Выбрать главу

— Wygląda prawie jak kombinezon nurka — rzekła Pancho, zastanawiając się, w czym tkwi sekret niewidzialności. Mienił się na czarno w słabym świetle sufitowych lamp, jakby pokryto go onyksowymi cekinami.

— Kombinezon jest pokryty nanokamerami i projektorami, o grubości zaledwie paru molekuł: Powiem ci, że o mało nie oszalałem, jak nad nim pracowałem. Zasłużyłem na te pieniądze.

— Aha — mruknęła Pancho, dotykając zakończonego rękawicą rękawa. Tkanina była miękka, podatna, ale w jakiś sposób ziarnista, jak piasek.

— Kamery łapią otaczający cię obraz — wyjaśnił Walton. — Projektory wyświetlają go. Ktoś, kto stoi przed tobą, widzi to, co jest za tobą. Ktoś, kto stoi z twojej lewej strony, widzi to, co masz z prawej. Jakby patrzyli przez ciebie na wylot. Jakby nie patrzeć, jesteś niewidzialna.

— To naprawdę działa? — spytała.

— Steruje tym komputer wbudowany w pasek — odparł Walton. — Baterie pewnie padły, ale mogę je bez problemu naładować — wskazał na rząd gniazdek elektrycznych na ścianie korytarza naprzeciwko szafek.

— Ale powiedz, czy to naprawdę działa? — powtórzyła. Uśmiechnął się jak dumny ojciec.

— Chcesz spróbować? Odwzajemniając uśmiech, Pancho odparła:

— Pewnie!

Gdy Pancho wbijała się w ciasny kombinezon, Walton podłączył dwie baterie wielkości dłoni do pobliskiego gniazdka. Kiedy wkładała rękawice i dopasowywała kaptur, umieścił dwie całkowicie naładowane baterie w szczelinach na pasie kombinezonu.

— OK. — rzekł Walton, uważnie się jej przyglądając. — Teraz włóż maskę i przypnij ją do kaptura.

Wąskie gogle zakryły oczy Pancho.

— Pewnie wyglądam jak terrorysta — mruknęła. Tkanina maski łaskotała ją w usta.

— Za minutę nie będziesz w ogóle wyglądać — odparł. — Zdejmij klapkę bezpieczeństwa na pasie i przesuń przełącznik.

Pancho zdjęła małą plastikową klapkę i dotknęła przełącznika.

— I co teraz?

— Poczekaj piętnaście sekund. Pancho poczekała.

— Dobrze, co teraz?

Z uśmieszkiem zadowolenia Walton rzekł:

— Pomachaj ręką przed oczami. Pancho uniosła dłoń i doznała szoku. — Nie widzę jej!

— Otóż to. Jesteś niewidzialna.

— Naprawdę?

— Widzisz siebie?

Nie widziała. Ramiona, nogi, obute stopy: czuła je jak zwykle, ale nie widziała ich.

— Masz w tej szafce duże lustro? — spytała podekscytowana.

— A po co, u licha, miałbym tam mieć lustro?

— Bo chcę zobaczyć, jak wyglądam!

— Na litość, Pancho, nie wyglądasz! Jesteś całkiem niewidzialna.

Pancho zaśmiała się z zadowoleniem. Już podjęła decyzję: pożyczy sobie niewidzialny kombinezon Ike’a. Oczywiście, nie informując go o tym.

Centrum badawcze Trustu Humphriesa.

Zakryta od stóp do głów kombinezonem maskującym, Pancho powoli, cicho pełzła korytarzem domu Martina Humphriesa. Przyszła tam z Amandą — choć ta wcale o tym nie wiedziała.

Przez całe tygodnie Pancho marzyła o tym, żeby poszperać w domu Humphriesa. Facet był tak nieprzyzwoicie bogaty, niesamowicie wpływowy i pewny siebie, że musiał mieć pełno brudu za paznokciami. Może uda jej się znaleźć coś, co pomoże Danowi. A może coś, na czym ona skorzysta. A może włamanie się do domu Humphriesa będzie po prostu niezłą rozrywką, miłym przerywnikiem w niekończących się godzinach, jakie ona i Mandy spędzały na nauce. Poza tym fajnie będzie zobaczyć Humpera bez tego bezczelnego uśmieszku na twarzy.

Pożyczyła więc kombinezon z szafki Waltona już następnego dnia rano. Pancho poszła spać, nie mogąc się zdecydować, czy prosić Ike’a o pozwolenie. Obudziła się z przekonaniem, że im mniej Ike będzie wiedział, tym lepiej dla ich obojga. Z torbą na zakupy przewieszoną przez ramię, zamiast udać się z Mandy do pracy, poszła do katakumb, po czym skręciła w zakurzony, rzadko używany korytarz, gdzie Walton przechowywał kombinezon. Przypomniała sobie odgłosy wydawane przez elektroniczną kłódkę i bezbłędnie wklepała kod.

