— Mamo, on mówi o tobie! — szepnęła podniecona Heynok. Nic nie rozumiejąc, Aximaan Threysz potrząsnęła głową.
Zagubiła się w strumieniu słów.
— Co my tu robimy? O czym on mówi?
— Co powiesz, Aximaan Threysz? Czy Bogini odmówiła swego błogosławieństwa Dolinie Prestimiona? Wiesz, że tak! Lecz nie przez twój grzech lub grzech kogokolwiek z tu obecnych! Mówię wam, że to gniew Bogini pada na cały nasz świat, Dolinie Prestimiona odbiera lusavender, Ni-moyi odbiera milaile, a Falkynkip stajje — kto wie, co jeszcze się zdarzy, jaka dotknie nas plaga, a wszystko przez to, że na tronie siedzi fałszywy Koronal…
— Zdrada! Zdrada!
— Mówię wam, że to fałszywy Koronal zasiadł na Górze i rządzi fałszywie… złotowłosy uzurpator…
— Ach, czyżby znowu jakiś uzurpator zasiadł na tronie? — mruknęła Aximaan Threysz. — Przecież w zeszłym roku słyszeliśmy jakieś opowieści o tym, że tronem zawładnął bezprawnie…
— Twierdzę, że powinniśmy kazać mu udowodnić, iż jest wybrańcem Bogini! Niech przybędzie do nas w Wielkim Objeździe, niech stanie przed nami, niech pokaże nam, że jest prawdziwym Koronalem. Sądzę, że tego nie zrobi. Sądzę, że nie zdołałby tego dokonać. I sądzę jeszcze, że tak długo, jak długo pozwalamy mu zasiadać na Zamku, gniew Bogini będzie nawiedzał nas w formach stokroć straszliwszych, aż…
— Zdrada!
— Dajcie mu skończyć!
Heynok dotknęła ramienia Aximaan Threysz.
— Matko, czy dobrze się czujesz?
— Dlaczego tak się rozgniewali? Dlaczego tak krzyczą?
— Może chciałabyś wrócić do domu, mamo?
— Powtarzam: obalić uzurpatora!
— A ja mówię, ze należy wezwać straż, oskarżyć tego człowieka o zdradę!
Aximaan Threysz rozejrzała się wokół, nic nie pojmując. Miała wrażenie, że wszyscy zgromadzeni w sali wstali z miejsc i krzyczą. Taki hałas! Takie wrzaski! I ten dziwny, unoszący się w powietrzu zapach — swąd wilgotnej spalenizny; co to takiego? Ranił jej nozdrza. Dlaczego oni tak krzyczą?
— Matko?
— Jutro będziemy siać, prawda? Więc chyba powinniśmy wrócić do domu. Powinniśmy wrócić do domu, prawda, Heynok?
— Och mamo, mamo…
— Jutro będziemy siać…
— Oczywiście — powiedziała Heynok. — Jutro będziemy siać. Powinniśmy już iść.
— Obalić uzurpatorów! Niech żyje prawdziwy Koronal!
— Niech żyje prawdziwy Koronal! — krzyknęła nagle Aximaan Threysz, zrywając się z miejsca. Oczy jej płonęły, język wił się między wargami. Znów poczuła się młoda, pełna życia, pełna energii. O świcie wyjdzie na pole, zasieje, z miłością przykryje nasiona ziemią, będzie się modlić i… i…
Nie, nie, nie.
Umysł się jej rozjaśnił. Pamięta, o tak, pamięta!
Spalone pola. Muszą leżeć odłogiem, powiedział agent rolny, przez trzy lata muszą leżeć odłogiem, nim oczyści się ziemia. Stąd pochodzi ten dziwny zapach: to spalone łodygi i liście. Ogień szalał wiele dni. Deszcze poruszyły popioły, które uniosły się w powietrze. W tym roku, i w następnym, i w jeszcze następnym nie będzie żniw.
— Głupcy — powiedziała.
— Kogo masz na myśli, matko?
Aximaan Threysz zatoczyła ręką szeroki krąg.
— Ich wszystkich. Wrzeszczą przeciw Koronalowi. Myślą, że to przez gniew Bogini. Sądzisz, że Bogini chciałaby pokarać nas tak ciężko? Wszyscy umrzemy z głodu, Heynok, śnieć bowiem zniszczyła zboża i nie ma najmniejszego znaczenia, kto jest Koronalem. Nie ma to najmniejszego znaczenia. Zabierz mnie do domu.
— Precz z uzurpatorem! — krzyknął ktoś. Kiedy wraz z córką wychodziła z ratusza, krzyk ten brzmiał w uszach Aximaan Threysz jak bicie dzwonów pogrzebowych.
