Выбрать главу

Randolph odpowiedział cierpliwie:

— Takie samo paliwo jak w przypadku elektrowni atomowych wytwarzających elektryczność na Ziemi: izotopy wodoru i helu.

— Jak hel-3, który jest pozyskiwany na Księżycu?

— Tak — skinął głową Randolph.

— To jest bardzo kosztowne paliwo — mruknął przedstawiciel Subkontynentu Indyjskiego. — Bardzo kosztowne.

— Ale odrobina wystarcza na długo — odparł Dan z wymuszonym uśmieszkiem.

Przedstawiciel ligi islamu odezwał się z irytacją:

— Selene dwukrotnie podniosło cenę helu-3 w zeszłym roku. Dwukrotnie! Nie mam wątpliwości, że chcą ją znowu podnieść.

— Możemy pozyskiwać paliwo w samej przestrzeni kosmicznej — odparł Dan, lekko podnosząc głos.

— Z przestrzeni kosmicznej?

— Jak?

— Z wiatru słonecznego wiejącego w przestrzeni międzyplanetarnej. To wiatr słoneczny osadza cząsteczki helu-3 i izotopy wodoru w glebie księżycowej.

— Chce pan powiedzieć „w regolicie” — poprawił przedstawiciel Zjednoczonej Europy.

— Tak, w regolicie — przyznał Randolph.

— Jak można pozyskać paliwo z wiatru słonecznego?

— W taki sam sposób, jak odrzutowiec łapie powietrze do swoich silników — wyjaśnił Randolph. — Łapiąc po drodze.

Malik zobaczył, że szkocki inżynier siedzący obok Randolpha zaczął się z niepokojem wiercić na krześle.

— Łapiąc po drodze? Naprawdę?

— Oczywiście — odparł Randolph. — Za pomocą elektromagnetycznej sieci… wielkiego pola magnetycznego o kształcie lejka. W ten sposób będziemy w stanie chwytać potrzebne paliwo podczas podróży.

— A jak duża musi być taka sieć? Randolph przesadnie wzruszył ramionami.

— To już muszą wymyślić inżynierowie. Na pierwsze misje do Pasa będziemy musieli zabrać paliwo w zbiorniku, jak każda rakieta. Potem jednak będziemy mogli łapać wiatr słoneczny. Dzięki temu będziemy mogli zabierać większy ładunek w przeliczeniu na jednostkę ciągu. — Zwracając się w stronę Duncana, Randolph zapytał: — Czyż nie jest tak, Lon?

Duncan, inżynier, miał niepewną minę, ale wiedział wystarczająco dużo, żeby odpowiedzieć:

— Tak jest.

Spoglądając na zegarek, Malik postukał rysikiem w blat stołu i rzekł:

— Dziękujemy, panie Randolph, za bardzo interesującą prezentację.

Randolph spojrzał na Malika swoimi szarymi oczami. Rosjanin mówił dalej:

— Rada przedyskutuje pański wniosek i poinformuje o swojej decyzji.

— Czas ma podstawowe znaczenie — rzekł Randolph.

— Zdajemy sobie z tego sprawę — zapewnił Malik. — Musimy jednak dokładnie przedyskutować ten problem, zanim podejmiemy decyzję, czy angażować się w finansowanie takiego przedsięwzięcia.

Randolph wstał z ociąganiem.

— Rozumiem. Cóż, dziękuję za wysłuchanie mnie. Od państwa zależy wielka szansa… i na was ciąży ta wielka odpowiedzialność.

— Jesteśmy tego świadomi — odparł Malik. — Dziękujemy raz jeszcze.

Randolph skinął głową i wyszedł z sali konferencyjnej, a za nim inżynier i kalifornijska blondynka.

Malik musiał teraz przejść przez formalną dyskusję z innymi członkami rady, ale wiedział, jaka będzie odpowiedź. Jeszcze zanim Dan opuścił salę konferencyjną, Rosjanin układał sobie w głowie odpowiedź rady:

Szanowny Panie! Choć Pańska propozycja stworzenia fu-zyjnego napędu rakietowego wydaje się technicznie wykonalna, Globalna Rada Ekonomiczna nie może przeznaczać tak znaczącej części swoich środków na przedsięwzięcie w przestrzeni kosmicznej przez najbliższe pięć lat. Fundusze GRE zostały przeznaczone na programy łagodzące skutki globalnej zmiany klimatu i zapewniające pomoc działaniom krajów zmierzającym do odbudowy i ponownego osiedlenia poszkodowanych grup populacji.

