– Z czułością i delikatnością! – prychnął. – Przecież ty wprost ziałaś ogniem!
– No tak, bo nie mogłam dopuścić do tego, żebyś użalał się nad sobą.
Kiedy zbliżyli się już do domu, Charles oświadczył:
– Muszę iść do stajni zobaczyć, dlaczego Whistler krwawi.
– Możesz tam iść po opatrzeniu stopy.
– A ty możesz się tym zająć w stajni. Jestem pewien, że ktoś tam ma nóż, którym rozetniesz mi but.
Ellie przystanęła.
– Nalegam, żebyś wrócił do domu, gdzie będę mogła sprawdzić, czy nie złamałeś żadnej kości.
– Nic nie złamałem.
– Skąd to wiesz?
– Bo już wcześniej łamałem kości i znam to uczucie.
Pociągnął ją, starając skierować w stronę stajni, ale Ellie jakby zapuściła korzenie.
– Ellie! – wybuchnął. – Chodźmy!
– Przekonasz się, że jestem bardziej uparta, niż ci się wydaje.
– Jeśli to prawda, to znaczy, że jestem w kłopocie – mruknął.
– Co to oznacza?
– To, że powiedziałbym, że jesteś uparta jak przeklęty muł, ale nie powiem tak, bo obraziłbym muła.
Ellie odskoczyła, puszczając go.
– O, doprawdy!
– Na miłość boską – burknął Charles, rozcierając łokieć, w który uderzył się przy upadku. – Pomożesz mi się dostać do tych cholernych stajni, czy mam kuśtykać sam?
Ellie w odpowiedzi obróciła się na pięcie i pomaszerowała w stronę Wycombe Abbey.
– Przeklęta uparta baba! – mruknął. Na szczęście miał swoją laskę i już kilka minut później osunął się na ławkę w stajni. – Niech ktoś mi przyniesie nóż! – krzyknął. Czuł, że jeśli zaraz nie zdejmie tego przeklętego buta, opuchlizna i tak go rozerwie.
Stajenny o imieniu James natychmiast podbiegł do niego z nożem.
– Whistler krwawi, milordzie – oznajmił.
– Już słyszałem. – Charles skrzywił się i zaczął ciąć cholewkę jednego z prawie najlepszych butów. Te najlepsze zniszczyła już Ellie.
Podszedł do niego Thomas Leavey, który nadzorował stajnie i w opinii Charlesa był jednym z najlepszych znawców koni w całym kraju, i oznajmił:
– Znaleźliśmy to pod siodłem.
Charlesowi dech zaparło w piersiach. Leavey trzymał w dłoni zgięty, zardzewiały gwóźdź. Nie był zbyt długi, lecz ciężar Charlesa w siodle wystarczył, by go wbić w grzbiet Whistlera i przyprawić konia o wielki ból.
– Kto siodłał mojego konia? – spytał ostro Charles,
– Ja – powiedział Leavey.
Charles spojrzał na wiernego mastalerza. Dobrze wiedział, że Leavey nigdy w życiu nie skrzywdziłby konia, już prędzej człowieka.
– Czy masz pomysł, w jaki sposób mogło do tego dojść?
– Zostawiłem Whistlera samego w stajni na minutę albo dwie, zanim pan przyszedł. Mogę się jedynie domyślać, że ktoś się tu zakradł i umieścił gwóźdź pod siodłem.
– Ale kto, u diabła, mógł chcieć zrobić coś takiego? – zdziwił się Charles.
Nikt mu nie odpowiedział.
– To nie był przypadek – stwierdził wreszcie Leavey. – Przynajmniej tyle jest pewne. Takie rzeczy nie zdarzają się przypadkiem.
Charles wiedział, że stajenny ma rację. Ktoś z całą premedytacją doprowadził do tego, że koń go zrzucił. Krew zakrzepła mu w żyłach. Ktoś prawdopodobnie chciał jego śmierci.
Usiłował przetrawić ten fakt, kiedy do stajni wtargnęła Ellie.
– Jestem stanowczo zbyt miłą osobą – oznajmiła wszem i wobec.
Stajenni tylko na nią patrzyli, najwyraźniej nie bardzo wiedząc, co odpowiedzieć.
Ellie podeszła do Charlesa.
– Daj mi nóż – oświadczyła. – Zajmę się twoim butem.
Podał go jej bez słowa, wciąż wstrząśnięty niedawnym zamachem na jego życie.