5
Przyglądając się uważnie twarzom zgromadzonych w sali narad książąt i diuków Elidath powiedział:
— Dysponuję rozkazami napisanymi ręką Valentine'a, przypieczętowanymi pieczęcią Valentine'a, z całą pewnością autentycznymi. Chłopiec ma otrzymać tytuł książęcy najszybciej, jak tylko to będzie możliwe.
— I sądzisz, że nadszedł już czas? — spytał chłodno Diwis. Najwyższy Doradca spojrzał mu wprost w oczy.
— Tak sądzę — odparł.
— Na jakiej podstawie?
— Jego nauczyciele powiedzieli mi, że opanował podstawy wiedzy we wszystkich wymaganych dziedzinach.
— Więc potrafi we właściwej kolejności wymienić Koronalów od Stiamonta do Malibora. Czego to dowodzi?
— Wiedza to nie tylko umiejętność wymienienia władców. Mam nadzieję, że ciągle jeszcze pamiętasz nie tylko listę królów, Diwisie. Hissune przeszedł pełny trening — rozumiesz, o co nam chodzi? Synody i Zgromadzenia Ustawodawcze, finanse, Kodeks Prowincji i cała reszta… mam nadzieję, że nie zapomniałeś, o czym mówię? Zdał egzaminy i zdał je bezbłędnie. Rozumuje mądrze, głęboko. Okazał także odwagę. Przy przekraczaniu równiny drzew ghazan zabił malorna — wiedziałeś o tym, Diwisie? Nie “ominął”, nie, on go zabił! To wyjątkowy chłopak.
— Sądzę, że Elidath wybrał właściwe określenie — powiedział diuk Elzandir z Chorg. — Pojechałem z nim na polowanie, do lasów powyżej Ghiseldorn. Reaguje błyskawicznie, z naturalnym wdziękiem. Ma żywy umysł. Jest bardzo bystry. Wie, jakie ma braki, i usilnie próbuje je wyeliminować. Powinien natychmiast otrzymać godność książęcą.
— To szaleństwo! — krzyknął Diwis, raz za razem waląc dłonią w stół konferencyjny. — Całkowite, ogłupiające szaleństwo!
— Spokojnie, spokojnie — wtrącił Mirigant. — Nie powinieneś tak krzyczeć, Diwisie, to nieobyczajnie.
— Ten chłopiec jest za młody, by zostać księciem!
— Nie zapomnijmy — dodał diuk Halanx — że jest niskiego urodzenia.
Stasilane spytał cicho:
— Ile on ma lat, Elidathu? Najwyższy Doradca wzruszył ramionami.
— Dwadzieścia, może dwadzieścia jeden. Jest młody, zgoda, ale to nie dziecko.
— Sam przed chwilą nazwałeś go chłopcem — zauważył diuk Halanx.
Elidath rozłożył ręce.
— Tak mi się powiedziało, nic więcej. Wygląda młodo, zgoda, ale tylko dlatego, że jest tak drobnej budowy, tak niewielkiego wzrostu. Sprawia wrażenie chłopca, ale z pewnością nie jest chłopcem.
— Nie jest też mężczyzną — zauważył książę Manganot z Banglecode.
— Według jakiej definicji mężczyzny? — zainteresował się Stasilane.
— Rozejrzyj się po tym pokoju — powiedział książę Manganot. — Tu widzisz prawdziwych mężczyzn. Choćby i ty, Stasilane — każdy dostrzeże siłę, którą promieniujesz. Nawet jeśli nie rozpoznany przejdziesz ulicą jakiegoś miasta, Stee, Normork, Bibiroon; wystarczy, że przejdziesz ulicą, ludzie nie znający twego nazwiska i rangi i tak będą ci posłuszni. To samo z Elidathem. I z Diwisem, i z Mirigantem. Z moim książęcym kuzynem z Dundimir. Każdy z nas jest mężczyzną. On nie.
— Jesteśmy książętami — powiedział Stasilane — i jesteśmy nimi od wielu lat. Przez lata przybraliśmy pewną pozę, od dawna świadomi jesteśmy naszej pozycji. Lecz jacy byliśmy dwadzieścia lat temu?
— Tacy sami — stwierdził Manganot.
Mirigant roześmiał się w odpowiedzi na to twierdzenie.
— Pamiętam niektórych z was, kiedy byliście w wieku Hissune'a. Hałaśliwi rozrabiacy — tak, jeśli to czyni z człowieka mężczyznę, to byliście mężczyznami. Lecz pod każdym innym względem… och, moim zdaniem to błędne koło, poza księcia wynika ze świadomości bycia księciem; okrywamy się nią jak płaszczem. Przyjrzyj się nam najpierw w tych wszystkich wspaniałościach, a potem odrzyj z nich, daj nam strój farmera, zostaw w jakimś porcie na Zimroelu… kto wtedy się nam pokłoni? Kto odda nam hołd?