Charles wstał i ruszył w stronę drzwi.
– Widzę, że zostałem po prostu wyproszony.
– Pół godziny! – krzyknęła za nim Judith. Charles zajrzał jeszcze z korytarza. -Jesteś prawdziwym tyranem, kochaneczko!
– Charles – powiedziała Ellie z udawaną irytacją. – Judith prosiła o prywatną audiencję.
– Mała szelma – mruknął Charles.
– Wszystko słyszałam – uśmiechnęła się Judith. – A to znaczy tylko, że mnie kochasz.
– Ona się nie da oszukać – stwierdziła Ellie i wyciągnęła rękę, żeby pogłaskać dziewczynkę po głowie. Dopiero wtedy przypomniała sobie, że nie może tego zrobić.
– Uważaj na swoje ręce – przykazał Charles.
– Uciekaj już! – odparła Ellie ze śmiechem, którego nie zdołała stłumić.
Przez drzwi usłyszały jeszcze, jak, idąc korytarzem, burczał pod nosem. Judith przez cały czas chichotała.
– A więc dobrze – powiedziała Ellie w końcu. – O czym chciałaś ze mną rozmawiać?
– O urodzinach Charlesa. Claire powiedziała mamie i mnie, że chcesz zaplanować przyjęcie.
– O, tak, oczywiście, bardzo się cieszę, że o tym pamiętałaś. Obawiam się, że sama niewiele będę mogła zrobić, ale potrafię świetnie wszystkim pokierować,
– Nie, to ja będę rządzić.
– No to może będę druga w kolejności.
– Oczywiście.
– Wobec tego umowa stoi – stwierdziła Ellie. – A ponieważ nie możemy uścisnąć sobie dłoni, musimy przypieczętować ją pocałunkiem.
– Oczywiście. – Judith przeczołgała się po łóżku i głośno ucałowała Ellie w policzek.
– Świetnie, teraz ja muszę pocałować ciebie i możemy przystąpić do układania planów.
Judith zaczekała, aż Ellie pocałuje ją w czubek głowy, i powiedziała:
– Uważam, że powinnyśmy kazać monsteur Belmontowi upiec tort. Olbrzymi. Z maślanym kremem.
– Olbrzymi czy tylko wielki? – spytała Ellie z uśmiechem.
– Olbrzymi! – zawołała Judith, rękami pokazując, jak duży ma być. – Możemy też…
– Au! – Ellie krzyknęła z bólu, kiedy dziewczynka trąciła ją w zabandażowana rękę.
Judith natychmiast zeskoczyła z łóżka.
– Przepraszam, strasznie przepraszam. To było niechcący, przysięgam!
– Wiem – powiedziała Ellie, zaciskając zęby z bólu. – Nic złego się nie stało, kochanie. Weź tylko tę buteleczkę ze stolika i nalej mi odrobinę.
– Ile? Tyle? – Judith palcem pokazała w połowie filiżanki, mniej więcej pół dawki.
– Nie, połowę tego – odparła Ellie. Ćwierć dawki wydawało jej się odpowiednim kompromisem. Wystarczy, by uśmierzyć ból, a być może nie wywoła przy tym jednocześnie senności.
– Tylko nie mów nic Charlesowi.
– Dlaczego?
– Po prostu nie mów. Nienawidzę, kiedy ma rację – mruknęła.
– Słucham?
Ellie wypiła zawartość filiżanki, którą Judith przyłożyła jej do ust.
– To nic takiego. Wrócimy teraz do naszych planów? Następnych piętnaście minut upłynęło im na poważnej dyskusji na temat kremu maślanego i argumentowaniu o wyższości czekolady nad wanilią.
Później tego dnia Charles wszedł przez drzwi łączące ich pokoje z jakąś kartką w ręku.
– Jak się czujesz? – pytał.
– O wiele lepiej, dziękuję. Chociaż bardzo trudno mi przerzucać stronice w książce.
Charles rozbawiony uniósł kącik ust.
– Czyżbyś próbowała czytać?
– Owszem, „próbowałam" to właściwie słowo – odparła Ellie cierpko.
Podszedł do niej, przerzucił jej stronę, wpatrując się przy tym w książkę.
– I jak też sobie poczyna dzisiaj nasza droga panna Dashwood? – spytał.
Ellie spojrzała na niego zmieszana, aż w końcu zrozumiała, że Charles pokazuje na powieść Rozważna i romantyczno, którą usiłowała czytać.
