Telak: - A może teraz, kto inny?
Rudzki: - Losowaliśmy. Ale jeśli nie jest pan gotów, proszę powiedzieć.
Długa cisza.
Telak: - Dobrze, to ja spróbuję.
Rudzki: - Okej. Najpierw ustawimy rodzinę pochodzenia. Pani Basia będzie pana matką, a pan Euzebiusz ojcem. Proszę ich ustawić.
Telak bierze za rękę Jarczykową i prowadzi ją w odległy kraniec pomieszczenia. Wskazuje jej miejsce tuż przy ścianie, twarzą do ściany. Potem obok niej ustawia Kaima, także twarzą do ściany. Sam staje pośrodku pokoju, patrzy na ich plecy.
Rudzki: - Już?
Telak: - Tak.
Rudzki: - Pani Barbaro, proszę powiedzieć, co pani czuje.
Jarczyk: - Jestem smutna, chciałabym widzieć swojego syna. Tęsknię za nim.
Rudzki: - A pan?
Kaim: - Niedobrze mi. Czuję jego wzrok wbity w moje plecy. Chciałbym się odwrócić. Albo odejść. Czuję ucisk na szyi, zupełnie, jakby ktoś mnie trzymał na smyczy.
Jarczyk: - Tak, ja mam podobnie. Albo jakby mnie postawiono do kąta za karę. Źle mi. Czuję się winna.
Telak: - Chciałbym do nich podejść.
Kaim: - Czy mogę się odwrócić?
Rudzki: - Jeszcze nie. (do Telaka) Proszę podejść do swoich rodziców i stanąć za nimi.
Telak staje tuż za plecami Kaima i Jarczyk.
Rudzki (do Telaka): - Jak teraz?
Telak: - Lepiej, znacznie lepiej. Teraz jest tak, jak chciałem.
Kaim (z trudem): - Za to dla mnie to jest nie do zniesienia. Przed sobą mam ścianę, a za plecami syna. Nie wiem, dlaczego tutaj przyszedł, ale nie chcę go tutaj. Chryste, ledwo trzymam się na nogach. Duszę się. Proszę mi pozwolić odejść albo zabrać go stąd.
Rudzki: - Jeszcze chwila.
Terapeuta zatrzymał taśmę. Na ekranie zastygł obraz Telaka stojącego za plecami swoich „rodziców”. Szacki spojrzał na niego ze zdumieniem.
- Co to za teatr? - zapytał. - Oni wcześniej dostali jakieś skrypty, jak mają się zachowywać?
Rudzki pokręcił przecząco głową.
- Mało tego. Prawie nic nie wiedzą o panu Henryku. Nie wiedzą, że uciekł z domu, nie wiedzą, że jego rodzice zginęli tragicznie i że Henryk nie zdążył się z nimi pożegnać. Nic. Widzi pan, w gruncie rzeczy ta terapia jest szalenie prosta, jeśli porównamy ją na przykład do psychoanalizy, która zresztą - moim zdaniem - jest zazwyczaj absolutnie nieskuteczna.
Szacki przerwał mu ruchem dłoni.
- Błagam, po kolei - powiedział.
- Dobrze, po kolei. Zgłasza się pan na terapię ustawień, bo jest panu ciężko, trudno, źle. Nie wie pan, dlaczego. Opowiada pan trochę o sobie - rodzice, rodzeństwo, żona, dzieci, pierwsza żona, pierwsza żona ojca itepe. Ważne są wszystkie osoby z pana rodziny. Zarówno te żyjące, jak i te nieżyjące. I ustawia je pan w przestrzeni. Każdego bierze pan za rękę i prowadzi w odpowiednie miejsce, wskazuje kierunek, w którym ma patrzeć. Zdziwi się pan, ale często już w tym momencie ludzie widzą, co jest nie tak. Dlaczego im jest źle. Na przykład, dlatego, że żona stoi w miejscu, w którym powinna stać matka. Albo, dlatego, że dziecko oddziela pana od żony. Jednym słowem, dlatego, że porządek został naruszony. Wystarczy ustawić ich prawidłowo i pacjent wychodzi z terapii jako inny człowiek. Po pięciu minutach.
- Dlaczego Kaim twierdzi, że się dusi i że zaraz zemdleje?
- Dlatego że reprezentanci czują emocje osób, które przedstawiają.
- Ale rodzice Telaka umarli wiele lat temu.
- Także martwych.
- Jasne. A na końcu trzeba zatańczyć nago wokół ogniska w drewnianej masce.
Rudzki zamilkł, wyraźnie urażony uwagą prokuratora. Szacki dostrzegł to i przeprosił.
- Trochę pana rozumiem, też na początku byłem bardzo sceptyczny - usprawiedliwił go Rudzki. - Myślałem, że w jakiś sposób pacjent wysyła swoje emocje, wprogramowuje je w reprezentantów. Ale wielokrotnie w czasie ustawień wychodzą na jaw rodzinne tajemnice, o których pacjent nie miał pojęcia.
