Choć pod ścianami mieściły się boksy, przy barze nie było stołków. Piło się na stojąco, a kiedy nie mogłeś ustać, kumple zabierali cię do domu. Takie zasady.
Pancho wcisnęła się w tłum między jakimś nieznajomym a emerytowanym inżynierem, którego znała jako jeszcze jednego bywalca baru, któremu rodzice zawiesili na szyi tabliczkę z nieprawdopodobnym imieniem Isaac Walton. Chodziły słuchy, że przyleciał na Księżyc, żeby uwolnić się od dowcipów o łowieniu ryb.[2]
Twarz Waltona zawsze wyglądała, jakby było z nią coś nie tak: jedna część nie pasowała do drugiej. Nawet włosy siwiały mu w innym tempie z każdego boku. Zwykle picie przynosiło mu dużo frajdy, ale dziś wyglądał na załamanego. Opierał się obydwoma łokciami o bar i gapił w wysokiego, zmrożonego drinka.
— Hej, Ike — zaczepiła go radośnie Pancho. — Coś taki ponury?
— Rocznica — odmruknął Walton.
— To gdzie twoja żona? Rzucił Pancho puste spojrzenie.
— Nie mówię o rocznicy ślubu.
— To o czym?
Walton wyprostował się. Mierzył mniej więcej tyle co Pancho, był jednak chudy i jakby luźno zbudowany.
— Ósma rocznica otrzymania Nagrody Selene za Osiągnięcia.
— Nagrody za Osiągnięcia? A co to takiego? Do rozmowy włączył się barman.
— Hej, Ike, nie sądzisz, że na dziś masz już dość? Walton ponuro pokiwał głową.
— Tak, chyba tak.
— To idź do domu, do żony — zaproponował barman. Pancho usłyszała w jego głosie coś więcej niż życzliwość, jakiś podtekst — o rany, on brzmiał prawie jak gliniarz.
— Masz rację, szefie. Masz absolutną rację. Idę do domu. Ile się należy?
Barman machnął w powietrzu wielką dłonią.
— Daj spokój. Prezent z okazji rocznicy.
— Dziękuję ci bardzo. — Zwracając się do Pancho, rzekł: — Odprowadzisz mnie do domu?
Rzuciła spojrzenie barmanowi, który był dziś szczególnie ponury, wzruszyła ramionami i rzekła:
— Pewnie, Ike. Odprowadzę cię do domu.
Trzymał się na nogach pewniej, niż Pancho się wydawało. Po wyjściu z baru Walton wyglądał bardziej na załamanego niż pijanego. Mimo to kiwał głową i machał do wszystkich przechodzących.
— Co to jest Nagroda za Osiągnięcia? — spytała Pancho, gdy szli korytarzem.
— To tajemnica.
— Ach, tak.
— Widzisz, dokonałem dla nich czegoś niemożliwego, ale udało mi się to za późno, żeby się przydało, a oni nie chcą, żeby ktoś się o tym dowiedział, więc dali mi tę nagrodę jako łapówkę za milczenie i kazali trzymać gębę na kłódkę.
Zdumiona Pancho zapytała:
— O czym takim miałeś nie mówić?
Po raz pierwszy tego wieczoru Walton szeroko się uśmiechnął.
— O mojej czapce-niewidce — odparł.
Powoli Pancho wyciągnęła z niego całą historię. Walton pracował z profesorem Zimmermanem, geniuszem nanotechnologii, kiedy ONZ wysłało korpus pokoju, by przejął Bazę Księżycową.
— Stavenger uwijał się jak szalony, żeby stworzyć jakąś niepowodującą śmierci broń, abyśmy mogli obronić się przed korpusem pokoju, nikogo nie zabijając — opowiadał Walton, z każdym krokiem coraz bardziej spokojny i ponury. Zimmerman obiecał Stavengerowi, że coś wymyśli, by chłopcy byli niewidzialni, ale dranie zabiły go w trakcie ataku. Zamachowiec-samobójca dostał się do laboratorium i wysadził staruszka w powietrze.
— Siebie też? — spytała Pancho.
— Powiedziałem, że samobójca, nie? Wszystko jedno, tak zwana wojna szybko się skończyła i uzyskaliśmy niepodległość. Dlatego właśnie zmieniliśmy nazwę z Bazy Księżycowej na Selene.
— Wiem.
— Przez chwilę nie miałem nic do roboty. Byłem asystentem Zimmermana, a on zginął.