– Doskonale – odparła. – Wydaje mi się, że pan Ferrars w każdej chwili może się jej oświadczyć.
– To niezwykle emocjonujące – stwierdził, a Ellie z podziwem zauważyła, że udało mu się utrzymać na twarzy wyraz absolutnej powagi.
– Możesz zabrać tę książkę – stwierdziła. – Dość mam już czytania na to jedno popołudnie.
– Czy masz ochotę na kolejną ćwiartkę porcji laudanum?
– Skąd o tym wiesz?
– Ja wiem wszystko, kochana – odparł, unosząc brew.
– Wyobrażam sobie, że z całą pewnością wiesz, jak przekupić Judith.
– To się w istocie przydaje.
Ellie przewróciła oczyma.
– Rzeczywiście chętnie zażyję ćwiartkę dawki.
Nalał jej i podał, a potem roztarł rękę.
– Ach! – zawołała Ellie. – Całkiem zapomniałam o twojej ranie. Jak się czujesz?
– Nawet w połowie nie tak źle jak ty, nie musisz się o to martwić.
– Ale nie będę w stanie usunąć szwów.
– Jestem przekonany, że ktoś inny będzie mógł to zrobić. Na przykład Helen. Przecież ona stale coś haftuje albo szyje.
– Może i tak, mam tylko nadzieję, że nie oszukujesz mnie i nie ukrywasz, że to bardzo boli. Jeśli przekonam się, że tak…
– Na miłość boską, Ellie! Przecież to ty odniosłaś poważne obrażenia. Przestań się martwić o mnie.
– O wiele łatwiej jest martwić się o ciebie, niż siedzieć tutaj i myśleć o swoich rękach.
Charles uśmiechnął się ze zrozumieniem. -Trudna jest dla ciebie taka bezczynność, prawda?
– Okropna.
– Może więc odbędziemy jedną z konwersacji, jakie podobno odbywają mężowie i żony.
– Przepraszam?
– Powiedz do mnie coś takiego, jak „mój kochany, kochany mężu"…
– Proszę cię.
Charles ją zignorował.
– „Mój najdroższy ukochany mężu! Czy miło upłynął ci ten dzień?"
Ellie westchnęła.
– No dobrze, chyba mogę zagrać w tę grę.
– Jesteś bardzo dzielna – stwierdził z aprobatą. Ellie zerknęła na niego z ukosa i spytała:
– Czym się dzisiaj zajmowałeś, drogi mężu? Słyszałam, że poruszasz się w sąsiednim pokoju?
– Chodziłem.
– Chodziłeś? To brzmi poważnie.
Na twarzy Charlesa powoli zaczął ukazywać się uśmiech.
– Układałem nową listę.
– Nową listę? Aż mi dech zapiera, nie mogę doczekać się, kiedy o niej usłyszę. Jak jest zatytułowana?
– „Siedem sposobów na zabawienie Eleanor".
– Tylko siedem? Nie wiedziałam, że tak łatwo mnie zabawić.
– Zapewniam cię, że bardzo wiele nad tym myślałem.
– Jestem o tym przekonana, poświadczają to najlepiej ścieżki wydeptane w dywanie.
– Nie śmiej się z mojego nieszczęsnego dywanu. Chodzenie to najmniejsze z moich zmartwień. Jeśli reszta naszego małżeństwa upłynie tak jak ostatnie dwa tygodnie, to zaręczam, że całkiem posiwieję, zanim skończę trzydzieści lat.
Ellie doskonale wiedziała, że jego urodziny przypadają już następnego dnia. Nie chciała jednak popsuć niespodzianki, którą zaplanowała z paniami Pallister, powiedziała więc tylko:
– Jestem pewna, że odkąd zawarłam pokój z Claire, nasze życie będzie płynąć spokojnie.
– Mam szczerą nadzieję, że tak będzie – powiedział tonem rozzłoszczonego młodego chłopaka. – No dobrze, ale czy chcesz posłuchać, co jest na mojej nowej liście? Spędziłem nad nią całe popołudnie.
– Ależ oczywiście. Mam ją sama przeczytać, czy odczytasz mi na głos?
– Chyba wolałbym przedstawić ci ją sam. – Nachylił się do niej i z uniesioną brwią dodał chytrze: – Będę miał wtedy pewność, że każde słowo zostanie właściwie zaakcentowane.