Dziwiło wszystkich to, że Aximaan Threysz, z pewnością więcej wiedząca o uprawie lusavenderu niż jakakolwiek żyjąca na Majipoorze istota, w ogóle zwracała uwagę na to, co ma do powiedzenia jakiś drobny rządowy urzędniczyna. Lecz jej rodzina wiedziała, o co chodzi. “Mamy swoje sposoby i używamy wyłącznie ich — powtarzała Threysz. — Robimy, co robiliśmy zawsze, ponieważ to się nam w przeszłości opłacało. Sadzimy, pielęgnujemy sadzonki, doglądamy dojrzewających roślin, zbieramy plony, a potem zaczynamy wszystko od początku. Kiedy zbiór nie jest mniejszy niż zeszłoroczny, uważamy, że się nam udało. Lecz w rzeczywistości jest wręcz przeciwnie — ponosimy klęskę, jeśli tylko dorównujemy temu, co było. Na świecie nic nie jest nieruchome; kiedy stoi się nieruchomo, tonie się w błocie”.
Tak więc Aximaan Threysz prenumerowała pisma rolnicze, od czasu do czasu posyłała któregoś z wnuków na studia i bardzo uważnie słuchała tego, co miał do powiedzenia agent. Co roku wprowadzała na farmie jakieś drobne udoskonalenie, co roku zbierała więcej worków nasion lusavenderu, które sprzedawała w Mazadonne; w magazynach na jej farmie kopce lśniących ziaren ryżu wznosiły się coraz wyżej i wyżej. Przecież zawsze można nauczyć się, jak coś robić lepiej, a Aximaan Threysz robiła wszystko, by posiąść jak najwięcej wiedzy. “My jesteśmy Majipoorem — powtarzała często. — Wielkie miasta zbudowano na fundamentach z ziaren zboża. Bez nas Ni-moya, Pidruid i Khyntor byłyby pustyniami. Miasta rosną z roku na rok, więc musimy pracować coraz ciężej, by je wyżywić, prawda? Nie mamy wyboru, taka jest wola Bogini. Nieprawdaż?”
Przeżyła piętnastu, a może i dwudziestu agentów. Przybywali jako młodzi ludzie, pełni nowych pomysłów, lecz na ogół ogarniała ich nieśmiałość w jej obecności.
— Nie wiem, czego mógłbym panią nauczyć — mówił niemal każdy. — To ja powinienem uczyć się od pani, Aximaan Threysz.
Musiała powtarzać w kółko te same słowa, musiała ich ośmielać, przekonywać, że rzeczywiście interesuje się nowinkami.
Kiedy odchodził stary agent, a na jego miejsce przychodził nowy, powtarzały się zawsze te same kłopoty. Im bardziej się starzała, tym trudniej przychodziło jej nawiązywać kontakty z młodymi; nim wreszcie zdołała je zadzierzgnąć, mijały czasami lata. Lecz nie miała żadnych problemów z Calimanem Haynem, kiedy objął stanowisko przed dwoma laty. Hayn był młody, miał może trzydzieści, czterdzieści, a może pięćdziesiąt lat — wszyscy ludzie przed siedemdziesiątką wydawali się jej teraz młodzi — i zdumiewająco bezpośredni, nawet niedbały w zachowaniu, co od razu się jej spodobało. Nie zdradzał strachu, spotykając się z nią, i nawet nie próbował prawić jej grzeczności.
— Poinformowano mnie — powiedział prosto z mostu, nie dłużej niż po dziesięciu minutach od chwili, gdy spotkali się po raz pierwszy — że jest pani osobą najbardziej skłonną do wypróbowywania nowości. Co powiedziałaby pani na zabieg, który dwukrotnie powiększa nasiona lusavenderu, nie pogarszając ich smaku?
— Powiedziałabym, że ktoś próbuje zamieszać mi w głowie. Brzmi to zbyt pięknie, by było prawdziwe.
— A jednak taki zabieg jest możliwy.
— Doprawdy?
— Jesteśmy gotowi do przeprowadzenia doświadczeń w ograniczonym zakresie. Ze sprawozdań pozostawionych przez moich poprzedników dowiedziałem się, że nie boi się pani eksperymentów.
— Nie boję się — przyznała Aximaan Threysz. — Jaki to zabieg?
