Pani Smithson pokiwała głową z tajemniczym uśmiechem i Ellie wiedziała już, że prześle coś bardzo wyjątkowego, a z całą pewnością coś, czego Ellie sama by dla siebie nie wybrała.
Ellie stwierdziła w duchu, że zważywszy na jej brak doświadczenia w kwestiach uwodzenia, być może tak będzie najlepiej.
Tydzień później ręce Ellie prawie się zagoiły. Skóra na nich wciąż była wrażliwa, lecz nie bolały już przy każdym ruchu. Nadszedł czas, aby ofiarować Charlesowi jego prezent urodzinowy.
Ellie była przerażona.
Oczywiście czuła też pewne podniecenie, lecz zważywszy na kompletny brak doświadczeń, zdecydowanie przeważał w niej lęk.
Ellie bowiem postanowiła, że prezentem, jaki ofiaruje Charlesowi na jego trzydzieste urodziny, będzie ona sama. Chciała, aby ich małżeństwo stało się wreszcie prawdziwym i związkiem dusz i – aż się wzdrygnęła na tę myśl – ciał.
Pani Smithson spełniła swoją obietnicę. Ellie nie mogła i uwierzyć w to, co widzi w lustrze. Krawcowa wybrała dla niej strój z najjaśniejszego zielonego jedwabiu. Dekolt był skromny, lecz cały ubiór tak śmiały, że Ellie coś takiego nawet się nie śniło. Składał się z dwóch kawałków jedwabiu, połączonych jedynie na ramionach. Można je było związać po obu stronach w pasie, lecz nawet wtedy odsłaniała się długość jej nóg i krągłość bioder.
Ellie czuła się w tym stroju prawie jak naga i z radością przyjęła również pasujący do kompletu peniuar. Zadrżała, po trosze dlatego, że noc była chłodna, a po trosze dlatego, że słyszała Charlesa kręcącego się po swoim pokoju. Zwykle zaglądał życzyć jej dobrej nocy, lecz Ellie wydawało się, że oszaleje, jeśli będzie teraz siedzieć i czekać na niego. Cierpliwość nigdy nie była jej mocną stroną.
Wzięła głęboki oddech i zastukała do drzwi łączących ich pokoje.
Charles zamarł z rękami przy fularze, który akurat zdejmował. Jeszcze nigdy się nie zdarzyło, żeby Ellie zastukała do tych drzwi. To zawsze on odwiedzał ją w jej sypialni, a poza tym, czy ręce zagoiły się jej na tyle, żeby stukała w drewno? Wprawdzie kostki u rąk nie ucierpiały tak bardzo, lecz mimo wszystko…
Ściągnął fular i rzucił go na otomanę, a potem podszedł do drzwi. Nie chciał, żeby Ellie przekręcała klamkę, więc zamiast krzyknąć „proszę", po prostu je otworzył.
I prawie zemdlał.
– Ellie? – spytał, a raczej wydusił z siebie. Ona się tylko uśmiechnęła.
– Co ty masz na sobie?
– To… to część mojej wyprawy ślubnej.
– Przecież ty nie masz wyprawy.
– Doszłam do wniosku, że może mi się przydać.
Charles zastanowił się nad tym oświadczeniem i poczuł, że oblewa go gorąco.
– Czy mogę wejść?
– Tak, oczywiście. – Odsunął się na bok i przepuścił żonę. Usta aż otworzył ze zdziwienia. Ten dziwny strój spięty w talii idealnie podkreślał każdą krągłość jej ciała.
Ellie obróciła się.
– Przypuszczam, że zastanawiasz się, dlaczego tu jestem?
Charles tylko zamknął usta.
– Sama nie wiem - dodała, śmiejąc się nerwowo.
– Ellie, ja…
Zrzuciła peniuar.
– Ach, Boże! – jęknął, przewracając oczami. – Chcesz mnie przetestować, prawda?
– Charles!
– Włóż to z powrotem! – nakazał rozgorączkowany, podnosząc peniuar z podłogi. Wciąż dało się w nim wyczuć ciepło jej skóry. Charles odrzucił go więc i sięgnął po wełniany koc.
– Nie, lepiej okryj się tym!
– Charles, przestań!
Ellie uniosła ręce, żeby odepchnąć koc, i wtedy Charles zobaczył, że jej oczy wypełniają się łzami.
– Nie płacz! – wydusił z siebie. – Dlaczego płaczesz?
– Czy ty…? Czy ty…?
– Czy ja co?
