– Ach, Charles, jestem taka szczęśliwa, że spadłeś z tego drzewa!
– A ja się cieszę, że akurat pode mną przechodziłaś. Najwyraźniej doskonale potrafię celować.
– Cóż za skromność!
– Przeczytaj mi, proszę, ostatni punkt na liście.
Ellie się zaczerwieniła.
– O, to nic takiego i tak naprawdę nie ma znaczenia, ponieważ wcale nie muszę ci uświadamiać, że mnie kochasz. Jak mówiłeś, sam do tego doszedłeś.
– Przeczytaj to, moja kochana, bo inaczej przywiążę cię do łóżka.
Ellie aż otworzyła usta.
– Nie patrz tak na mnie. Przecież nie przywiązałbym cię mocno.
– Charles!
Charles przewrócił oczami.
– Nie przypuszczałem, że wiesz o takich rzeczach.
– Och, nie o to chodzi. Ale może punkt piąty zobacz sam. -Podsunęła mu kartkę,
Charles popatrzył i przeczytał:
– Punkt piąty. Przywiązać go do… – wybuchnął śmiechem, zanim jeszcze odczytał słowo „łóżko".
– To wcale nie jest to, o czym myślisz.
– Kochanie, jeśli wiesz, o czym myślę, to znaczy, że jesteś o wiele mniej niewinna, niż sądziłem.
– Cóż, to z pewnością nie jest to, co masz na myśli. Przestań się śmiać, to ci powiem.
Charles być może coś odpowiedział, ale słowa zginęły wśród śmiechu.
– Chodziło mi o tylko o to – mruknęła Ellie – że sprawiasz wrażenie zakochanego, kiedy… no wiesz… więc pomyślałam, że mogłabym cię tu zatrzymać.
Charles wyciągał do niej ręce.
– Możesz mnie związać, milady.
– Mnie chodziło o przenośnię!
– Wiem – westchnął. – Tym bardziej szkoda.
Ellie starała się wstrzymać uśmiech.
– Powinnam oburzyć się na takie słowa.
– Ale jestem zbyt czarujący?
– Charles!
– Słucham?
– Żołądek.
Natychmiast spoważniał.
– Słucham?
– Już jest całkiem w porządku.
– Chcesz przez to powiedzieć, że…
Ellie uśmiechnęła się uwodzicielsko.
– Dokładnie to, o czym myślisz. A tym razem wiem. Jestem rzeczywiście mniej niewinna niż tydzień temu.
Nachylił się do jej ust. -I dzięki Bogu.
Ellie zarzuciła mu ręce na szyję i wtuliła się w ciepło jego ciała.
– Tęskniłam za tobą ostatniej nocy – szepnęła.
– Ostatniej nocy byłaś nieprzytomna – odparł, wysuwając się z jej objęć. – I będziesz musiała potęsknić za mną jeszcze przez jakiś czas.
– Co?
Charles stanął na podłodze.
– Naprawdę masz mnie za łotra, który próbowałby cię wykorzystać w takim stanie?
– Szczerze powiedziawszy, to ja zamierzałam wykorzystać ciebie.
– Bałaś się że będę złym mężem, ponieważ nie będę mógł poskromić pierwotnych instynktów – wyjaśnił. – A to, moim zdaniem, wyśmienita demonstracja kontroli.
– Ależ nie musisz się kontrolować przy mnie.
– Tak czy owak będziesz musiała poczekać przez kilka dni.
– Jesteś potworem.
– To tylko frustracja, Ellie. Przejdzie ci.
Z oczu Ellie strzeliły iskry.
– Wobec tego przyślij do mnie Judith, chyba wolę jej towarzystwo.
– Kocham cię – roześmiał się Charles.
– A ja ciebie. A teraz wyjdź stąd, zanim rzucę w ciebie czymś ciężkim.
21
Tymczasowa abstynencja Charlesa była właśnie tymczasowa i wkrótce razem z Ellie powrócili do zwyczajów młodych małżonków.
Miewali jednak rozłączne zajęcia i pewnego dnia, kiedy Ellie zasiadła nad gazetą, Charles postanowił objechać konno swoje włości. Było niezwykle ciepło jak na tę porę roku i chciał wykorzystać słoneczną pogodę, zanim zrobi się zbyt zimno na długie przejażdżki. Gorąco pragnął zabrać Ellie ze sobą, ona jednak nie umiała jeździć na koniu i zdecydowanie odmówiła nauki przed wiosną, kiedy zrobi się cieplej, a ziemia przestanie być taka twarda.
– Z pewnością nieraz spadnę z konia – wyjaśniła. – A wolę, żeby ziemia była wygrzana i miękka.
