Ellie stanęła na palcach jednej nogi i pocałowała go w nos.
– To jeden.
– Uważam, że liczy się tylko za pól
Pocałowała go w usta, lekko drażniąc językiem kącik ust.
– To drugi.
– A trzeci?
– Nie dostałbyś trzeciego, gdybym się, tak sprytnie z tobą nie targowała – przypomniała.
– Owszem, ale teraz już się go spodziewam. Pospiesz się więc.
Ellie uśmiechnęła się leciutko.
– Całe szczęście, że w ubiegłym tygodniu tyle się nauczyłam o całowaniu.
– Na całe szczęście dla mnie – odparł z uśmiechem. Pocałowała go namiętnie, poczuł to każdym nerwem ciała, w końcu musiał ją odepchnąć. – Lepiej skacz szybko.
Ellie roześmiała się i zaczęła trochę skakać, trochę biec. Zanim dotarli do schodów, śmiali się tak mocno, że Ellie zachwiała się i aż przysiadła na najniższym stopniu.
– Au! – krzyknęła.
– Czy wszystko w porządku?
Oboje obrócili się z niemądrymi minami i zobaczyli Helen, która stała w wielkim holu razem z ciotką Cordelią i przyglądała im się ze zdziwieniem.
– Wydawało mi się, że kulejesz, Ellie – powiedziała. – A potem jakby… No właściwie aż trudno to określić.
Ellie zaczerwieniła się jak piwonia.
– Charles… ja… ach…
Charles nawet nie zawracał sobie głowy próbami wyjaśniania czegokolwiek.
– Chyba już wszystko rozumiem – stwierdziła Helen. -Chodźmy stąd, ciociu Cordelio. Wydaje mi się, że młodzi małżonkowie potrzebują odrobiny prywatności.
– Młodzi małżonkowie, to ci dopiero! – burknęła Cordelia. -Zachowują się jak młode cielęta!
Starsza dama wymaszerowała z holu, Helen pospieszyła za nią.
– No, przynajmniej nie krzyczy „Pożar!" przy każdej nadarzającej się okazji.
– Masz rację – stwierdził Charles. – Mam wrażenie, że ten wypadek w kuchni oswoił ją z ogniem.
– Na całe szczęście.
– Niestety, a może raczej na szczęście, w zależności od twojego punktu widzenia, ze mną jest odwrotnie.
– Chyba nie rozumiem, o co ci chodzi.
– O to, że cały płonę!
Ellie aż otworzyła usta.
– Biegnij więc do sypialni jak najprędzej, bo inaczej pożrę cię na schodach.
Ellie uśmiechnęła się chytrze.
– Zrobiłbyś to?
Charles pochylił się do przodu z miną rozpustnika, za jakiego go uważano.
– Na pani miejscu nie poważyłbym się na taką śmiałość, chyba że jest pani w pełni świadoma konsekwencji.
Ellie zerwała się i zaczęła uciekać. Charles pobiegł za nią, w duchu ciesząc się, że wreszcie zdecydowała się używać obu nóg.
Kilka godzin później Ellie i Charles wyciągnięci w łóżku i podparci na poduszkach jedli obiad, który przyniesiono im do pokoju. Żadne z nich nie miało ochoty schodzić na dół.
– Przepiórka? – spytał Charles, biorąc kawałeczek mięsa. Ellie jadła mu z ręki.
– Mhm, przepyszne.
– Szparagi?
– Będę okropnie gruba.
– Ale ciągle śliczna. – Wsunął jej kawałek szparaga do ust. Ellie westchnęła z zadowoleniem.
– Monsieut Belmont to prawdziwy geniusz,.
– Właśnie dlatego go zatrudniłem. Spróbuj tej pieczonej kaczki. Obiecuję ci, że będziesz zachwycona.
– Ach, przestań już, nie przełknę ani kęsa!
– Tchórzysz – zażartował Charles, nie odkładając talerza ani łyżki. – Nie możesz teraz przestać. A poza wszystkim monsieur Belmont wpadnie we wściekłość, jeśli nie zjesz leguminy. To jego arcydzieło.
– Nie wiedziałam, że kucharze również produkują arcydzieła.
Charles uśmiechnął się uwodzicielsko.
– W tym wypadku musisz mi zaufać, że tak jest.
– No dobrze, zgadzam się. Spróbuję odrobiny.
Ellie otworzyła usta i Charles wsunął jej łyżkę do ust.
– Wielkie nieba! – krzyknęła. – To boskie!