Ellie usadowiła się mało elegancko u jego stóp i zabrała się do rozcinania buta.
– Kiedy następnym razem porównasz mnie do muła – syknęła – lepiej u niego szukaj pomocy.
Charlesa nie stać było nawet na chichot.
– Dlaczego Whistler krwawi? – spytała Ellie.
Charles wymienił spojrzenia z Leaveyem i Jamesem. Nie chciał, żeby Ellie dowiedziała się o próbie zamachu. Wiedział, że będzie musiał porozmawiać ze stajennymi, gdy tylko żona wyjdzie, bo jeśli pisną o tym komuś choćby słowo, Ellie dowie się o wszystkim jeszcze przed zapadnięciem nocy. W wiejskich posiadłościach plotki roznoszą się bardzo szybko.
– To było tylko zadrapanie – odparł. – Musiał się skaleczyć o gałąź, kiedy wracał do domu.
– Niezbyt dobrze znam się na koniach – powiedziała Ellie, nie odrywając wzroku od jego buta. – Ale to mi się wydaje trochę dziwne. Whistler musiałby uderzyć się o tę gałąź bardzo mocno, żeby zranić się aż do krwi.
– Hm. Przypuszczam, że tak właśnie musiało być.
Ellie uwolniła stopę Charłesa.
– Nie bardzo potrafię sobie wyobrazić, w jaki sposób mógłby wpaść na gałąź, biegnąc główną drogą albo podjazdem. Przecież tam wszystko jest oczyszczone.
Miała rację. Charles wzrokiem błagał Leaveya o pomoc, ale stajenny tylko wzruszył ramionami.
Ellie delikatnie obmacywała kostkę męża, badając opuchliznę.
– Co więcej – powiedziała – o wiele bardziej prawdopodobne jest, że koń zranił się, zanim cię zrzucił. Mimo wszystko musi być jakieś wytłumaczenie jego zdenerwowania. Przecież nigdy wcześniej tak się nie stało, prawda?
– Nie – mruknął Charles.
Ellie lekko pokręciła jego stopą.
– Boli?
– Nie.
– A tak? – Obróciła nią w inną stronę.
– Nie.
– To dobrze. – Puściła stopę i popatrzyła na niego. – Wydaje mi się, że mnie okłamujesz.
Charles zauważył, że Leavey i James dyskretnie się wycofali,
– Co naprawdę przytrafiło się Whistlerowi, Charles? – A ponieważ nie odpowiedział jej dostatecznie szybko, wbiła w niego wzrok i dodała: – I pamiętaj, że jestem uparta jak muł, nie myśl więc, że zrezygnuję z poznania prawdy.
Charles westchnął zrezygnowany. Oto niedogodność płynąca z posiadania zbyt inteligentnej żony. Nie miał najmniejszych wątpliwości, że Ellie zdoła samodzielnie odkryć całą historię, już lepiej, żeby usłyszała ją z jego ust. Wyznał jej więc prawdę, a na zakończenie pokazał zardzewiały gwóźdź, który Leavey zostawił na ławce.
Ellie ścisnęła rękawiczki w dłoni. Zdjęła je wcześniej, by dokładniej zbadać kostkę Charlesa, i teraz nie nadawały się do włożenia. Po dłuższej chwili spytała;
– Co miałeś nadzieję osiągnąć, zatajając to przede mną?
– Po prostu chciałem cię chronić.
– Przed prawdą? – spytała ostro.
– Nie chciałem cię martwić.
– Nie chciałeś mnie martwić?
Charles miał wrażenie, że Ellie mówi z nienaturalnym spokojem.
– Nie chciałeś mnie martwić?
Teraz jej glos zabrzmiał bardziej przenikliwie.
– Nie chciałeś mnie martwić?
W tym momencie Charles wiedział, że przynajmniej połowa z domowników Wycombe Abbey usłyszała jej krzyk.
– Ellie, moja kochana…
– Nie próbuj się od tego wymigiwać, mówiąc do mnie „moja kochana"! – krzyknęła. – Jak byś się czuł, gdybym to ja cię okłamała w sprawie tak ważnej? No, jak byś się czuł?
Charles już otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale nie zdążył, bo Ellie krzyczała dalej:
– Powiem ci! Sama ci powiem, jakbyś się czuł! Byłbyś tak wściekły, że chciałbyś mnie udusić!
Charles pomyślał, że żona ma najprawdopodobniej rację, lecz zdecydował, że na razie się do tego nie przyzna.