Выбрать главу

Telak osuwa się na kolana. Cały czas nie patrzy na nikogo.

Telak (szeptem): - Zostawcie mnie, to nie moja wina. Nie moja wina.

Kaim (z trudem): - Nie martw się, tato, pomożemy ci.

Kaim podchodzi do siostry, łapie ją za rękę.

Kwiatkowska: - Tak, tatusiu, razem ci pomożemy.

Robią krok w kierunku krzeseł.

Jarczyk: - Nie!!! Błagam, nie!!! Nie możecie mnie z nim zostawić! Nie możecie odejść. Proszę, nie odchodźcie, nie zostawiajcie mnie samej. Proszę, proszę, proszę.

Kaim odwraca się w jej stronę.

Kaim: - Nie gniewaj się, mamo. Musimy to zrobić dla taty.

Jarczyk mdleje. Rudzki podbiega do niej wyraźnie przestraszony, klęka.

Rudzki (do reszty): - Okej, to koniec na dziś, skończymy jutro rano. Źle się dzieje, że przerywamy, ale nie ma innego wyjścia. Proszę, aby państwo poszli do swoich pokoi, nie rozmawiali, nie czytali książek. Zobaczymy się jutro na śniadaniu o dziewiątej.

Kwiatkowska i Kaim patrzą na siebie jak wyrwani z transu. Puszczają swoje dłonie i wychodzą z kadru. Rudzki układa Jarczyk na boku i podchodzi do kamery. Na drugim planie cały czas klęczy Telak. Wzrok ma wbity w przestrzeń.

Ekran zaczął śnieżyć. Terapeuta i prokurator siedzieli obok siebie w milczeniu. Po długiej chwili Szacki wstał, podszedł do kamery i wyjął z niej kasetę.

- To potworne - powiedział, patrząc na czarny kawałek plastiku. - Nie bał się pan, że on popełni samobójstwo?

- Przyznam, że przeszło mi to przez głowę. Ale nie bałem się.

- Jak to?

- Opowiem panu coś. To znana historia, zdarzyła się jakiś czas temu w Lipsku. Hellinger ustawiał kobietę, w czasie ustawienia wyszło, że jest zimna, niezdolna do miłości. Dzieci się jej bały, chciały iść do ojca, którego ona odtrąciła. Hellinger powiedział: „Tu jest zimne serce”. Po chwili kobieta wyszła. Inni uczestnicy terapii bali się, że może się zabić, ale Hellinger nie poszedł za nią.

- I co?

- Powiesiła się kilka dni później, w liście napisała, że nie jest w stanie dalej żyć.

- Skuteczna terapia - mruknął Szacki.

- Pan myśli, że kpi, a tak naprawdę ma pan rację. Skąd pewność, że wcześniejsza śmierć to zawsze strata? Że to zawsze gorsze rozwiązanie? Że trzeba przed nią ratować za wszelką cenę? Być może z życia wyłania się coś, co jest większe od niego. W duszy każdego z nas istnieje potrzeba, aby po wypełnieniu życia przyszedł koniec. U niektórych pojawia się wcześniej. Rozumie pan to?

- Rozumiem, ale nie akceptuję.

- A więc musi pan być wszechmocnym człowiekiem, skoro chce pan stawać na drodze śmierci. Ja czuję wobec niej pokorę. Jeśli pozbawia pan kogoś prawa do śmierci, to tak naprawdę okazuje pan brak szacunku tej osobie. Stawanie na drodze śmierci jest nierozsądnym przekonaniem o własnej wielkości.

Terapeuta stanął obok Szackiego przy balkonowym oknie. Grójecką w stronę centrum jechała na sygnale karetka pogotowia. Świdrujący dźwięk stawał się coraz bardziej natarczywy. Rudzki zamknął okno i w mieszkaniu zapanowała absolutna cisza.

- Widzi pan, to wszystko bierze się z miłości - powiedział. - Kasia się zabiła, żeby ulżyć Telakowi, żeby zabrać ze sobą część jego winy. A pan mówi, że za wszelką cenę trzeba stanąć na drodze śmierci. Jak można nie uszanować tak pięknego aktu miłości i poświęcenia? Trzeba przyjąć dar tego dziecka. Inaczej ono po śmierci czuje się odrzucone. Miłość po prostu jest. Nie ma możliwości wywierania wpływu. Jest bezsilna. I jest tak głęboka, że aż boli. Głęboka więź i ból należą do siebie.

- To pięknie brzmi - odparł Szacki. - Ale chyba tylko tyle. Trudno mi uwierzyć, że ktoś popełnia samobójstwo, ponieważ jego ojciec uciekł z domu. Człowiek odpowiada za swoje czyny.

- Nie można być nieuwikłanym, mawia Hellinger.

- Można być wolnym, mawiam ja.

Rudzki zaśmiał się. Śmiech zamienił się w atak kaszlu. Uciekł do łazienki, a kiedy wrócił, wycierając mokrą twarz ręcznikiem, powiedział:

- A czy można być wolnym od jedzenia? W systemie nikt nie jest wolny.

