— Dalibóg! — odparł d’Artagnan.
— W naszym wypadku pozostaniemy chrześcijanami, aby dochować wierności naszej przysiędze — rzekł Aramis.
— Gotów jestem przysiąc na wszystko, co zechcą — odezwał się Portos — nawet na Mahometa! Niech mnie diabli wezmą, jeśli kiedykolwiek byłem tak szczęśliwy jak w chwili obecnej.
I poczciwy Portos otarł wilgotne jeszcze oczy.
— Czy kto z was posiada krzyż? — zapytał Atos.
Portos i d’Artagnan spojrzeli na siebie, potrząsając głowami jak ludzie zaskoczeni.
Aramis uśmiechnąwszy się wyciągnął spod kaftana krzyż wysadzany diamentami i zawieszony na sznurze pereł.
— Proszę, oto jest.
— A więc — podjął Atos — przysięgajmy na ten krzyż; bez względu na to, z czego jest zrobiony, zawsze jest on krzyżem; przysięgajmy więc, że będziemy związani ze sobą na zawsze wbrew wszystkim i wszystkiemu. I czy przysięga ta nie mogłaby wiązać nie tylko nas, ale i naszych potomków? Odpowiada wam taka przysięga?
— Tak jest — odrzekli wszyscy jak jeden.
(audio 11 b)
— Ach, ty zdrajco — rzekł po cichutku d’Artagnan nachylając się do ucha Aramisa — kazałeś nam przysięgać na krucyfiks frondystki.
XXXII. Prom na rzece Oise
Spodziewamy się, że czytelnik nie całkiem zapomniał młodego podróżnego, którego pozostawiliśmy na flandryjskiej drodze.
Raul, rozstawszy się ze swym opiekunem naprzeciw bazyliki królewskiej, nie odrywał odeń wzroku, póki hrabia nie zniknął mu z oczu. Wtedy dał koniowi ostrogę, przede wszystkim, by umknąć bolesnym myślom, a następnie, by ukryć przed Olivainem wzruszenie zniekształcające mu rysy.
Lecz godzina forsownego marszu rozproszyła niebawem wszystkie mroczne wapory wprawiające w smutek bogatą wyobraźnię młodzieńca. Nie znana dotąd rozkosz swobody, rozkosz zawierająca w sobie powab nawet dla tych, którzy nigdy nie cierpieli z powodu zależności, ozłociła Raulowi niebo i ziemię, a nade wszystko ów rozległy, lazurowy widnokrąg życia nazywany przeszłością.
Jednakże po wielu próbach rozmowy z Olivainem spostrzegł, że całe dnie spędzane w ten sposób byłyby nader smętne, widok zaś mijanych miast, o których nikt nie mógł mu już dać tych dokładnych wyjaśnień, jakie uzyskiwał od Atosa, najmędrszego i najprzyjemniejszego ze wszystkich przewodników, przywodził mu na pamięć słowa hrabiego, tak łagodne, przekonywające i tak ciekawe.
Jeszcze jedno wspomnienie zasmuciło Raula: gdy dojeżdżali do Louvres i za zasłoną z topoli ujrzał zameczek, który tak bardzo przypominał mu la Valliere, zatrzymał się, aby popatrzeć nań z dziesięć minut; potem podjął dalszą drogę wzdychając i nawet nie odpowiadając Olivainowi. który dopytywał się z szacunkiem o przyczynę takiego zachowania. Widok rzeczy zewnętrznych jest tajemnym przewodnikiem, który nawiązuje łączność ze strunami pamięci i budzi ją częstokroć niezależnie od nas. Owa nić, jak nić Ariadny[43], raz poruszona prowadzi w labirynt myśli, gdzie błądzimy dążąc za cieniem przeszłości nazywanym wspomnieniem. Otóż widok tego zamku przeniósł Raula o pięćdziesiąt mil na zachód, kazał mu się cofnąć do momentu, kiedy to pożegnał się z małą Luizą, do chwili, gdy ujrzał ją po raz pierwszy, i każda kępa dębów, każda chorągiewka widziana na szczycie łupkowego dachu przypominały mu, że miast powracać do swych przyjaciół z dzieciństwa, oddala się od nich z każdą sekundą coraz bardziej i, być może, opuścił ich nawet na zawsze.
Z sercem wezbranym i ciężką głową polecił Olivainowi zaprowadzić konie do niewielkiej oberży, którą zauważył był przy drodze na pół strzelenia z muszkietu mniej więcej, wprost przed miejscem, dokąd dojechali. Sam zeskoczył z konia, przystanął pod piękną grupą kwitnących kasztanów, wokół których brzęczało mnóstwo pszczół, i zlecił Olivainowi, aby gospodarz przyniósł mu papier listowy i kałamarz na znajdujący się tu stół, jakby przeznaczony do pisania.
Olivain, zgodnie z poleceniem, oddalił się, podczas gdy Raul usiadł oparłszy łokieć na stole, zaś jego wzrok zagubił się w tym uroczym krajobrazie, usłanym zielonymi polami i bukietami drzew. Od czasu do czasu strącał z włosów kwiaty obsypujące go jak śnieg.
Siedział tak około dziesięciu minut, z których pięć zbiegło mu na snuciu marzeń, kiedy w zasięgu jego roztargnionego spojrzenia pojawiła się postać z czerwoną twarzą, z serwetą wokół ciała, drugą serwetą na ramieniu, w białej czapce na głowie i zbliżała się doń trzymając papier, atrament i pióro.