— Nazywa się to — wyjaśnił jej agent — powiększaniem protoplazmatycznym. Używa się enzymów w celu rozpuszczenia błony komórek roślin, a potem wprowadza materiał genetyczny. Materiałem tym można następnie manipulować, w wyniku czego materia komórkowa, protoplazma, umieszczona zostaje w kulturze umożliwiającej odbudowę błony. Z pojedynczej komórki można wyhodować roślinę o znacznie lepszej charakterystyce.
— Myślałam, że taka wiedza została na Majipoorze zapomniana przed tysiącami lat.
— Lord Valentine sprzyja odrodzeniu starożytnej nauki.
— Lord Valentine?
— Tak, Koronal — powiedział Caliman Hayn.
— Ach, Koronal! — Aximaan Threysz opuściła wzrok. Valentine? Valentine? Miała wrażenie, iż Koronal nazywa się Voriax, ale kiedy się nad tym zastanowiła, przypomniała sobie, że Voriax zginął. Tak, na jego miejsce przyszedł Valentine, coś o tym słyszała. Czy to nie temu Valentine'owi przydarzyło się coś dziwnego, czy to nie on zamienił się na ciało z innym człowiekiem? Tak, to chyba on. Lecz ludzie tacy jak Koronalowie nie znaczyli wiele dla Aximaan Threysz, która nie opuściła Doliny Prestimiona od dwudziestu, a może już trzydziestu lat i której Góra Zamkowa i jej władcy wydawała się tak daleka, że mogła równie dobrze należeć do legendy. Aximaan Threysz obchodziła uprawa ryżu i lusayenderu.
Rządowe laboratoria botaniczne — wyjaśnił jej Caliman Hayn — wyhodowały wzbogaconą sklonowaną odmianę lusavenderu i teraz trzeba wypróbować jej przydatność w praktyce gospodarstwa rolnego. Poprosił Aximaan Threysz, by współpracowała z nim przy eksperymentach, a w zamian za to zobowiązał się nie udostępniać odmiany nikomu w Dolinie, póki farma Threysz nie przestawi się na jej produkcję.
Takiej pokusie nie sposób się oprzeć. Przyjęła od agenta worek zaskakująco wielkich nasion, błyszczących i ogromnych jak oko Skandara, i zasadziła je na odległym polu, by nie skrzyżowały się przypadkiem z normalnymi roślinami. Nasiona zakiełkowały doskonale, a gdy wyrosły, różniły się od normalnych roślin wyłącznie tym, że ich łodygi były dwu- lub nawet trzykrotnie grubsze. Kiedy zakwitły, pofałdowane fioletowe kwiaty okazały się ogromne, wielkie jak talerze, strąki też były długie. Zebrano z nich wielki plon gigantycznych nasion. Aximaan Threysz chciała ich użyć przy jesiennych siewach, obsadzić wszystkie pola nową odmianą, by na wiosnę dysponować zbiorem wielokrotnie większym od normalnego, lecz tego zrobić nie mogła, zgodziła się bowiem oddać większość z nich Calimanowi Haynowi, celem przeprowadzenia badań laboratoryjnych w Mazadone. Zostało jej tyle, by obsiać może piątą część ziemi. Tym razem poproszono ją jednak, by wysiała większe nasiona wraz z mniejszymi, celem doprowadzenia do krzyżówek; powiększanie uważano za cechę dominującą, lecz nigdy nie wypróbowano tego na dużą skalę.
Choć Aximaan Threysz zabroniła rodzinie rozmawiać o eksperymencie w Dolinie, utrzymanie prób w tajemnicy przed innymi farmerami okazało się niemożliwością. Grubych, wysokich roślin drugiej generacji, które nagle wyrosły na jej polach, nie udało się ukryć i w jakiś sposób wiadomość o tym, co dzieje się na jej farmie, rozeszła się po okolicy. Zadziwieni sąsiedzi wpraszali się do niej sami, po czym stawali, w zdumieniu gapiąc się na pole. Lecz mieli swe podejrzenia. “Takie rośliny — mówili niektórzy — wyjałowią ziemię w dwa, trzy lata. Jeśli Threysz nie przestanie, jej farma zmieni się w pustynię”. Inni byli pewni, że wielkie nasiona okażą się niesmaczne, gorzkie. Mniejszość twierdziła, że jak dotąd Aximaan Threysz na ogół wiedziała, co robi, ale nawet ci, co tak mówili, z radością odstępowali jej zaszczyt uczestnictwa w pionierskim eksperymencie.