- Imponujące, czyż nie? - wychrypiał Rudzki, podając Szackiemu kubek kawy. - Musi pan kiedyś przyjechać do mnie po zmierzchu. Czasami potrafię w nocy stać godzinę przy oknie i nie nudzi mi się wcale.
Szacki przywołał się do porządku. - Faktycznie, może się podobać - skomentował obojętnie.
PROTOKÓŁ PRZESŁUCHANIA ŚWIADKA. Cezary Rudzki, ur. 2 sierpnia 1944, zamieszkały przy ul. Pawińskiego, wykształcenie wyższe, prowadzi prywatną poradnię psychologiczną. Stosunek do stron: obcy, niekarany za składanie fałszywych zeznań.
Uprzedzony o odpowiedzialności karnej z art. 233 kk zeznaje, co następuje:
Henryka Telaka poznałem przypadkiem w listopadzie ubiegłego roku. Przygotowywałem konferencję terapeutyczną i szukałem firmy, która mogłaby wydrukować zaproszenia i plakaty. Tak trafiłem do firmy Polgrafex, w której dyrektorem lub wicedyrektorem był Henryk Telak. Nie miałem z nim wówczas kontaktu, jedynie z jednym ze sprzedawców. Tydzień później chciałem odebrać zamówienie, ale było ono niegotowe. Zażądałem rozmowy z dyrekcją i tak poznałem Henryka Telaka. Był bardzo miły, zapewnił, że tego samego dnia dostarczą mi materiały kurierem na swój koszt, przepraszał, zaprosił mnie na kawę. Przy kawie zaczął pytać o moją pracę, zaciekawiony treścią zaproszeń i plakatów. Opowiadałem o pracy terapeuty. Że staram się pomagać ludziom, że często spotykam się z osobami, które straciły sens życia. Wtedy powiedział mi o samobójstwie córki i chorobie syna, wyznał, że nie potrafi z tym żyć. Spytałem, czy może chciałby się ze mną spotkać. Powiedział, że nie jest pewien, ale tydzień później zadzwonił i umówił się na wizytę. Spotykaliśmy się raz w tygodniu, w czwartki, tutaj, w moim mieszkaniu.
Nie nagrywałem tych sesji, robiłem jedynie notatki. Pan Telak dużo milczał, często płakał. Miał ciężkie życie. Uciekł z domu, kiedy miał szesnaście lat, niedługo potem jego rodzice zginęli w wypadku samochodowym. Nie zdążył się z nimi pożegnać, nie wiedział nawet o pogrzebie. Z tego powodu czuł się bardzo winny i to poczucie winy zaważyło na jego przyszłym życiu. Jego małżeństwo z Jadwigą Telak - którą Henryk Telak, moim zdaniem, bardzo kochał, podobnie jak dzieci - nie było udane, o czym Henryk Telak mówił ze smutkiem i wstydem. W czasie terapii skupiliśmy się na jego rodzinie pochodzenia, aby mógł wyjść z cienia swoich nieżyjących rodziców. Sądziłem, że to jest podstawa do tego, aby uzdrowić stosunki w jego obecnej rodzinie. Miałem wrażenie, że to przynosi efekty, weekendowe ustawienie miało być „kropką nad i”. Właściwie w tym ustawieniu chodziło mi przede wszystkim o Henryka Telaka. Pozostałe osoby, które dobrałem spośród moich pacjentów, są w o wiele lepszym stanie psychicznym. Cierpią na stosunkowo łagodne nerwice.
Na pytanie przesłuchującego, czy Henryk Telak wspominał w czasie terapii o wrogach lub o ludziach, którzy nie darzą go sympatią, świadek odpowiada: Henryk Telak wydawał się osobą tak złamaną i zamkniętą w sobie, że dla otoczenia był chyba niezauważalny. Nic mi nie wiadomo o jego wrogach. Nie sądzę, aby miał takowych.