Czując na sobie spojrzenie malutkiego czerwonego oka kamery na suficie, na dalekim końcu korytarza, Pancho szybko wrzuciła kombinezon do torby na zakupy. Ochrona nie może przecież cały czas gapić się we wszystkie monitory, powiedziała sobie w duchu. Poza tym, jeśli nawet ktoś patrzy, to nie robię nic takiego, co wymagałoby wszczęcia alarmu.

Pancho wróciła następnie do kwatery. Amanda była już w pracy, zajęta symulacjami; Pancho miała całe mieszkanie dla siebie. Natychmiast zaczęła wciągać kombinezon.

Kiedy już miała go na sobie, i zobaczyła w wielkim lustrze w sypialni, że jest naprawdę niewidzialna, zaczęła testować kombinezon. Powoli, ostrożnie spacerowała po korytarzach Selene, ostrożnie prześlizgując się między pieszymi. Od czas do czasu ktoś patrzył w jej stronę, jakby coś zobaczył kątem oka. Odbicie ukośne świateł sufitu, pomyślała, moment nieuniknionego mrugnięcia nanokamer i projektorów. Nikt naprawdę jej nie widział; przemykała przez tłum jak duch.

Spędziła cały dzień spacerując po Selene, nabywając pewności, że kombinezon rzeczywiście działa, a ona potrafi go używać. Pasował na nią idealnie, z wyjątkiem butów, które były zrobione na rozmiar Ike’a. Rozwiązała ten problem, upychając w butach skarpetki. Nie były specjalnie wygodne, ale dało się w nich chodzić.

Dla zabawy ukradła sojaburgera z lady baru przy Grand Plaża, kiedy nie było tam nikogo poza tępym robotem. Szybko jednak uświadomiła sobie, że jeśli ktoś zobaczy unoszącego się w powietrzu sojaburgera, narobi rabanu, więc szybko wyrzuciła go do kosza na śmieci, zanim ktokolwiek coś zauważył.

Koło południa Pancho wróciła na chwilę do ich kwatery, zdjęła kombinezon i zjadła szybki posiłek. Była bardzo głodna. Człowiek robi się strasznie głodny, jak jest niewidzialny, zażartowała w duchu. Zanim Amanda wróciła z pracy i zaczęła się ubierać przed kolacją z Humphriesem, Pancho zdążyła już ponownie włożyć kombinezon i czekała, aż Amanda skończy się pindrzyć i wyjdzie.

Czapka-niewidka, pomyślała Pancho, jadąc ruchomymi schodami parę kroków przed Amanda, na najniższy poziom Selene.

Jak oni nazywali te śmieszne stroje torreadorów? Stroje światła, przypomniała sobie. Cóż, mam na sobie strój ciemności. Czap-kę-niewidkę.

Musiała trzymać się na odpowiednią odległość od wszystkich. Gdyby ktoś na nią wpadł, zorientowaliby się, że tu jest, bez względu na to, czy jest niewidzialna, czy nie. Pancho cieszyła się, że do Selene nie wolno wwozić zwierząt — pies szybko by ją wywęszył.

Im niżej, tym mniej ludzi tłoczyło się na schodach. Zjeżdżając na ostatni poziom, były na schodach same, ona i Amanda. Na samym dole poczekała na koleżankę i zaczęła iść krok za nią. Mandy szła na kolacyjkę z Humphriesem. Myślą, że będą sami. Pancho uśmiechnęła się do siebie. Jeśli Humphries spróbuje czegoś, co Mandy się nie spodoba, rozwalę mu łeb. Zostanę jej aniołem stróżem. Zaczęła się zastanawiać, jak daleko Mandy chce się posunąć w układzie z Humphriesem — na ile może się z nim podroczyć, nie pakując się w prawdziwe kłopoty. Cóż, wzruszyła ramionami, Mandy jest dorosła, wie, co robi. A przynajmniej powinna.

Mandy wyglądała jak księżniczka z bajki w błękitnej sukience z krótkimi rękawami i marszczoną spódnicą do kolan. Raczej skromnie, oceniła Pancho, choć tak naprawdę Amanda nie mogła wyglądać skromnie. A przynajmniej nie w oczach Humphriesa. Pancho nie przypominała sobie tej sukienki; Amanda musiała ją kupić w którymś ze sklepów Selene. Wszystko tu kosztowało majątek, z wyjątkiem rzeczy wyprodukowanych na Księżycu. Czy Humphries kupuje jej ciuchy? Biżuterii jej nie dawał, tego Pancho była pewna. Mandy pochwaliłaby się.