— Ach, ach — odezwała się zjawa — widać wszyscy jaśnie wielmożni panowie kierują się tymi samymi myślami. Nie ma bowiem jeszcze kwadransa, jak pewien młody pan na pięknym koniu, jak wy, panie, o szlachetnej powierzchowności, jak wasza, panie, w pańskim mniej więcej wieku, zatrzymał się przed tą samą grupą drzew, kazał tu przynieść ten stół i to krzesło i spożył obiad z jakimś starszym panem, który wyglądał na jego guwernera. Zjedli pasztet nie poniechawszy ani okruszyny i wypili butelkę starego wina Macon nie uroniwszy ani kropelki. Na szczęście mamy jeszcze to samo wino i podobne pasztety, więc gdyby pan zechciał zlecić...
— Nie, mój przyjacielu — rzekł Raul uśmiechając się — dzięki, na razie potrzebne mi są rzeczy, o które prosiłem. Byłbym tylko szczęśliwy, jeśli pióro byłoby dobre, a atrament czarny. Zapłacę wówczas za pióro cenę butelki, a za atrament cenę pasztetu.
— A więc, panie — odparł gospodarz — dam waszemu słudze pasztet i butelkę i w ten sposób będzie pan miał pióro i atrament na dodatek.
— Rób, jak chcesz — odrzekł z obojętną miną Raul; stawiał on pierwsze kroki w obcowaniu z tą szczególną sferą społeczną, która, dopóki grasowali na gościńcach złoczyńcy, współdziałała z nimi, a odkąd ich już nie ma, z powodzeniem ich zastąpiła.
Gospodarz, uspokojony co do swoich dochodów, położył na stole papier, atrament i pióro. Trafem pióro było znośne i Raul zabrał się do pisania.
Gospodarz tkwił przed nim dalej i z pewnego rodzaju mimowolnym podziwem przyglądał się tej pełnej uroku postaci, tak poważnej, a jednocześnie łagodnej. Uroda była i będzie zawsze królową.
— To całkiem inny gość niż ten, co tu był przed chwilą — zwrócił się gospodarz do Olivaina, który podchodził właśnie do Raula, chcąc zobaczyć, czy czego nie potrzebuje. — Wasz młody pan nie ma apetytu.
— O, trzy dni temu miał jeszcze apetyt, ale cóż! Stracił go od przedwczoraj.
Olivain wraz z gospodarzem podążyli ku oberży. Olivain, jak to jest w zwyczaju służących zadowolonych ze swojego stanu, opowiedział oberżyście wszystko, co uważał za stosowne powiedzieć na temat młodego szlachcica.
A tymczasem Raul pisał:
Panie!
Po czterech godzinach marszu zatrzymuję się celem napisania do Pana, gdyż nie ma chwili, aby mi Pana nie brakowało i bezustannie trwam w gotowości zwrócenia głowy, jakbym miał odpowiedzieć na Wasze słowa, Panie. Jestem tak otępiały po Pańskim wyjeździe i tak strapiony naszą rozłąką, że tylko w sposób bardzo znikomy jestem w stanie wyrazić całe uczucie i całą wdzięczność dla Pańskiej osoby. Pan mi wybaczy, mając bowiem tak szlachetne serce, pojmiesz wszystko, co dzieje się w moim. Proszę do mnie napisać, bardzo o to proszę, gdyż Pańskie wskazówki stanowią po części o moim istnieniu. A poza tym, jeśli mi wolno to wyrazić, jestem niespokojny, wydawało mi się bowiem, że sam przygotowujesz się Pan do jakiejś niebezpiecznej wyprawy, w której to materii nie śmiałem nawet zapytać, skoroś mi Pan o tym nic nie mówił. Odczuwam więc, jak widać, ogromną potrzebę wiadomości od Pana. Odkąd nie mam już Pana koło siebie, każdej chwili boję się zbłądzić. Byłeś Pan dla mnie potężną podporą, a dziś, przysięgam, czuję się zupełnie samotny. Bądź Pan łaskaw, jeśli otrzymasz wiadomości z Blois, napomknąć kilkoma słowami o mej małej przyjaciółce, pannie de la Valliere, której zdrowie, jak Ci wiadomo, w chwili naszego wyjazdu mogło nasuwać pewne obawy. Panie mój i drogi opiekunie, pojmuje Pan, jak bliskie mi są i nieodzowne wspomnienia chwil spędzonych u boku Pana. Spodziewam się, że czasami i Pan również pomyśli o mnie; a kiedy chwilami będzie mnie Panu brakowało, kiedy odczujesz Pan moją nieobecność jako drobną przykrość, będę pełen radości, uważając, że Pan odczuwa mój afekt i oddanie i że potrafiłem je Panu okazać, gdy miałem szczęście żyć obok Pana.
43
Nić Ariadny — wg mitologii greckiej Ariadna, królewna Krety, dała Tezeuszowi, wchodzącemu do wielkiej i skomplikowanej budowli zwanej Labiryntem kłębek nici. Tezeusz jeden koniec nici przywiązał u wejścia i ciągle rozwijając kłębek mógł zapuścić się w głąb Labiryntu nie bojąc się zbłądzenia.