Szacki notował, obserwując uważnie Rudzkiego. Terapeuta mówił cicho, spokojnie, pewnie. Jego głos budził zaufanie, zapewne potrafił nim bez problemu wprowadzić pacjenta w stan hipnozy. Szacki zastanawiał się, czy mógłby się zwierzyć Rudzkiemu. Opowiedzieć mu o tym, jak go boli brzuch, kiedy wraca do domu. Jak musi wypić przed snem dwa piwa, żeby zasnąć bez problemów. Jak wykańcza go chłód pomiędzy nim a Weroniką, przesycone pretensją i rozczarowaniem powietrze wiszące nad meblami z Ikei w ich mieszkaniu, w bloku na Burdzińskiego. Jak czasami się zastanawia, co ich łączy poza dzieckiem i rachunkiem w banku. I jak czasami stoi przed kwiaciarnią - chciałby jej kupić kwiaty i wie, że byłaby zadowolona, ale tego nie robi, za każdym razem znajdując wymówkę. Albo jest już późno i myśli, że kwiaty i tak są nieładne. Albo myśli, że to wstyd przynosić żonie kwiaty z praskich kwiaciarni - zawsze wyglądają na takie, których nie sprzedano w Śródmieściu przed dwoma dniami. Albo szkoda mu drobnych, bo musi jeszcze kupić jedzenie. Ale przecież pięćdziesiąt metrów dalej jest bankomat. A róża kosztuje tylko pięć złotych. Czasami myśli też: dlaczego miałbym kupować kwiaty? W końcu, kiedy ostatnio coś od niej dostałem? Płytę albo książkę, albo chociaż SMS-a innego niż „bułka krojona i papierosy”. Więc odchodzi spod kwiaciarni, wściekły na siebie i zawstydzony, i wstępuje po drodze do sklepu po tę pierdoloną bułkę krojoną, którą kupuje, co drugi dzień od ośmiu lat w tym samym sklepie, u tej samej ekspedientki. Zabawne, że widział, jak ona się starzeje, a sam miał wrażenie, że jest idealnie tym samym człowiekiem, co wtedy, kiedy po raz pierwszy robił tam zakupy. Był lipiec. Szacki miał na sobie dres, cały pokryty kurzem od przeprowadzki. Cieszył się z mieszkania, cieszył się, że za chwilę razem z najpiękniejszą kobietą świata zje kajzerkę i popije kefirem. Cieszył się, że ekspedientka jest taka miła. Miał wtedy długie ciemne włosy zaplecione w krótki warkocz, a nie mlecznego jeża, który upodabniał go do sierżanta piechoty z amerykańskich filmów wojennych.
Cezary Rudzki uprzejmie, ale bardzo stanowczo odmówił odpowiedzi na pytanie o terapię Kwiatkowskiej, Jarczyk i Kaima. Szacki nie naciskał. Musiałby postawić któremuś z nich zarzut, aby za pośrednictwem sądu zmusić Rudzkiego to wydania dokumentacji. Terapeuta relacjonował dzień, w którym odnaleziono zwłoki, a Szacki z żalem skonstatował, że żadna z przesłuchanych dotąd osób nie jest chyba mordercą. Zeznania były logiczne, sprawiały wrażenie szczerych, słychać było wyraźny smutek z powodu śmierci Telaka i dużą dozę empatii wobec jego osoby. Poza tym nie wyobrażał sobie, jaki którekolwiek z nich mogłoby mieć motyw, żeby zamordować Telaka.
Tak myślał prokurator Teodor Szacki we wtorek, 7 czerwca, o godzinie 10.30. Dwie godziny później był już przekonany, że morderca jest wśród trójki pacjentów Rudzkiego.
- Trochę się dziwię, że to pan ze mną rozmawia, a nie policja - powiedział nagle terapeuta.
- Proszę nie wierzyć telewizyjnym serialom. W Polsce to prokurator kieruje poważnymi śledztwami. Policja pomaga, jak jej się każe, a na własną rękę ściga złodziei samochodów i włamywaczy.
- Przesadza pan chyba.
- Trochę tak - uśmiechnął się Szacki.
- Pewnie czuje się pan niedoceniany.
- Wolałbym rozmawiać o faktach, nie o uczuciach.
- To zawsze jest prostsze. Co jeszcze chciałby pan wiedzieć?
- Chciałbym wiedzieć, co się wydarzyło w sobotni wieczór. I czym jest terapia ustawień. I czemu pańskim pacjentom drży głos, kiedy o niej opowiadają.
- W takim razie musimy rozmawiać o uczuciach.
- Jakoś to zniosę.
Terapeuta wstał, podszedł do regału i zaczął grzebać w czarnej aktówce.
- Nie jestem w stanie panu tego wytłumaczyć - powiedział. - Jest to, niestety, niemożliwe. Absolutnie awykonalne.
Szacki zagryzł zęby. Co za dziad. Jak doszli do sedna, to zaczyna kręcić.
- Proszę spróbować. Może się uda.
- Nic z tego. Nie opowiem tego panu - odwrócił się i uśmiechnął przepraszająco do Szackiego, który w środku chodził z wściekłości. - Mogę to panu pokazać - powiedział. W ręku trzymał małą kamerę wideo.
Salka na Łazienkowskiej. Widać siedzących obok siebie Telaka, Kaima, Kwiatkowską i Jarczyk. W kadrze pojawia się Rudzki.
Rudzki: - Panie Henryku, prosimy.
Telak wstaje, uśmiecha się nerwowo. Szackiego przechodzi dreszcz. Telak jest w tym samym stroju, w którym go znaleziono martwego. Szacki nie może oprzeć się wrażeniu, że za chwilę położy się na podłodze, a jedna z osób wstanie i wbije mu rożen w oko. Na policzku pojawi się plama w kształcie wyścigówki.