Выбрать главу

Szacki jednak zapalił. W końcu, co miał innego do roboty? Jakoś nie potrafił przejąć się tym melodramatem.

- W pewien sposób umarłam razem z nim. Henryk był cały czas przy mnie. Czuły, współczujący, wyrozumiały, gotowy wszystko wybaczyć. Nie obchodził mnie, ale był. Przyzwyczaiłam się do niego. Wyszłam za mąż. Szybko zaszłam w ciążę. Urodziła się Kasia i zaczęłam żyć dla niej. Potem Bartek. Raz było lepiej, raz gorzej. Ot, rodzinne życie. Skończyło się ze śmiercią Kasi. Wstyd mi, ale gdybym mogła wskrzesić tylko jedną osobę – wskrzesiłabym Kamila. A potem pojawił się jego ojciec - niech będzie przeklęty - ze swoją prawdą i swoją sprawiedliwością. Chciałabym, aby ten dzień nigdy nie nastąpił.

Zapaliła kolejnego papierosa, w małym pomieszczeniu pełno było dymu. W połączeniu z uciążliwym upałem stało się to nie do zniesienia.

- Nie wiem, dlaczego pojechałam tego wieczoru na Łazienkowską. Nie potrafię wytłumaczyć. Ale pojechałam. Weszłam do środka, kiedy się pakował. Wyznał mi, czego się dowiedział w czasie ustawienia. Był roztrzęsiony, płakał, mówił, że o mało, co nie popełnił samobójstwa. Pomyślałam, że to najlepsze, co mógłby zrobić, i spytałam, czy nie powinien dokończyć tej terapii, ze względu na Bartka. Nie chciał. Wybiegłam z jego pokoju i wpadłam do kuchni napić się wody, zbierało mi się na wymioty. Dalszy ciąg pan zna.

Jeszcze niedawno, bez względu na wszystko, chciałby ją doprowadzić przed sąd. Teraz o to nie dbał. Tak bardzo, że nawet odezwać mu się nie chciało. Popatrzyła jeszcze na niego w milczeniu, pokiwała głową i wstała.

- Chciałbym wiedzieć, czy motywy pani czynu były czysto emocjonalne? - zapytał w końcu.

Uśmiechnęła się tylko i wyszła.

Prokurator Teodor Szacki podniósł się z krzesła, zdjął marynarkę, otworzył szeroko okno i wysypał pety z popielniczki do kosza. Otworzył szufladę, aby schować popielniczkę, i jego wzrok zatrzymał się na kartce, na której przepisał fragment wywiadu z Bertem Hellingerem, bodaj z „Gazety Wyborczej”:

„Zawsze żąda się ode mnie, abym przeklął sprawców wszelkich zbrodni, a ja wiem, że jedyną drogą, żeby sobie radzić z obecnością zła, jest przyznanie, że i oni mimo wszystko są ludźmi. Także dla nich powinniśmy znaleźć miejsce w naszym sercu. Dla naszego własnego dobra. Nie zdejmuje to z nich wcale odpowiedzialności za czyny. Ale jeśli wykluczamy kogoś, odmawiamy mu prawa do przynależności, sami stawiamy się w miejscu Boga, decydujemy, kto ma żyć, a kto nie. A to jest coś niesłychanego”.

3

Jadąc do Moniki na Chomiczówkę, zatrzymał się przy placu Wilsona, żeby kupić u Bliklego dwa ptysie - to były ich ulubione ciastka. Stojąc w kolejce, pomyślał o Jadwidze Telak i przysmaku warszawskim i poczuł się bardzo, bardzo zmęczony. Zmęczony tą sprawą, zmęczony swoją pracą, zmęczony kochanką, która go tak naprawdę kompletnie nie obchodziła. Czegoś mu znowu brakowało, ale czego?