– Czy ty mnie nie chcesz? – szepnęła. – Nawet odrobinę? W zeszłym tygodniu mnie chciałeś, ale nie byłam tak ubrana i…
– Oszalałaś! – prawie krzyknął. – Pragnę cię tak bardzo, że gotów byłbym umrzeć. Zakryj się więc, bo inaczej mnie zabijesz!
Ellie ujęła się pod boki, czując ogarniającą ją irytację.
– Uważaj na ręce! – wrzasnął.
– Wszystko z nimi w porządku – warknęła Ellie.
– Na pewno?
– Owszem, dopóki nie będę się przedzierała bez rękawiczek przez krzewy róż.
– Jesteś pewna?
Ellie kiwnęła głową.
Charles przez krótką chwilę się nie poruszał, a potem natarł na nią z siłą, od której dech zaparło jej w piersiach. W jednym momencie Ellie stała, a w następnym leżała na łóżku, nakryta ciałem Charlesa.
Najbardziej zdumiewające było jednak to, że on ją całował. Całował naprawdę, w niezwykły sposób, jaki nie powtórzył się od wypadku. Wprawdzie na swojej liście wypisywał różne rzeczy, lecz w rzeczywistości traktował ją jak delikatny kwiat. Teraz całował ją całym ciałem, dłońmi, które odkryły już szczeliny w jej bieliźnie i obejmowały teraz krągłość ud, biodrami wciskającymi się w jej biodra i sercem wyczuwalnie mocno bijącym w piersi.
– Nie przestawaj – szepnęła Ellie. – Nigdy nie przestawaj.
– Nie mógłbym, nawet gdybym tego chciał – odparł Charles, delikatnie skubiąc ją za ucho wargami. – A wcale nie chcę.
– To dobrze.
Ellie obróciła głowę, a Charles przesunął usta z jej ucha na szyję.
– Ta suknia – jęknął, wyraźnie nie mogąc mówić pełnymi zdaniami. – Nie wyrzucaj jej nigdy.
– Podoba ci się? – uśmiechnęła się Ellie. W odpowiedzi rozsunął ją na biodrach.
– Takie stroje powinny być zakazane.
– Mogę sobie sprawić takie we wszystkich kolorach.
Przesunął dłonie pod jej piersi.
– Dobrze, i każ mi przysłać rachunek. A jeszcze lepiej zapłacę z góry.
– Za tę zapłaciłam z własnych pieniędzy – powiedziała Ellie miękko.
Charles uniósł głowę i znieruchomiał, wyczuwając w jej głosie coś dziwnego.
– Ale dlaczego? Przecież wiesz, że możesz korzystać z moich funduszy, żeby kupić sobie, co tylko zechcesz.
– Wiem. Ale to mój urodzinowy prezent dla ciebie.
– Ta suknia?
Uśmiechnęła się i pogładziła go po policzku. Mężczyźni potrafią być tacy niedomyślni.
– Owszem, ta suknia. Ja. – Wzięła go za rękę i położyła sobie na sercu. – Chcę, żeby nasze małżeństwo stało się prawdziwe.
Charles nic nie powiedział, tylko ujął jej twarz w dłonie i długo się jej przyglądał. Potem niezwykle powoli opuścił głowę i pocałował ją czulej, niż mogła marzyć.
– Ach, Ellie! – westchnął. – Taki jestem szczęśliwy!
Nie była to w pełni deklaracja miłości, lecz Ellie serce się rozśpiewało.
– Ja też jestem szczęśliwa – szepnęła.
Przesunął wargi wzdłuż jej szyi, pieszcząc ją całą twarzą.
Dłonie wsunęły się pod jedwab, pozostawiając ślady ognia na jej już i tak rozpalonej skórze. Czuła jego dotyk na biodrach, na brzuchu, na piersiach, ciągle pragnęła więcej. Zaczęła rozpinać guziki u jego koszuli, rozpaczliwie pragnąc poczuć ciepło jego skóry. Drżała jednak z podniecenia, a dłonie wciąż jeszcze miała niezbyt sprawne.
– Ja to zrobię – szepnął i podniósł się, żeby zdjąć koszulę. Rozpinał ją powoli, a Ellie nie wiedziała, czy chce, żeby robił to jeszcze wolniej, by przedłużyć tę słodką udrękę, czy też wolałaby, żeby zdarł ją z siebie i natychmiast znalazł się blisko niej.
W końcu nachylił się nad nią, opierając się na wyprostowanych rękach.
– Dotknij mnie! – nakazał i dodał zduszonym głosem: – Proszę.
Ellie z wahaniem uniosła rękę. Nigdy wcześniej nie dotykała nagiej piersi mężczyzny, ba, nawet jej nie widziała. Okazała się miękka i sprężysta, i rozpalona pod jej dotykiem.