Ellie oddychała głęboko, przyciskając palce do skroni.
– Już dobrze, już dobrze, Ellie – mówiła do siebie. – Uspokój się. Zabicie go nic by teraz nie dało. – Popatrzyła na Charlesa. – Zamierzam zapanować nad gniewem, bo sytuacja jest trudna i poważna. Nie myśl sobie jednak, że nie jestem na ciebie wściekła.
– Nic groźnego się nie stało.
– Nie bądź głupi! – wybuchnęła. – Ktoś próbował cię zabić. I jeśli nie dowiemy się, kto i dlaczego, możesz wkrótce zginąć.
– Wiem – powiedział miękko. – Dlatego zamierzam zapewnić dodatkową ochronę tobie, Helen i dziewczynkom.
– To nie my potrzebujemy dodatkowej ochrony. To twoje życie jest zagrożone!
– Ja też zachowam wyjątkową ostrożność – zapewnił ją.
– Dobry Boże, to okropne. Dlaczego ktoś chciałby cię zabić?
– Nie wiem, Ellie.
Znów roztarła skronie.
– Głowa mnie boli.
Ujął ją za rękę.
– Może wrócimy do domu?
– Nie teraz. Ja myślę – oznajmiła, odtrącając jego dłoń. Charles zrezygnował ze śledzenia tego procesu.
W końcu Ellie odwróciła się i popatrzyła mu prosto w oczy:
– Jestem pewna, że to ty miałeś zostać otruty.
– Słucham?
– Ta legumina. To nie było zepsute mleko. Monsieur Belmont przez wiele dni chodził wściekły przez to, że w ogóle ośmieliliśmy się to zasugerować. Ktoś dodał trucizny do leguminy, ale ona była przeznaczona dla ciebie, nie dla mnie. Wszyscy wiedzą, że to twój ulubiony deser, sam mi o tym mówiłeś.
Charles patrzył na nią przerażony.
– Masz rację.
– No właśnie. Nie zdziwiłabym się też, gdyby ten wypadek powozu, który się wydarzył, kiedy się do mnie zalecałeś, również był… Charles, Charles! Wyglądasz na chorego!
A Charles czuł gniew, jakiego nie zaznał jeszcze nigdy. Straszne było to, że ktoś chciał go zabić, lecz jeszcze straszniejsze, że narażał przy tym Ellie.
Wpatrywał się w nią tak, jakby chciał na zawsze wryć w pamięć jej rysy.
– Nie pozwolę, żeby cokolwiek złego ci się stało – poprzysiągł.
– Czy mógłbyś na moment zapomnieć o mnie? Przecież to ciebie ktoś próbuje zabić.
Charles, owładnięty emocjami, wstał i przyciągnął ją do siebie, całkowicie zapominając o zranionej kostce.
– Ellie, ja… au!
– Charles?
– Ta przeklęta noga! Nie mogę cię nawet pocałować jak trzeba, i nie śmiej się!
Ellie pokręciła głową.
– Nie mów mi, że mam się nie śmiać. Ktoś usiłuje cię zabić. Potrzebny mi cały śmiech, na jaki tylko nas stać.
– Rzeczywiście, jeśli przedstawisz to w ten sposób…
Ellie wyciągnęła rękę.
– Wracajmy do domu! Trzeba obłożyć ci kostkę czymś zimnym, żeby opuchlizna zeszła.
– Jak mam, u diabła, znaleźć zabójcę, skoro nie mogę nawet chodzić?
Ellie wspięła się na palce i pocałowała Charlesa w policzek. Wiedziała, jak okropna potrafi być bezsilność, lecz mogła go jedynie pocieszać.
– Nie możesz – powiedziała po prostu. – Będziesz musiał zaczekać przez kilka dni. W tym czasie skupimy się na zapewnianiu wszystkim bezpieczeństwa.
– Nie zamierzam bezczynnie tkwić, podczas gdy…
– Nie będziesz bezczynny – zapewniła go. – Musimy zastanowić się nad ochroną. Zanim wszystko się ułoży, twoja noga się zagoi, a wtedy… – Nie zdołała wstrzymać się od wzruszenia ramion. – Będziesz mógł poszukać wroga, chociaż wolałabym, żebyś zaczekał, aż sam do ciebie przyjdzie.
– Słucham?
Ciągnęła go, dopóki nie ruszył z miejsca, kierując się z powrotem do domu.
– Nie mamy kompletnie żadnego pomysłu, kto to może być. Lepiej zostać w Wycombe Abbey, gdzie będziesz bezpieczny, dopóki się nie ujawni.
– Przecież byłaś w Wycombe Abbey, kiedy próbowano cię otruć.
– Wiem. Trzeba wzmocnić ochronę. Ale tu z całą pewnością jest bezpieczniej niż gdzie indziej.
