Выбрать главу

– Łamanie jej serca po raz drugi było zupełnie zbędne.

Helen nie zdążyła odpowiedzieć, bo Judith, wyczołgała się spod stołu i oznajmiła:

– Rozgniotłam tego żuka. Był strasznie wielki i jadowity.

– Nie było żadnego żuka, a ty o tym dobrze wiesz, kochanie – powiedziała Ellie.

– Czy wiesz, że żuki lubią maślany krem?

– Dokładnie tak jak małe dziewczynki.

Judith zacisnęła usta, wyraźnie niezadowolona z obrotu, jaki przybierała ta rozmowa.

– Wydaje mi się, że ich słyszę – szepnęła nagle podniecona Helen. – Bądźcie cicho!

Stanęły z boku przy drzwiach, wypatrując i nasłuchując. Moment później wyraźnie dał się słyszeć głos Claire:

– Przekonasz się, że dużo zrobiłam w oranżerii – mówiła.

– Na pewno. – Głos Charlesa rozbrzmiewał coraz głośniej. Ale czy nie szybciej doszlibyśmy tam przez wschodni hall?

– Służąca woskuje tam podłogę – odparła natychmiast Claire. – Na pewno jest bardzo ślisko.

– Bystra dziewczyna – szepnęła Ellie do Helen.

– Sądzę więc, że możemy przejść przez małą jadalnię – ciągnęła Claire. – Będzie równie szybko i…

Drzwi zaczęły się otwierać.

– Niespodzianka! – rozległ się okrzyk czterech pań, mieszkających w Wycombe Abbey.

Charles rzeczywiście wyglądał na zdumionego, ale tylko przez moment, bo zaraz z raczej gniewną miną zwrócił się do Ellie:

– Dlaczego, u diabła, wstałaś z łóżka?

– Wszystkiego najlepszego! – powiedziała cierpko.

– Twoje ręce…

– Najwyraźniej nie przeszkadzają mi w chodzeniu, chociaż komuś może się to wydawać dziwne.

– Ale…

Helen z bardzo niezwykłym dla siebie gestem zniecierpliwienia lekko poklepała Charlesa po głowie,

– Cicho już bądź, kuzynie, i przyłącz się do naszego przyjęcia.

Charles popatrzył na rozradowane, pełne wyczekiwania twarze i uświadomił sobie, że okazał się okropnym zrzędą.

– Bardzo wam wszystkim dziękuję – powiedział. – Jestem zaszczycony, że chciałyście tak uczcić moje urodziny.

– Nie mogło się obyć przynajmniej bez tortu - powiedziała Ellie. – Judith i ja wspólnie zdecydowałyśmy, jaki będzie krem. Maślany.

– Naprawdę? – spytał z uśmiechem. – Bardzo mądrze!

– Namalowałam dla ciebie obrazek! – zawołała Judith. -Akwarelami!

Charles uklęknął przy dziewczynce.

– Jest śliczny, to wygląda jak… jak… – Wzrokiem poszukał pomocy u Helen, Claire i Ellie, ale wszystkie wzruszyły ramionami.

– Jak stajnie! – zawołała podniecona Judith.

– No właśnie!

– Całą godzinę przyglądałam się im, jak malowałam.

– Całą godzinę? To doprawdy niezwykłe. Umieszczę go na honorowym miejscu w moim gabinecie.

– Ale najpierw musisz go oprawić – poinstruowała go. -W złote ramy.

Ellie zdusiła śmiech i nachyliła się do Helen.

– Przewiduję, że tę małą czeka wielka przyszłość – szepnęła. – Może zostanie królową świata.

Helen westchnęła.

– Moja córka z całą pewnością wie, czego chce.

– Ależ to bardzo pozytywne – stwierdziła Ellie. – Dobrze jest wiedzieć, czego się chce. Osobiście przekonałam się o tym dopiero niedawno.

Charles pokroił tort, oczywiście według wskazówek Judith, która doskonale wiedziała, jak należy to zrobić, a potem zajął się rozpakowywaniem prezentów.

Oprócz akwarelki namalowanej przez Judith była wśród nich również haftowana poduszka od Claire i malutki zegar od Helen.

– To na twoje biurko – wyjaśniła. – Zauważyłam, że wieczorem trudno zobaczyć, która jest godzina na stojącym zegarze w drugim końcu pokoju.

Ellie lekko szturchnęła męża w bok, żeby przyciągnąć do siebie jego uwagę.

– Ja jeszcze nie mam dla ciebie prezentu – powiedziała cicho. – Ale mam pewien plan.

