— Jestem porucznikiem muszkieterów jego królewskiej mości — powiedział d’Artagnan — a co za tym idzie, pańskim przełożonym we wszystkich sprawach, ale ponieważ chodzi tu nie o stopień, ale o kartę kwaterunkową, znany panu jest przepis. Niech pan przyniesie swoją: który z nas powróci tu pierwszy, ten zajmie swój pokój.
I d’Artagnan wyprowadził Szwajcara mimo lamentów oberżystki, która w głębi duszy czuła, że serce jej skłania się do dawnej miłości, nie miała jednak nic przeciw temu, ażeby dać nauczkę wyniosłemu muszkieterowi, który obraził ją odrzucając jej rękę.
Dwaj przeciwnicy udali się wprost do fosy Montmartre. Była już noc, gdy tam przybyli. D’Artagnan poprosił uprzejmie Szwajcara, by mu odstąpił swój pokój i więcej doń nie powracał. Tamten pokręcił głową na znak odmowy i wyciągnął szpadę.
— A więc będzie pan nocował tutaj — rzekł d’Artagnan — podły to nocleg, ale to nie moja wina. Sam pan tego chciałeś.
To mówiąc i on wyciągnął broń i skrzyżował szpadę z przeciwnikiem.
Miał do czynienia z ciężką ręką, lecz jego zwinność górowała nad wszelką siłą. Rapier Niemca nie spotkał się ani razu ze szpadą muszkietera. Szwajcar otrzymał dwa pchnięcia, nie zauważywszy tego z powodu zimna, dopiero utrata krwi i spowodowane tym osłabienie zmusiły go, by usiadł.
— No i co — rzekł d’Artagnan — nie przepowiadałem panu tego? Ładnie pan wyglądasz, uparciuchu jeden! Całe szczęście, że nie potrwa to dłużej niż piętnaście dni. Niech pan tu zostanie, a ja przyślę pańskie odzienie przez chłopca. Do widzenia. Ale, ale, niech pan zamieszka przy ulicy Montorgueil w gospodzie “Pod Kotem Zwiniętym w Kłębek”. Karmią tam świetnie, o ile jest tam jeszcze ta sama oberżystka. Do widzenia!
Po czym bardzo wesół powrócił do mieszkania. W samej rzeczy manatki odesłał Szwajcarowi, którego chłopak zastał siedzącego w tym samym miejscu, gdzie go był pozostawił d’Artagnan; siedział wciąż jeszcze osłupiały pewnością siebie przeciwnika.
Chłopak, gospodyni i cały dom okazywali d’Artagnanowi względy, jakie okazywaliby Herkulesowi[15], gdyby ten powrócił na ziemię podjąć na nowo swoje dwanaście prac.
Kiedy jednak d’Artagnan znalazł się sam na sam z gospodynią powiedział:
— Teraz, piękna Magdaleno, poznałaś różnicę między Szwajcarem a szlachcicem; pani natomiast zachowałaś się jak szynkarka. Tym gorzej dla pani, gdyż na skutek tego zachowania traci pani mój szacunek i klienta. Wypędziłem Szwajcara, ażeby panią upokorzyć, ale nie będę tu mieszkał; nie mogę mieszkać w miejscu, którym pogardzam. Hola, chłopcze! Niech zaniosą moją torbę podróżną do “Gniazdka Miłości” przy ulicy des Bourdonnais. Żegnam panią.
D’Artagnan wymawiając te słowa był, jak się zdawało, jednocześnie majestatyczny i wzruszający. Gospodyni rzuciła mu się do stóp, przeprosiła go i zatrzymała uciekając się do słodkiej przemocy. Cóż tu więcej powiedzieć? Rożen się obracał, piec huczał, piękna Magdalena płakała. D’Artagnan poczuł powracające naraz: głód, chłód i uczucie miłości. Przebaczył, a przebaczywszy pozostał.
Oto jak d’Artagnan zamieszkał przy ulicy Tiquetonne, w gospodzie “Pod Kózką”.
VII. D’Artagnan popada w tarapaty, lecz jeden z naszych starych znajomych
przychodzi mu z pomocą
D’Artagnan powracał tedy od kardynała głęboko zamyślony, odczuwając żywą przyjemność w tym, że dźwiga sakiewkę Mazariniego, i marzył o pięknym diamencie, który należał kiedyś do niego, a którego błysk widział był przez chwilę na palcu pierwszego ministra.
— Gdyby ten diament w padł mi w ręce, sprzedałbym go natychmiast i kupiłbym kawał ziemi wokół zamku mego ojca. Zamek ten jest wprawdzie piękną posiadłością, lecz całe jego otoczenie to ogród nie większy od cmentarza des Innocents. Na zamku tym oczekiwałbym w całym majestacie, aby jakaś bogata dziedziczka, ujęta moją miłą powierzchownością, zechciała mnie zaślubić. Potem miałbym trzech synów. Jednego zrobiłbym wielkim panem jak Atos, drugiego doskonałym żołnierzem, jakim jest Portos, a trzeciego milusim księdzem jak Aramis. Słowo daję! Byłoby to życie nieskończenie lepsze od tego, jakie prowadzę, ale na nieszczęście pan Mazarini jest łajdakiem, który nie wypuści z rąk diamentu, by mi okazać swą łaskę.
