczepiła się w jego barki, co Charlesa roznamiętniło jeszcze bardziej. Przesunął rękę w górę, docierając do miejsca, w którym kończyły się jej pończochy. Musnął palcem gołą skórę, z radością wyczuwając drżenie wywołane jego dotykiem.

– Ach, Charles! – jęknęła Ellie i to wystarczyło, by stanął w ogniu. Wystarczył sam dźwięk jego imienia w jej ustach.

– Ellie – powiedział głosem tak zachrypniętym, że aż trudno rozpoznawalnym. – Musimy iść na górę, natychmiast!

Ellie przez moment nie reagowała, tylko trzymała się go kurczowo, aż w końcu oświadczyła:

– Nie mogę.

– Nie mów tak – powiedział, ciągnąc ją ku drzwiom. – Możesz mówić wszystko, tylko nie to.

– Nie mogę. Muszę zamieszać konfitury.

To go zatrzymało.

– Co ty, u diabła, wygadujesz?

– Muszę… – urwała i zwilżyła wargi. – Nie patrz tak na mnie!

– Jak? – zdumiał się, czując, że wraca mu dobry humor.

Ellie ujęła się pod boki i popatrzyła surowo.

– Tak jakbyś chciał mnie pożreć!

– Ależ ja właśnie tego chcę.

– Charles!

Wzruszył ramionami.

– Matka kazała, żebym zawsze mówił prawdę.

Ellie wyglądała tak, jakby zaraz miała tupnąć nogą.

– Naprawdę muszę iść.

– Cudownie, będę ci towarzyszył na górę.

– Muszę iść do kuchni – podkreśliła. Charles westchnął.

– Nie do kuchni.

Ellie zacisnęła usta w wąską, wyrażającą złość kreskę, aż w końcu wypaliła:

– Smażę konfitury, które zamierzam podarować dzierżawcom w prezencie świątecznym. Mówiłam ci o tym wczoraj.

– Wobec tego dobrze. Pójdziesz do kuchni, a potem do sypialni.

– Ale ja… – Głos Ellie zamarł, kiedy uświadomiła sobie, że wcale nie ma ochoty dłużej się z nim kłócić. Chciała poczuć na sobie jego dłonie, chciała słuchać miękkich, pieszczotliwych słów. Chciała poczuć się najbardziej pożądaną kobietą na całym świecie, jak zaczyna czuć się za każdym razem, gdy patrzył na nią tym zamglonym spojrzeniem spod ciężkich powiek.

Podjęła wreszcie decyzję, uśmiechnęła się zażenowana i powiedziała po prostu:

– Dobrze.

Charles najwyraźniej nie spodziewał się jej zgody, bo z niedowierzaniem zawołał:

– Zgadzasz się?

Kiwnęła głową, nie patrząc mu w oczy.

– Wspaniale!

Wyglądał jak podniecony młody chłopiec, co Ellie wydało się nieco dziwne, zważywszy, że miał ją przecież uwieść.