Walton z uporem pracował nad pomysłem Zimmermana zmierzającym do znalezienia metody uczynienia kogoś niewidzialnym. I w końcu mu się udało.
— Ale komu potrzebna jest niewidzialność? — spytał Walton. Zanim Pancho odpowiedziała, mówił dalej: — Tylko ludziom którzy kombinują coś brzydkiego. Szpiegom. Mordercom. Łajdakom. Złodziejom.
Rada Selene zdecydowała o ukryciu wynalazku. Tak, żeby nikt się o tym nie dowiedział.
— Więc przyznali mi sporą nagrodę, żebym się zamknął. Tak naprawdę to emerytura. Mogę wygodnie żyć — dopóki będę siedział w Selene i trzymał gębę na kłódkę.
— Mnie się podoba — rzekła Pancho, próbując go rozweselić.
— Nic nie rozumiesz, Pancho — potrząsnął głową Walton. — Jestem pieprzonym geniuszem, a nikt o tym nie wie. Dokonałem wspaniałego wynalazku, który jest bezużyteczny. Nie mogę nawet nikomu o tym wspominać.
— A nie ryzykujesz niepotrzebnie, rozmawiając teraz ze mną? Rzucił jej długie spojrzenie.
— Do licha, Pancho, musiałem dziś komuś powiedzieć, inaczej bym eksplodował. A tobie mogę ufać, nie? Nie ukradniesz go, żeby kogoś zabić, nie?
— Pewnie, że nie — odparła natychmiast Pancho. Przyszło jej jednak do głowy, że bycie niewidzialną może się od czasu do czasu przydać.
— Chcesz zobaczyć?
— To ustrójstwo od niewidzialności? — Tak.
— Skoro jest niewidzialne, to jak mogę to zobaczyć? Walton zarechotał. Klepiąc Pancho po plecach, odparł:
— I za to cię lubię, Pancho, stara kumpelo. Jesteś w porządku przez duże P.
Walton skręcił w następny korytarz i poprowadził Pancho na poziom położony tuż poniżej Grand Plaża, gdzie znajdowała się większość systemów podtrzymywania życia Selene, oczyszczających powietrze, recyklujących wodę, przekształcających prąd elektryczny z farm słonecznych. Pompy stukały. Powietrze szumiało i mruczało. Sufity komór były z chropowatej, niewykończonej skały. Pancho wiedziała, że po drugiej stronie jest przystrzyżony trawnik Grand Plaża albo surowy regolit powierzchni Księżyca. A w korytarzu, niedaleko miejsca, w którym się znajdowali, były katakumby.
— Czy to ustrojstwo jest zamknięte? — pytała Pancho, gdy Walton prowadził ją koło długiego rzędu metalowych szafek.
— Oni nawet nie wiedzą, że to istnieje. Jak mi dawali tę nagrodę, myśleli, że je zniszczyłem. Zniszczyłem, do diabła! Nigdy go nie zniszczę. To jedyny egzemplarz w całym Układzie Słonecznym.
— No, no.
Skinął głową z roztargnieniem.
— I to nie jest ustrojstwo, to jest niewidzialny kombinezon.
— Niewidzialny kombinezon — powtórzyła Pancho.
— Jak kombinezon nurka, zakrywa cię od stóp do głów — powiedział szeptem, jakby się bał, że ktoś go podsłucha. Pancho musiała wytężać słuch, żeby wyłowić jego głos z szumu maszynerii.
Pancho szła za Waltonem wzdłuż długiego rzędu metalowych szafek. Korytarz cuchnął stęchlizną. Światła na suficie były tak porozrzucane, że co parę metrów znajdowała się plama cienia. Walton zatrzymał się przy szafce opisanej numerem seryjnym. Pancho zobaczyła, że jest zamknięta na elektroniczną kłódkę.
Czując się nieswojo, Pancho zapytała:
— Czy straże nie patrolują tych korytarzy?
— Nie. Po co? Na końcu korytarza są kamery, ale ten stary tunel jest jak strych. Ludzie chowają tu rzeczy, na które nie mają miejsca w kwaterach.
Walton wystukał kod na elektronicznej kłódce i otworzył na oścież metalowe drzwi. Zapiszczały cicho, jakby w proteście.
— I oto jest — wyszeptał.
W szafce wisiał smukły, czarny kombinezon.
— Czyż nie jest śliczny? — spytał Walton, delikatnie wyciągając kombinezon z szafki i podnosząc go do góry na wieszaku, żeby Pancho mogła go podziwiać.
2
Isaac Walton (1593–1683) — autor popularnego poradnika dla wędkarzy,