Sprawiedliwości, pomyślał i przestraszył się tej myśli. Zabrzmiała tak, jakby ktoś obok niego wypowiedział ją na głos. Rozejrzał się, ale żoliborscy emeryci stali pokornie w kolejce, w niemym skupieniu obserwując lady chłodnicze z ciastkami i półki z ciastami. Sprawiedliwości, czyli czego? Miał nadzieję, że głos mu odpowie. Ale tym razem nie usłyszał słów - za to pojawił się obraz. Obraz blaszanego cylindra, z którego wyciągnął dwudziestoczteroletnią whisky. Pomyślał o Karolu Wenzlu, który mieszkał po drodze do Moniki. Może należy go odwiedzić? Może jednak jest jakiś sposób na nadawców ekskluzywnego szkockiego trunku? Co mu szkodzi sprawdzić? Rozmowa z lekko świrniętym historykiem to chyba za mało, żeby go kropnęli?

Kupił ptysie, zadzwonił do Wenzla, który akurat był w domu, i podjechał pod dom na Żeromskiego. Wysiadając, wziął ze sobą ciastka, głupio mu było pojawić się z pustymi rękami. Szedł w stronę klatki między garażami i śmietnikiem, gdy z bocznej alejki wyleciała na hulajnodze dziewczynka w wieku Helci, o mało go nie taranując. On uskoczył, ale kierownica zahaczyła o pakunek z ptysiami. Papier rozerwał się, jedno z ciastek wypadło i rozbiło się o asfalt. Dziewczynka, naprawdę bardzo podobna do jego córki, zatrzymała się i kiedy zobaczyła leżące na pofałdowanym asfalcie ciastko, usta wygięły jej się w podkówkę.

- Strasznie cię przepraszam, mała - powiedział szybko.

- Nie zauważyłem, jak jedziesz, zamyśliłem się i walnąłem cię ciastkami. Nic ci się nie stało?

Pokręciła głową, ale w oczach miała łzy.

- Uff, kamień z serca. Już się bałem, że któryś z ptysiów zrobił ci krzywdę. Wiesz, że ptysie potrafią być szalenie złośne? Atakują znienacka, zupełnie jak łasice. Dlatego trzymam jej w paczce. Ale ten już chyba jest niegroźny, jak myślisz? - nachylił się bojaźliwie nad ptysiem i szturchnął go palcem.

Dziewczynka się roześmiała. Wyjął z rozerwanej paczki ocalałe ciastko i podał jej.

- Trzymaj na przeprosiny - powiedział. - Tylko jedz ostrożnie, żeby się nie zezłościł.

Dziewczynka rozejrzała się niepewnie, podziękowała, wzięła od niego ptysia i odjechała, z trudem zachowując równowagę. Naprawdę bardzo była podobna do Helci. Czy naprawdę chcę wejść do Karola Wenzla, rozgrzebać tę sprawę, zaryzykować życiem swoich bliskich? Przypomniało mu się, co historyk powiedział w czasie ich rozmowy: „Jeśli chcesz się więc w jakikolwiek sposób do nich dobrać, to od razu sobie odpuść. Pomyślisz o tym rano, a wieczorem będziesz płakał przy trupie swojej córki”.

I zamarł.

Nie mówił mu, że ma córkę.

Pomyślał o małej Helenie Szackiej, o zapachu świeżego chleba, o czaszce otwierającej się z ohydnym plaśnięciem na prosektoryjnym stole.

Jeszcze przed sekundą był pewien, że ta historia musi mieć swój dalszy ciąg.

Mylił się.

Od autora

Serdecznie dziękuję paniom prokurator, które opowiedziały mi o swojej ciężkiej i, niestety, niedocenianej pracy. Mam nadzieję, że nie mają mi za złe wszystkiego, co zmyśliłem i przeinaczyłem, aby lepiej dostosować rzeczywistość do potrzeb fabuły. Dziękuję też Dorocie Kowalskiej z „Newsweeka” za tekst „W służbie zbrodni” - bez niego ta książka byłaby zupełnie inna. Wszystkich zainteresowanych terapią ustawień odsyłam do Porządków miłości Berta Hellingera (Jacek Santorski & Co, Warszawa 2006), a chcących dowiedzieć się więcej o służbach PRL do doskonałej Policji tajnej przy robocie Henryka Głębockiego (Arcana, Kraków 2005).