Georgejuż miał odmówić, ale uświadomił sobie, że to najlepsza oferta, jaką może otrzymać, nie zastosowawszy przemocy fizycznej.
Zanim jednak wyraził zgodę, przez podwójne drzwi wtoczył się Frank Blyleven, a na jego zwykle uśmiechniętej twarzy malował się grymas zdziwienia.
— Co tu się dzieje? — dopytywał się szef ochrony, maszerując przejściem między konsolami. — Doniesiono mi, że wyrzucasz kontrolerów z centrum.
Wydając z siebie westchnienie wyrażające niecierpliwość, George wyjaśnił po raz kolejny, że musi wysłać wiadomość do Dana.
— Na osobności — rzekł. — Żeby nikt tego nie słyszał.
Blyleven założył ręce na piersi i spróbował przybrać władczy wygląd. Nie udało mu się. George’owi przypominał Świętego Mikołaja z supermarketu w cywilu.
— Doskonale — rzekł. — Wyślij swoją wiadomość. Ja usiądę przy drzwiach na korytarz i przypilnuję, żeby nikt ci nie przeszkadzał.
Zaskoczony George podziękował mu i ruszył do konsoli wskazanej przez kobietą. Blyleven podszedł do ostatniego rzędu konsol i usiadł obok drzwi. Dyskretnie postukał w klawiaturę, a kiedy George skończył nadawać i usunął wiadomość z pamięci systemu, Blyleven miał już kopię, którą mógł przehandlować Humphriesowi.
Dan denerwował się, obserwując Pancho i Amandę wyłączające osłonę antyradiacyjną. Uwolnienie całej energii elektromagnetycznej nie martwiło go; rozmyślał raczej o tym, że teraz nie mają żadnej osłony, która chroniłaby ich przed kolejną burzą słoneczną, jeśli nie liczyć cienkiego kadłuba samego statku.
— …wyłączanie zakończono — ogłosiła Pancho. — Pole magnetyczne wyzerowane.
— Pole zero — potwierdziła Amanda.
— No i jak, szefie? — zwróciła się do Dana, spoglądając przez ramię.
— Czuję się nagi — odparł Dan.
— Nie przejmuj się. Wygląda na to, że Słońce będzie przez jakiś czas spokojne. Jeśli nawet pojawi się rozbłysk, możemy włożyć skafandry i popływać w zbiornikach z paliwem.
— To nic nie da — odparła Amanda, nie zdając sobie sprawy z tego, że Pancho żartuje. — Wysokoenergetyczne protony wybiją cząstki wtórne z atomów paliwa.
Pancho posłała jej grymas. Amanda przeniosła spojrzenie z niej na Dana, a potem na panel sterowania.
— Chyba pójdę zobaczyć, jak sobie radzi Lars — rzekła, wstając z fotela.
— Baw się dobrze — odparła Pancho.
Dan patrzył, jak przechodzi przez luk, a potem opadł na zwolniony przez nią fotel.
— Nie rób takiej smutnej miny, szefie. Lecimy bezproblemowo przy jednej trzeciej g. Za niecałe cztery dni będziemy na orbicie okołoksiężycowej.
— Chciałem pobrać próbki z jeszcze dwóch Asteroid — rzekł Dan.
— Nie możemy ryzykować. Lepiej… zaraz, zaraz. Przyszła wiadomość z Selene. George Ambrose.
— Odbiorę tutaj — rzekł. — A swoją drogą, powiedziałaś kontroli misji, że wyłączyliśmy osłonę?
— Nie, ale zobaczą to na pomiarach telemetrycznych. To jest rejestrowane automatycznie.
Dan skinął głową, gdy na ekranie pojawiła się kędzierzawa, ruda głowa George’a. Szybko, szeptem, w którym było słychać zmartwienie, George opowiedział, jak znalazł Cardenas i jak umieścił ją w tymczasowym schronie.
— Ona chce się zobaczyć ze Stavengerem — zakończył Dan. — Powiedziałem, że najpierw z tobą pogadam. Nic jej nie będzie, jak posiedzi w schronie parę tygodni, gdybyśmy musieli ją tam potrzymać. Co mam robić, Dan?
Obraz George’a na ekranie zastygł. Dan widział, że George wysłał wiadomość z centrum kontroli lotów. Dobrze. Pewnie kazał wszystkim wyjść, żeby nikt nie mógł go podsłuchać.
A teraz muszę mu wysłać odpowiedź, którą każdy może usłyszeć. Jak stary mafioso rozmawiający przez telefon na podsłuchu.
