Выбрать главу

Randolph uparł się, żeby przed spotkaniem spryskać salę środkiem odkażającym. Malika zapewniono, że oprysk jest konieczny, a środek odkażający bezwonny. Mimo to skrzywił nos, siadając pośrodku stołu. Kiedy już dziewięciu członków rady wygodnie usadowiło się przy długim stole, Malik skinął głową do umundurowanego ochroniarza przy drzwiach, by wprowadził świadka zaproszonego na ten dzień.

Dan Randolph pojawił się w drzwiach i skierował prosto do stołu dla świadków. Malikowi wydawało się, że wygląda na wysportowanego i eleganckiego, odziany w ciemnobłękitny formalny garnitur. Randolph wysuwał wojowniczo podbródek. Sposobi się do walki, pomyślał Malik.

Za Randołphem weszły dwie inne osoby. Jedną był ciemnowłosy osobnik przypominający gnoma, ekspert techniczny Ran-dolpha. Malik spojrzał na program spotkania wyświetlony na wbudowanym ekranie przed nim: Lyall Duncan, inżynier. Drugą osobą była wysoka blondynka, która wyglądała na zbyt młodą, żeby być ekspertem od czegokolwiek — no chyba, że od grzania Randolphowi łóżka. Kilka uderzeń w klawisze i Malik dowiedział się że to inżynier elektronik z Kalifornii.

Malik złapał spojrzenie Randolpha, gdy Amerykanka zajmowała swoje miejsce przy stole dla świadków. Odcisk na twarzy Randolpha świadczył o tym, że musiał niedawno mieć na twarzy maskę sanitarną. Zwykły cyniczny uśmieszek Randolpha gdzieś znikł. Wyglądał na zdeterminowanego i śmiertelnie poważnego.

Tłumiąc jęk, Malik otworzył spotkanie.

Najpierw zajęli się standardowymi punktami programu, zaś Randolph śledził wszystko z napięciem, obserwując ich jak lampart śledzący stado antylop. Wreszcie doszli do punktu Randolpha: Wniosek o finansowanie nowego napędu kosmicznego.

Malik przedstawił formalnie Randolpha pozostałym członkom rady, choć większość z nich już go znała. Następnie, żałując, że nie może być gdzie indziej, Malik poprosił, by Dan przedstawił swoją propozycję.

Randolph podniósł wzrok na radę i przyjrzał się bacznie wszystkim siedzącym za długim stołem, od jednego końca do drugiego. Nie miał ze sobą żadnych notatek, slajdów czy filmów. Na małym stole nie było nic poza srebrzystą karafką z wodą i jednego kryształowego pucharka. Randolph uniósł się powoli.

— Odkąd nastąpił przełom cieplarniany — zaczął — i klimat naszej planety zaczął się tak gwałtownie zmieniać… a właściwie to nie, nawet jeszcze przed nadejściem przełomu cieplarnianego, stało się jasne, że ludzie na Ziemi potrzebują bogactw naturalnych spoza planety. Energia, surowce, metale, minerały, wszystkie te bogactwa, jakich Ziemia potrzebuje, by odbudować swoją podupadłą gospodarkę, można znaleźć w bezmiarze przestrzeni kosmicznej.

Zatrzymał się na sekundę, po czym mówił dalej.

— W istocie, jeśli istnieje jakakolwiek nadzieja na stabilizację globalnego klimatu i uniknięcie ocieplenia jeszcze gorszego niż to, którego dotąd doświadczyliśmy, znacząca część przemysłu ciężkiego Ziemi powinna zostać przeniesiona poza planetę.

— To nie jest możliwe — warknął przedstawiciel Ameryki Północnej, siwy profesor w uniwersyteckiej tweedowej marynarce, o twarzy barwy ciasta.

Randolph rzucił mu puste spojrzenie. Reprezentantką Ameryki Północnej w radzie była kiedyś Jane Scanwell.

— Dziś nie jest to możliwe z ekonomicznego punktu widzenia — odparł cicho. — Jeśli jednak zapewnią państwo fundusze, stanie się to możliwe w ciągu roku.

— Jednego roku? — Niemożliwe! — Niby jak…

Malik postukał lekko w blat stołu swoim rysikiem i wszyscy umilkli.

Randolph uśmiechnął się do niego z wysiłkiem.

— Dziękuję, panie przewodniczący.

— Proszę wyjaśnić to stwierdzenie — rzekł Malik.