Charles zdawał sobie sprawę, że Ellie ma rację, lecz wściekał się już na samą myśl, że ma bezczynnie siedzieć i nic nie robić. A do siedzenia zmuszała go ta przeklęta noga. Burknął pod nosem coś, co miało wyrażać jego zgodę, i dalej kuśtykał do domu.
– Może wejdziemy bocznymi drzwiami – zaproponowała Ellie. – Zobaczymy, czy pani Stubbs nie znajdzie dla nas kawałka mięsa.
– Nie jestem głodny – warknął.
– Miałam na myśli surowe mięso na twoją kostkę.
Charles nic nie powiedział. Nienawidził czuć się tak głupio.
W południe następnego dnia Charles miał wrażenie, że lepiej kontroluje sytuację. Być może nie nadawał się jeszcze do tropienia wroga, lecz przynajmniej mógł przeprowadzić pewne czynności detektywa.
Przepytywanie służby zatrudnionej w kuchni ujawniło, że jedna z niedawno zatrudnionych podkuchennych w tajemniczy sposób zniknęła tamtej nocy, kiedy Ellie się zatruła. Przyjęto ją zaledwie tydzień wcześniej. Nikt nie mógł sobie przypomnieć, czy to ona miała zanieść leguminę do sypialni hrabiego, ale też nikt inny nie pamiętał, by sam ją zanosił. Charles doszedł więc do wniosku, że to z pewnością ta właśnie służąca musiała dodać czegoś do jedzenia.
Kazał ludziom przeszukać cały teren, nie zdziwił się jednak, że nigdzie nie znaleziono po niej śladu. Prawdopodobnie służąca była już w połowie drogi do Szkocji, razem ze złotem, które bez wątpienia ofiarowano jej za domieszanie trucizny.
Charles wprowadził również nowe środki, mające zapewnić rodzinie bezpieczeństwo. Claire i Judith zabroniono opuszczać dom, a zakaz ten objąłby zapewne również Ellie i Helen, gdyby tylko Charles uznał, że go nie złamią. Na szczęście kobiety same wolały przebywać w domu, chociażby po to, by dotrzymywać towarzystwa Judith i ją zabawiać, by nie skarżyła się ciągle, że nie pozwalają jej jeździć na kucyku.
Niestety, nie poczyniono żadnych postępów w poszukiwaniu osoby, która umieściła gwóźdź pod siodłem Charlesa. Denerwowało go to nad wyraz i w końcu sam postanowił sprawdzić stajnie. Nie powiedział Ellie, dokąd idzie, tylko by się o niego martwiła. W czasie więc gdy żona piła herbatę razem z Helen, Claire i Judith, zabrał swój płaszcz, kapelusz i laskę i kuśtykając, po cichu wyszedł z domu.
W stajniach panował spokój. Leavey wyszedł ćwiczyć jednego z ogierów, reszta zaś obsługi stajni prawdopodobnie poszła na posiłek, jak przypuszczał Charles. Samotność bardzo mu odpowiadała, dzięki temu mógł lepiej zbadać stajnie bez niczyjego niepotrzebnego zaglądania mu przez ramię.
Niestety, jego poszukiwania nie przyniosły żadnych nowych śladów. Charles nie bardzo wiedział, czego szuka, lecz doskonale wiedział, że i tak nic nie znalazł. Szykował się już do powrotu do Wycombe Abbey, gdy nagle usłyszał, że ktoś wchodzi do stajni przez główne drzwi.
To prawdopodobnie Leavey. Charles powinien był dać mu znać, że się tu kręci. Wcześniej polecił mastalerzowi, by miał oko na wszystko, co się tu dzieje, i gdyby Charles zostawił po sobie jakieś ślady, Leavey zapewne by je zauważył i się przejął,
– Leavey! – zawołał Charles. – To ja, Billington. Przyszedłem…
Jakiś szmer rozległ się teraz za jego plecami. Charles obrócił się, lecz nic nie zauważył.
– Leavey?
Brak odpowiedzi,
W kostce zaczęło mu pulsować, jak gdyby noga sama dawała mu znać, że jest ranny i nie może uciekać.
Kolejny szmer.
Charles obrócił się dokoła i tym razem zobaczył kolbę strzelby opuszczającą mu się nad głową.
Potem nie widział już nic.
22
Ellie nie była pewna, co sprawiło, że zaczęła się martwić. Zawsze uważała się za osobę trzeźwo myślącą, lecz tym razem jakby nie spodobały jej się chmury, które nagle zaczęły się zbierać na niebie. Na ten widok ciarki przeszły jej po skórze i ogarnął ją niewytłumaczalny lęk Odczuła nieprzepartą potrzebę zobaczenia się z Charlesem.