— George, ona chyba ma rację. Zrób, o co prosi — tylko jak najostrożniej. Ona jest dla nas ważna. Jak wrócę, będą z nią miał o czym rozmawiać. Mamy tu na statku pewne problemy i lecimy już do domu. Jeśli wszystko pójdzie jak trzeba, będziemy »a orbicie okołoksiężycowej za niecałe cztery dni. Będę cię o wszystkim informował, a ty daj znać, co u ciebie.
Dan odsłuchał własną wiadomość, uznał, że nie musi nic do niej dodawać, po czym przycisnął klawisz WYŚLIJ na panelu łączności.
Wstał z fotela drugiego pilota, kiedy moduł łączności dźwięknął.
— O, kolejna wiadomość — rzekła Pancho.
Na ekranie pojawiła się twarz młodego mężczyzny.
— Informacja ogólna dla wszystkich statków i pojazdów. Czujniki wczesnego ostrzegania znajdujące się na orbicie Merkurego zaobserwowały rozbłysk słoneczny klasy czwartej. Wstępne obliczenia pola międzyplanetarnego wskazują, że powstała wskutek rozbłysku burza słoneczna ma dziewięćdziesiąt procent szans na dotarcie do układu Ziemia-Księżyc w ciągu najbliższych dwunastu godzin. Wszystkie statki znajdujące się między Ziemią a Księżycem mają powrócić do najbliższego bezpiecznego portu. Wszystkie działania na powierzchni Księżyca zawiesza się na sześć godzin. Wszystkie osoby przebywające na powierzchni powinny znaleźć schronienie w ciągu najbliższych sześciu godzin.
Dan opadł z powrotem na fotel.
Pancho spróbowała się uśmiechnąć.
— Tak jak mówiłeś, szefie: prawo Murphy’ego.
Schron burzowy
Wokół stołu w mesie Starpower 1 zasiadły cztery zmartwione osoby. Na ekranie ściennym wyświetlono mapę Układu Słonecznego, z obłokiem promieniowania wyemitowanego przez rozbłysk słoneczny, przedstawionym jako bezkształtny szary bąbel powykręcany międzyplanetarnym polem magnetycznym. Szybko zbliżał się do Ziemi i Księżyca. Pulsująca żółta kropka w Pasie Asteroid wskazywała pozycję statku.
— Pokaż prognozy na następne dwa dni — zwrócił się Dan do komputera.
Chmura stała się większa i grubsza, minęła orbitę Marsa, a następnie otoczyła środkową część Pasa i minęła pulsującą żółtą kropkę oznaczającą Starpower 1.
Pancho wydała z siebie odgłos gdzieś pomiędzy parsknięciem a westchnieniem.
— Nie ma szans, żeby ją ominąć. Złapie nas. Amanda uniosła wzrok znad palmtopa.
— Gdybyśmy zdołali przepompować pozostałe paliwo do jednego ze zbiorników, byłaby to jakaś osłona.
— Myślałem, że promieniowanie wtórne i tak nas dopadnie — mruknął Dan.
— Będzie wysokie — przyznała Amanda. — Jeśli jednak uda się nam zwiększyć ciśnienie paliwa, może pochłonie ono większość cząstek wtórnych, zanim nas dopadną.
— Pod warunkiem, że będziemy w samym środku zbiornika — wtrąciła Pancho.
— Tak. W skafandrach.
— Czy skafandry są przystosowane do takiej temperatury? Mówimy przecież o ciekłym wodorze i helu. To bardzo blisko zera absolutnego.
— Skafandry są wystarczająco dobrze izolowane — rzekła Pancho, po czym dodała — ale nikt dotąd nie próbował nurkować w ciekłym wodorze.
— I musielibyśmy tam siedzieć przez Bóg raczy wiedzieć ile godzin — mruknął Dan.
Fuchs milczał. Siedział pochylony nad własnym palmtopem.
— Jaką ochronę może zapewnić nam paliwo? — spytał ponuro Dan.
Amanda zawahała się, spojrzała na ekran własnego komputera i odparła:
— Wszyscy będziemy wymagali hospitalizacji. Będziemy musieli zaprogramować automatycznego pilota, żeby dolecieć na orbitę Księżyca.
— Wszyscy będziemy aż tak chorzy? — spytała Pancho. Amanda pokiwała głową ponuro.
A ja będę martwy, pomyślał Dan. Nie mogę przyjąć takiej dawki promieniowania. To mnie zabije.