– Naprawdę?

– Powiem ci o nim w przyszłym tygodniu.

– Muszę czekać cały tydzień?

– Będą mi potrzebne obie ręce – odparła, rzucając mu zalotne spojrzenie.

Charles uśmiechnął się.

– Nie wiem, jak wytrzymam.

Charles nie rzucał słów na wiatr. W Wycombe Abbey zjawiła się krawcowa z próbkami materiałów i wykrojów. Zakupu przeważającej części garderoby Ellie planowano dokonać w Londynie, lecz pani Smithson z Canterbury była doskonałą krawcową i mogła przygotować przynajmniej kilka sukien tak, żeby Ellie miała w czym jechać do stolicy.

Ellie była bardzo podniecona spotkaniem z krawcową. Zawsze szyła sobie suknie sama i korzystanie z usług osoby, która zajmuje się tym profesjonalnie, uważała za wielki luksus.

Okazało się jednak, że w spotkaniu z krawcową uczestniczyć będzie nie tylko ona.

– Charles! – powtórzyła Ellie po raz piąty. – Doskonale potrafię sama wybrać swoje suknie.

– Oczywiście, kochanie, ale nie byłaś jeszcze w Londynie i… -Spojrzał na wzór trzymany przez panią Smithson. – Och, nie ta się nie nadaje! Dekolt jest zanadto wycięty.

– Ależ te suknie nie są przeznaczone na wyjazd do Londynu, tylko na wieś. A na wsi byłam – dodała nieco sarkastycznym tonem. – A jeśli chodzi o ścisłość, to właśnie jestem na wsi.

Charles, jeśli nawet ją usłyszał, to pozostawił jej oświadczenie bez komentarza.

– Zielony – powiedział najwyraźniej do pani Smithson, -Ślicznie jej w zielonym.

Ellie byłaby bardzo zadowolona z tego komplementu, ale miała w tej chwili o wiele pilniejszą sprawę.

– Charles, naprawdę chciałabym chociaż na moment zostać z panią Smithson sama.

– A po co? – oburzył się.

– A czy nie byłoby miło, gdyby chociaż jedna suknia była dla ciebie niespodzianką? – uśmiechnęła się przy tym słodko.

Charles wzruszył ramionami.

– Nie zastanawiałem się nad tym.

– No to się zastanów – powiedziała zniecierpliwiona. – Najlepiej w gabinecie.

– Naprawdę nie chcesz, żebym tu był?

Wyglądał na urażonego. Ellie natychmiast zrobiło się przykro.

– Po prostu wybieranie sukien to ulubiona kobieca rozrywka.

– Naprawdę? A ja tak się na to cieszyłem! Nigdy dotąd nie wybierałem sukni dla żadnej kobiety…

– Nawet dla swoich… – Ellie ugryzła się w język. Chciała powiedzieć „kochanek", ale po cóż wymawiać to na glos. Starała się myśleć optymistycznie i wolała nie przypominać Charlesowi, że kiedyś obracał się w półświatku.

– Charles -ciągnęła już bardziej miękkim głosem. – Chciałabym wybrać coś, co by ci sprawiło niespodziankę.

Burknął gniewnie pod nosem, ale w końcu wyszedł.

– Hrabia jest bardzo oddanym małżonkiem, nieprawdaż? -stwierdziła pani Smithson, zamykając za nim drzwi.

Ellie zaczerwieniła się i tylko mruknęła coś w odpowiedzi. Zaraz jednak uświadomiła sobie, że musi działać prędko, jeśli chce coś osiągnąć przed powrotem Charlesa. Znała go już na tyle, że wiedziała, iż może w każdej chwili zmienić zdanie i wrócić pod byle pretekstem.

– Pani Smithson – powiedziała. – Z sukniami nie ma takiego pośpiechu, ale ja potrzebuję…

Pani Smithson uśmiechnęła się ze zrozumieniem.

– Wyprawy?

– Tak, trochę bielizny.

– Mogę to załatwić bez przymiarek. Ellie odetchnęła z ulgą.

– Czy mogę polecić bladą zieleń? Pani mężowi wyraźnie podobał się ten kolor.

Ellie kiwnęła głową.

– A styl?

– Ach, wszystko jedno. Cokolwiek uzna pani za stosowne dla świeżo upieczonej żony.

Ellie starała się nie podkreślać zanadto określenia „świeżo upieczona", z drugiej strony jednak chciała dać krawcowej do zrozumienia, że nie chce nowej nocnej koszuli tylko dlatego, że w nocy marznie.