– Domyślam się, że chcesz jeszcze trochę.
– Jeśli nie dasz mi więcej tej leguminy, to cię zabiję!
– Powiedziałaś to z zimną krwią – stwierdził.
– Bo ja wcale nie żartuję – odparła Ellie, zerkając na niego z powagą.
– No to masz całą miskę. Nie zamierzam stawać pomiędzy kobietą a jej przysmakiem.
Ellie umilkła na czas, jakiego wymagało zjedzenie prawie całej leguminy, i dopiero potem stwierdziła:
– Normalnie obraziłabym się na tę uwagę, lecz ponieważ ogarnął mnie stan uniesienia, w tej chwili tego nie zrobię.
– Ciekaw jestem, czy ten stan uniesienia wywołała moja męskość, czy też po prostu legumina.
– Nie będę na to odpowiadać, nie chciałabym ranić twoich uczuć.
Charles przewrócił oczami.
– Bardzo jesteś miła.
– Proszę, każ monsieur Belmontowi przyrządzać to regularnie.
– Nawet codziennie, to mój ulubiony deser.
Ellie zamarła z łyżką w ustach.
– Ach! – westchnęła z miną winowajcy. – Chyba powinnam się z tobą podzielić.
– Nie przejmuj się. Mogę zjeść ciastko z truskawkami. -Ugryzł kawałek. – Wydaje mi się, że monsieur Belmont stara się o podwyżkę.
– Co masz na myśli?
– Czyż ciastka z truskawkami nie należą do twoich ulubionych dań? Wykazał się niezwykłą dbałością, przygotowując oba nasze ulubione desery.
Ellie zrobiła poważną minę.
– Skąd nagle taka powaga? – spytał Charles, zlizując okruszyny z warg.
– Stoję przed bardzo poważnym moralnym dylematem.
Charles rozejrzał się po pokoju.
– Nic takiego nie widzę.
– Lepiej dokończ tę leguminę – powiedziała Ellie, wręczając mu miskę, w której została najwyżej jedna trzecia deseru. – Przez kilka tygodni nie wydobędę się z poczucia winy, jeśli się nią z tobą nie podzielę.
– Wiedziałem, że poślubienie córki pastora będzie miało swoje zalety – uśmiechnął się Charles.
– Wiem – westchnęła. – Nigdy nie potrafiłam zignorować nikogo w potrzebie.
Charles z entuzjazmem zjadł łyżkę leguminy.
– Nie wiem, czy można mnie nazwać człowiekiem w potrzebie, lecz ze względu na ciebie jestem gotów uważać, że tak jest.
– Ileż trzeba się poświęcać dla żony! – mruknęła Ellie.
– Dokończ to ciastko z truskawkami.
– Nie, nie mogę – Ellie podniosła rękę do góry. – Zjedzenie go po tej leguminie byłoby bluźnierstwem.
– Jak uważasz – wzruszył Charles ramionami.
– A poza tym nagle jakoś dziwnie się poczułam.
Charles odstawił miskę z leguminą i przyjrzał się Ellie uważnie. Patrzyła niezbyt przytomnie, a jej cera wydawała się niezdrowa.
– Rzeczywiście wyglądasz dziwnie.
– Ach, Boże! – jęknęła Ellie, łapiąc się nagle za brzuch i zwijając w kłębek.
Charles czym prędzej usunął z łóżka wszystkie naczynia.
– Ellie? Kochanie?
Nie odpowiedziała, pojękiwała tylko, próbując zwinąć się jeszcze ciaśniej. Na czole wystąpił jej pot, oddychała płytko, urywanie.
Charles poczuł, że ogarnia go panika. Przecież Ellie zaledwie chwilę wcześniej śmiała się i żartowała, teraz zaś wygląda tak, jakby… jakby… Dobry Boże, jakby umierała!
Poczuł serce w gardle, skoczył do dzwonka i z całej siły za niego pociągnął. Potem otworzył drzwi i ile sił w płucach ryknął:
– Cordelio!
Ciotka być może miała niezbyt dobrze poukładane w głowie, ale całkiem sporo wiedziała o chorobach i leczeniu, a zresztą Charles nie wiedział, co innego mógłby zrobić.
– Ellie! – wrócił do żony. – Co się dzieje? Proszę, odezwij się do mnie!
– To jak rozpalone miecze – wyjęczała z zaciśniętymi oczami, jakby to mogło uchronić ją przed bólem- – Mam w brzuchu rozpalone miecze. Zrób coś z tym, proszę!