2

Koszmarnie rozbolała go głowa. Wsiadł do samochodu, pozwolił Floydom grać cichutko Hey You i łyknął tabletkę ibupromu. Uchylił okno i próbował uporządkować myśli. Teraz rozumiał, dlaczego nikt z uczestników ustawienia nie wskazał na terapeutę w czasie przesłuchań. Ponieważ terapeuta był tak naprawdę jedynie obserwatorem, stojącym w bezpiecznym miejscu, poza burzą uczuć, jaka szalała pod krzyżowym sklepieniem salki na Łazienkowskiej.

Co się wydarzyło w nocy z soboty na niedzielę? Wyobrażał sobie doskonale każdą z tych scen. Pogrążona w mroku sala, żółte światło sodowych lamp z ulicy, cienie kolumn przesuwające się po ścianach, kiedy ulicą przejeżdża samochód. Henryk Telak, starając się zrobić jak najmniej hałasu, wymyka się z budynku. Myśli, że nikt go nie widzi, ale to nieprawda.

Ponieważ widzi go Barbara Jarczyk. Kobieta, która kilka godzin wcześniej zemdlała, nie mogąc znieść emocji żony Telaka. Załóżmy, pomyślał Szacki niechętnie, że Rudzki ma rację. Że istnieje pole, które pozwala w czasie ustawienia czuć emocje obcych ludzi. I Jarczyk poczuła emocje Telakowej. Nienawiść, niechęć, złość, ból spowodowany samobójstwem dziecka. Strach, że drugie dziecko też wkrótce odejdzie. Tylko, że Jarczyk - w przeciwieństwie do żony Telaka - zdawała sobie sprawę, że to Henryk jest „winowajcą”. Że to przez niego - lub dla niego - córka popełniła samobójstwo, a syn zachorował. Kto wie, może w głowie Jarczyk rodzi się myśl, że uratuje swojego „syna”, zabijając Telaka. Łapie za rożen, idzie za Telakiem. Telak słyszy kroki, odwraca się, widzi Jarczyk. Nie boi się, głupio mu tylko, że będzie musiał się tłumaczyć. Jarczyk uderza. „Za moje dziecko” - mówi, ale Telak już tego nie słyszy.

Ale czy w takim wypadku Jarczyk pamiętałaby, żeby wytrzeć odciski palców? Czy potrafiłaby tak dobrze kłamać? I czy poszłaby sama odkryć zwłoki, czy raczej zaczekałaby, aż ktoś inny to zrobi?

Scena druga. Telak idzie przez salkę. Myśli, że nikt go nie widzi, ale to nieprawda. Kaim patrzy na niego i kolejny raz tego dnia czuje przenikliwy ból w sercu. Pole działa. Kaim myśli o swojej zmarłej siostrze, o tym, ile mu jeszcze życia zostało. Chce zatrzymać Telaka. Chce dokończyć terapię, uratować „siebie”. Ale Telak nie chce zostać. Kaim nalega. Telak odmawia, idzie w kierunku wyjścia. Kaim zabiega mu drogę. Uderza.

Akurat w jego przypadku Szacki był pewien, że Kaim szybko by doszedł do siebie, posprzątał, wytarł odciski. I potrafiłby przekonująco kłamać.

Scena trzecia. Telak myśli, że nikt go nie widzi, ale to nieprawda. Kwiatkowska, jego martwa córka, obserwuje go z kąta pomieszczenia. Jak upiór. Może myśli o tym, ile rzeczy ją ominęło, ile lat życia, ile radości, ile podróży, ilu mężczyzn, ile dzieci. Wszystko straciła tylko, dlatego, żeby pomóc człowiekowi, który teraz cichaczem ucieka. Nie obchodzi go jej ofiara, nie dba o jej śmierć. „Dlaczego uciekasz, tato?” - pyta, wychodząc z cienia. „Nie jestem twoim tatą, wariatko” - odpowiada Telak i próbuje ją ominąć. „Jak możesz? Przecież tyle dla ciebie zrobiłam” - mówi z wyrzutem Kwiatkowska. Smutek i żal mieszają się w niej z wściekłością. „Dupa, a nie zrobiłaś, idź się leczyć, kobieto” - mówi wkurwiony Telak.

Kwiatkowska uderza.

Proszek zaczął działać. Szacki poczuł się trochę lepiej i łaskawie zezwolił, aby Waters zaśpiewał Bring the Boys Back Home ciut głośniej. Zadzwonił do Kuzniecowa i pojechał na komendę. Chciał pogadać, a przy okazji obejrzeć portfel denata. Nie sądził, żeby to miało znaczenie, ale osoba Telaka była kluczem do tej sprawy. Im lepiej go pozna, tym większe prawdopodobieństwo, że zrozumie motyw sprawcy. Lub motyw wirtualnego sprawcy, który opanował jaźń obcej osoby.