Selene

Prosto z posiedzenia rady Dan pojechał metrem do portu kosmicznego na starym Heathrow. Poleciał komercyjnym kliprem na stację kosmiczną Galileo, a następnie szybką rakietą trans-” ferowądo Selene. O północy czasu Greenwich był już w wynajętym w Selene biurze Astro Manufacturing, tego samego dnia, kiedy odbyło się posiedzenie GRE.

Duncan i jego pani inżynier wrócili do Glasgow, mając nadzieję, że GRE znajdzie fundusze chociaż na zbudowanie prototypu statku. Dan był przekonany, że tak się nie stanie. Widział to w oczach Malika; GRE nie będzie topić pieniędzy na nasz projekt.

Dan szedł przez puste biuro, a światła na suficie zapalały się, gdy wchodził i gasły, gdy wychodził, nie zwracając specjalnej uwagi na opustoszałe biurka i zgaszone ekrany. Dotarł do swojego prywatnego apartamentu, w którym sypiał przebywając w Selene, zdjął marynarkę, rzucił torbę podróżną na wielkie łóżko i wszedł pod prysznic, mając nadal na sobie koszulkę i spodnie z mikrosiatki. Kopnięciem zrzucił buty i odkręcił wodę. Zaczęła się lać woda o ustawionej wcześniej temperaturze. Wyjął zatyczki z nosa i zdjął resztę ubrania, gdy gorąca, parująca woda zaczęła łagodzić napięcie jego pleców i ramion.

Była to jego od dawna praktykowana, bardzo osobista przyjemność: długie, gorące prysznice. Dawno temu, kiedy był młody i pracował przy wczesnych projektach budowlanych na orbicie, a potem na Księżycu, gorący prysznic był niesłychanie rzadkim luksusem. Przez całe lata, zanim Baza Księżycowa stała się niepodległym państwem Selene, kabiny prysznicowe na Księżycu były rzadsze niż dziesięciometrowe skoki na Ziemi. A jeśli nawet znalazło się niesłychanie luksusowy moduł mieszkalny z prawdziwym prysznicem, woda przestawała się lać po dwóch minutach i dopiero po godzinie można było z niej skorzystać ponownie.

Nawet teraz, rozmyślał Dan, gdy tak omywała go gorąca woda, bycie członkiem rady Selene ds. wody wiąże się z większymi wpływami politycznymi niż bycie członkiem rady rządu.

Zakręcił w końcu wodę i wysuszył się za pomocą wbudowanego nadmuchu z gorącym powietrzem. Dan wolał staroświeckie ręczniki, ale suszarki były tańsze.

Nagi wpełzł do łóżka i próbował zasnąć. Głowę miał jednak pełną nadziei, planów, frustracji.

Yamagata nie da mi tych pieniędzy, uświadomił sobie. Nobo już dawno by do mnie zadzwonił, gdyby miał we mnie inwestować. Nie zadzwonił, bo nie chce dzwonić ze złą nowiną. Malik i GRE to przegrana sprawa. Nie powinienem był nawet tracić czasu na to wystąpienie, ale przynajmniej jeśli nam się uda wprowadzić napęd fuzyjny, możemy powiedzieć, że go zaproponowaliśmy, a oni go odrzucili. Więc nic do nas nie mają.

Astro wisi na włosku, o jeden krok od sądu orzekającego bankructwo i pewnie będę musiał skądś znaleźć parę miliardów, żeby napęd fuzyjny zaczął działać. Humphries ociąga się z pieniędzmi dla mnie, ale i tak będzie chciał za nie solidną porcję Astro. Potrzebny mi ktoś inny.

Selene, uświadomił sobie. Nie mają kapitału, ale mają wyszkolonych ludzi, sprzęt, zasoby. Gdybym tylko mógł ich przekonać…

Nagle uderzyła go pewna myśl. Nie ma co gadać z radą Selene. No, może na samym końcu. Douglas Stavenger i tak wszystkich przegłosuje. A Masterson Aerospace jest firmą rodzinną. Gdyby go w to wciągnąć, Masterson podejmie decyzję, a rada Selene pokornie pójdzie za nim.

Doug Stavenger.

Zasnął, rozmyślając o różnych możliwościach. I śnił o locie za orbitę Marsa, do Pasa Asteroid.

— Kto jest tym facetem? — dopytywała się Amanda.

Ona i Pancho ćwiczyły w wielkim kompleksie gimnastycznym Selene, wyciskając z siebie siódme poty na maszynach do treningu. Przez długie okno rozciągające się wzdłuż jednej ściany pomieszczenia Pancho widziała dwóch mężczyzn przymocowanych w wirówce, obaj krzywili się, gdy wielkie ramię maszyny wirowało coraz szybciej. Znała jednego z nich, był technikiem konserwacyjnym w stacji obsługi traktorów, całkiem miły gość.