Charles roześmiał się na wspomnienie tych słów, dosiadając swego wałacha, i ruszył spokojnym kłusem. Jego żona była bez wątpienia obdarzona zmysłem praktycznym, bardzo w niej to kochał.
W ostatnich dniach myśli o Ellie do tego stopnia zajmowały mu głowę, iż wstydził się, że ludzie muszą machać mu ręką przed oczami, ponieważ patrzył gdzieś w dal. Nie mógł nic na to poradzić, musiał myśleć o niej, ale stwierdził, że ma przy tym głupawy uśmieszek i smętnie wzdycha.
Ciekaw był, czy to mu kiedykolwiek przejdzie. Miał nadzieję, że nie.
Zanim dotarł do końca podjazdu, przypomniał sobie trzy zabawne komentarze wygłoszone przez Ellie poprzedniego wieczoru, wyobraził sobie, jak wygląda, kiedy ściska Judith, i zastanowił się nad tym, co będą robić tej nocy.
Od tych snów na jawie zrobiło mu się gorąco, a uwaga nieco się przytępiła, dlatego w pierwszym momencie nie zorientował się, że koń dziwnie się denerwuje.
– Spokojnie, Whistler, dobry chłopiec! – powiedział, ściągając cugle. Ale wałach go nie słuchał, parskał jakby ze strachu i z bólu.
– Co, u diabła? – Charles nachylił się i próbował uspokoić Whistlera, poklepując go po długiej szyi. To jednak nie pomogło i wkrótce Charles musiał skupić wszystkie swoje siły na utrzymaniu się w siodle.
– Spokojnie, Whistler, spokojnie!
Bez rezultatu. W jednej minucie Charles trzymał cugle w rękach, a w następnej już frunął przez powietrze, nie mając czasu nawet przekląć. Wylądował na prawej nodze, tej samej, którą nadwerężył w dniu, w którym spotkał Ellie.
Dopiero teraz przeklął, i to nie raz. Nie uśmierzyło to jednak ani bólu, ciągnącego się przez całą łydkę, ani też złości.
Whistler parsknął po raz ostatni i pełnym galopem ruszył w stronę Wycombe Abbey, zostawiając Charlesa ze zranioną nogą. Charles obrócił się na kolana i na czworakach dotarł do najbliższego pnia. Tam usiadł i dalej przeklinał. Obmacał kostkę przez but i ze zdumieniem stwierdził, że puchnie dosłownie w oczach. Spróbował ściągnąć trzewik, lecz ból okazał się zbyt mocny. Znów trzeba będzie go przeciąć. Kolejna para dobrych butów do wyrzucenia.
Jęknął, sięgnął po kij, który mógł posłużyć mu jako laska, i powoli zaczął kuśtykać w stronę domu. Ból był wprost zabójczy, ale nie pozostawało mu nic innego, jak kontynuować wędrówkę. Zapowiedział przecież Ellie, że nie będzie go przez kilka godzin, nikt więc nie zauważy jego nieobecności.
Poruszał się wolno i bardzo niepewnie. Wreszcie jednak dotarł do końca podjazdu i przed oczami ukazało mu się Wycombe Abbey.
I nie tylko. W jego stronę już pędziła Ellie, głośno wykrzykując jego imię.
– Charles! – wrzeszczała. – Dzięki Bogu! Go się stało? Whistler wrócił! Krwawi i…
Gdy tylko do niego dopadła, przestała mówić, żeby złapać oddech.
– Whistler krwawi? – zdziwił się Charles.
– Tak. Stajenny nie jest pewny, dlaczego, a ja nie wiedziałam, co się z tobą stało, i… A co się stało?
– Whistler mnie zrzucił i zwichnąłem kostkę.
– Znów?
Charles z niesmakiem popatrzył na prawą nogę. -To ta sama. Przypuszczam, że nie zaleczyła się od poprzedniego razu.
– Boli cię?
Popatrzył na nią jak na wariatkę. -Jak wszyscy diabli.
– No tak, domyślam się. Oprzyj się na mnie. Wrócimy razem do domu.
Charles zarzucił rękę na ramię żony i podtrzymywany przez nią zaczął kuśtykać.
– Czuję się tak, jakby mi się drugi raz przyśnił zły sen -stwierdził.
– Bo przeżyliśmy już coś podobnego – zachichotała Ellie. -Lecz, jeśli dobrze sobie przypominasz, nie spotkalibyśmy się, gdybyś wtedy nie zwichnął nogi, a już na pewno nie oświadczyłbyś mi się, gdybym nie zajęła się twoimi obrażeniami z taką czułością i delikatnością.