- Na przykład?
- Na przykład sam Bert Hellinger, twórca tej metody, ustawiał kiedyś chorego na autyzm trzydziestopięcioletniego Szweda. Mężczyzna uporczywie patrzył na swoje dłonie, co zazwyczaj oznacza...
- Morderstwo.
- Skąd pan wie?
- Lady Makbet.
- Właśnie. Patrzenie w ziemię oznacza grób, kogoś zmarłego, a obserwowanie swoich dłoni lub gest mycia rąk - zabójstwo. Takie gesty pojawiają się u osób autystycznych i jąkających się. Oba schorzenia mają wiele cech wspólnych, a jedną z nich jest fakt, że w czasie ustawień często okazuje się, że źródłem choroby jest zabójstwo. Ale wróćmy do Szweda. Hellinger wiedział z wywiadu z rodziną, że jego babka miała romans z marynarzem i tenże marynarz ją zamordował. W związku z tym Hellinger wprowadził do ustawienia babkę i dziadka. I reprezentant dziadka zaczął w identyczny sposób patrzeć na swoje dłonie. Jaki z tego wniosek?
- To on był mordercą, a nie marynarz.
- Właśnie. Wyszło na jaw coś, o czym nie miał pojęcia nikt z rodziny. Sam dziadek od wielu lat nie żył. Ale popełniona przez niego zbrodnia, potworna nieodkupiona wina, stała się przyczyną autyzmu wnuka.
Szackiego zaczynała boleć głowa. Będzie musiał kupić jakąś książkę, żeby to wszystko zrozumieć. Trzeba też znaleźć biegłego, żeby się wypowiedział na temat kasety.
- Rozumiem - powiedział, pocierając skronie - ale to był przypadek ekstremalny. A o co chodzi tutaj? - zapytał, wskazując na ekran telewizora.
- Odejście od rodziny odbierane jest w systemie jako ciężkie przestępstwo - tłumaczył Rudzki. - Henryk czuł się z tego powodu niesłychanie winny. Czuł się też winny, ponieważ nie pożegnał swoich rodziców. A jeśli jest poczucie winy, nie ma żałoby. Poczucie winy łączy nas bardzo silnie ze zmarłym, przez to nie pozwalamy mu odejść. Zna pan fazy żałoby?
Szacki szukał przez chwilę w pamięci.
- Niewiara, rozpacz, porządkowanie, przystosowanie?
Terapeuta spojrzał na niego ze zdumieniem.
- Faktycznie. Jednak w rzeczywistości wiele osób zatrzymuje się na fazie drugiej - rozpaczy, której nikt nie rozumie i która przeradza się w osamotnienie. I ta niedokończona żałoba pozostaje w rodzinie, sprawia, że każde następne pokolenie jest połączone ze śmiercią. Proszę spojrzeć, co się dzieje. Henryk chce iść za swoimi rodzicami, ale oni tego nie chcą. Ich miejsce jest w świecie martwych, a jego - w świecie żywych. Proszę oglądać dalej.
Rudzki (do Telaka): - Rozumiem, że chce pan stać tutaj, ale to nie jest właściwe miejsce. Proszę wrócić na środek sali.
Telak wraca.
Kaim: - Co za ulga...
Telak: - Teraz proszę się odwrócić.
Kaim i Jarczyk odwracają się.
Jarczyk: - Znacznie lepiej. Cieszę się, że widzę swojego syna.
Kaim: - Ja też.
Rudzki (do Telaka): - A pan?
Telak: - Cieszę się, że patrzą na mnie, że są ze mną. Ale chciałbym pójść do nich.
Rudzki: - To niemożliwe. Zrobimy inaczej.
Rudzki podchodzi do Kaima i Jarczyk, prowadzi ich do Telaka i ustawia trochę z boku, za jego plecami.
Kaim: - Tak jest doskonale. Widzę syna, ale nie przeszkadzam mu. Nie stoję na jego drodze.
Jarczyk: - Czuję ciepło na sercu. Chciałabym go przytulić. Powiedzieć, że go kocham i że życzę mu wszystkiego najlepszego.
Rudzki: - To za chwilę. - (do Telaka) - U pana też lepiej?
Telak: - Jest lżej, ale ciągle czegoś mi brakuje.
Rudzki: - Rozwiązania, ale to zrobimy później.
- Jakiego rozwiązania? - zapytał Szacki, a terapeuta zatrzymał film. - Już wcześniej zastanawiało mnie, do czego to prowadzi. Na czym polega oczyszczenie?
Rudzki zamiast odpowiedzi zaniósł się mokrym kaszlem i wybiegł do łazienki, skąd przez dłuższą chwilę dobiegały odgłosy charczenia i plucia. Wrócił cały czerwony na twarzy.