— Kluczem do rozwoju gospodarczego kosmosu jest pozyskanie surowców z Pasa Asteroid. Dzięki metalom i minerałom organicznym z asteroid ludzkość uzyska dostęp do zbioru zasobów naturalnych, który jest o wiele większy od tego, co może nam zapewnić sama Ziemia.

— Ludzkość? — zapytał przedstawiciel Azji. — Czy też korporacje, które sięgną asteroid i zaczną tam eksploatację?

— Ludzkość — odparł obojętnie Randolph. — Jeśli zapewnią nam państwo fundusze, moja korporacja będzie pracować po kosztach.

— Po kosztach?

— Bez żadnych opłat?

— Po kosztach — powtórzył Randolph.

— Rzecz jasna, chcielibyśmy, żeby nasi księgowi przyjrzeli się waszym rachunkom kosztów — rzekła z powagą kobieta reprezentująca Czarny Ląd.

— Oczywiście — odparł Dan z bladym uśmiechem.

— Chwileczkę — wtrącił Malik. — A co właściwie mielibyśmy finansować z naszych pieniędzy? Nie powiedział nam pan nawet, co proponuje zrobić.

Randolph wziął głęboki oddech, po czym odparł:

— Musimy opracować system rakietowego napędu fuzyjnego. Wśród rady rozległy się niechętne szepty. Malik znów musiał postukać rysikiem, żeby się uciszyli.

— System napędu fuzyjnego? — zapytał Randolpha.

— Stworzyliśmy i przetestowaliśmy mały latający model rakiety fuzyjnej — odparł Randolph. Obracając się lekko, mówił dalej: — Doktor Duncan może wszystko wyjaśnić, jeśli państwo sobie tego życzą. Jestem jednak pewien, że wasi eksperci techniczni już wszystko przeanalizowali.

Członkowie rady pokiwali z niechęcią głowami.

— Mogę pokazać film nakręcony podczas tych lotów, jeśli państwo sobie tego życzą.

— To nie będzie konieczne — odparł Malik.

— Kluczem do dowolnych i wszelkich operacji w kosmosie jest koszt transportu — wyjaśnił Randolph. — Klipry stworzone przez Masterson Aerospace obniżyły koszty wynoszenia ładunków na orbitę Ziemi. Otworzyły dla gospodarki układ Ziemia-Księżyc.

— I dzięki nim Selene śmieje się nam w nos — mruknął przedstawiciel Ameryki Środkowej.

— Po co nam napęd fuzyjny? — spytał Malik, podnosząc głos na tyle, by uciąć wszelkie możliwe dygresje polityczne na temat niezależności państwa księżycowego od GRE.

— Koszty transportu — odparł szybko Randolph. — Rakiety z napędem fuzyjnym skrócą czas przelotu do Pasa Asteroid i obniżą koszty paliwa do poziomu, na którym będą one praktyczne i zyskowne.

— Zyskowne dla kogo?

— Dla całej ludzkiej rasy — warknął Randolph. Wyglądał na nieco rozdrażnionego. — Jak już wspominałem, chcę stworzyć napęd fuzyjny i zorganizować ekspedycję do Pasa Asteroid. Po kosztach.

— Pod zarządem GRE? Randolph zacisnął zęby.

— Nie. To byłaby biurokratyczna katastrofa. Ale zgadzam się na nadzór GRE. Będą mieli państwo pełny dostęp do naszych ksiąg. To chyba uczciwy układ.

Malik oparł się o swoje wyściełane krzesło i pozwolił, by członkowie rady rzucili się na Randolpha. Większość pytań była trywialna, zadawano te same pytania wiele razy. Malik wiedział, że członkowie rady gadają głównie po to, żeby napawać się dźwiękiem własnych głosów.

Widział loty próbne Randolpha na filmie. Przejrzał dane techniczne napędu fuzyjnego z najlepszymi naukowcami i inżynierami świata. Napęd Duncana działał. Nie było żadnej technicznej przyczyny, dla której miałby nie działać w pełnowymiarowym statku kosmicznym. Skróciłby czas podróży do Pasa Asteroid z lat do tygodni albo jeszcze bardziej.

Powinniśmy to sfinansować, myślał Malik. Powinniśmy w pełni popierać Randolpha. Ale oczywiście, nie poprzemy go.

— Co jest paliwem dla tej rakiety? — zapytał jeden z członków rady.