A cóż by dopiero rzekł, gdyby wiedział, że diament ten królowa powierzyła Mazariniemu, by zwrócił go jemu, d’Artagnanowi?
Wchodząc w ulicę Tiquetonne zauważył, że powstał tam jakiś wielki zgiełk; w okolicach jego mieszkania było znaczne zbiegowisko.
— Ho, ho! — rzekł — czyżby to pożar w gospodzie “Pod Kózką”, a może wreszcie powrócił mąż pięknej Magdaleny?
Ale nie było to ani jedno, ani drugie. Zbliżywszy się, d’Artagnan ujrzał, że zbiegowisko skupiło się nie przed gospodą, lecz przed sąsiednim domem. Padały głośne okrzyki, biegano z pochodniami, a w ich świetle d’Artagnan dostrzegł mundury.
Zapytał, co się tu stało.
Odpowiedziano mu, że chodzi o mieszczanina, który z dwudziestoma swymi przyjaciółmi uderzył na karetę eskortowaną przez straż pana kardynała, lecz z chwilą nadejścia posiłków mieszczanie zostali zmuszeni do ucieczki. Sprawca zbiegowiska schronił się do domu sąsiadującego z gospodą i właśnie przeszukiwano ten dom.
W czasach swej młodości d’Artagnan byłby pobiegł tam, gdzie dojrzał mundury, aby wesprzeć żołnierzy przeciw mieszczanom. Lecz ochłonął już był z tego zapału, poza tym miał w kieszeni sto pistolów kardynała i nie chciał ich narażać w tłoku.
Wszedł do oberży nie dopytując się o nic więcej.
Niegdyś d’Artagnan chciał zawsze wszystko wiedzieć, teraz zaś kontentował się tym, co wiedział.
Piękna Magdalena nie oczekiwała go, przypuszczając, że jak to był jej powiedział, spędzi noc w Luwrze. Wyraziła mu swą ogromną radość z nieoczekiwanego powrotu, który tym razem był jej o tyle milszy, że przeżywała wiele strachu z powodu zajść na ulicy, a nie miała pod ręką żadnego Szwajcara, który by ją strzegł.
Chciała wszcząć z nim rozmowę i opowiedzieć, co zaszło, lecz d’Artagnan kazał sobie przynieść kolację do swego pokoju na górę wraz z butelką starego burgunda.
Piękna Magdalena była wdrożona do wojskowego posłuszeństwa, to znaczy, wystarczało jej skinienie. Tym razem d’Artagnan raczył przemówić, trzeba więc było być tym bardziej posłuszną.
D’Artagnan wziął lichtarz oraz klucz i udał się na górę. Zadowalał się kwaterą na czwartym piętrze, nie chcąc zajmować gospodyni gościnnego pokoju. Szacunek, jaki żywimy dla prawdy, zmusza nas do powiedzenia, że pokój jego znajdował się bezpośrednio pod rynną na poddaszu.
Był to jego namiot Achillesa. D’Artagnan zamykał się w tym pokoju, kiedy nieobecnością swoją chciał ukarać piękną Magdalenę[16].
Najpierw zatroszczył się o to, by schować do starej sekretery z nowym zamkiem sakiewkę, której zawartości nie potrzebował już przeliczać, by wiedzieć, jaką kwotę zawierała. Gdy w chwilę później podano mu kolację i przyniesiono zamówioną butelkę wina, odprawił służącego, zamknął drzwi i siadł do stołu.
Nie uczynił tego, jak można by się spodziewać, celem rozmyślań. Uważał, że nie można dobrze załatwiać spraw, jeśli się ich nie załatwia po kolei. Był głodny, więc zjadł kolację, a po kolacji położył się spać. Nie należał też do rzędu ludzi, którzy są zdania, że noc przynosi dobrą radę; w nocy d’Artagnan spał. Za to rankiem, świeży, pełen roztropności, znajdował najlepsze pomysły. Od dłuższego już czasu nie miał sposobności porozmyślać rankiem, jednakże — noce zawsze przesypiał.
15
Herkules (łac. gr. Herakles) — mityczny bohater grecki, sławny m. in. ze swych dwunastu prac, które musiał wykonać na rozkaz swego brata Eurysteusza.
16
Achilles — jeden z bohaterów greckich z czasów legendarnej wojny trojańskiej. Obrażony przez wodza naczelnego Agamemnona, wycofał się z walk i zamknął w swoim namiocie, by zemścić się w ten sposób na ziomkach.