Rozdział 16
Bentz skrzyżował ręce na piersi.
Samanta Leeds minęła biurka i zatrzymała się przed jego drzwiami. Ubrana w rozpinaną spódnicę i białą bluzkę bez rękawów, wygląda¬ła bardzo atrakcyjnie, a wyraz jej twarzy wskazywał na to, że przyszła tu po wyjaśnienia i nie wyjdzie, zanim ich nie otrzyma.
– Detektywie Bentz – powiedziała, wchodząc. Jej rude włosy oka¬lały twarz w kształcie serca o wydatnych kościach policzkowych. Wbiła w Bentza zielone oczy i nie spuszczała z niego wzroku.
Montoya przyjrzał się jej uważnie i najwyraźniej spodobało mu się to, co zobaczył. Miał już wychodzić, ale pozostał na miejscu przy szafce z aktami, a ona spojrzała na niego pytająco. Potem pochyliła się nad biurkiem Bentza.
– Możemy porozmawiać? – zapytała. Telefon Bentza znowu 'się odezwał.
– Tak. Proszę sekundę poczekać. – Uniósł jeden palec i odebrał te¬lefon. Rozmowa była krótka. Dzwonił ktoś z laboratorium i powiedział, że zidentyfikowano włókna znalezione przy ciałach dwóch prostytutek ¬wytwarzał je jeden producent i wykorzystywał do produkcj i czerwonych peruk, których nie znaleziono na miejscu zbrodni. Raport wysłano już do Bentza, a technik potwierdził, że włosy były identyczne. Dowody świadczyły o tym, iż mielijak na razie do czynienia zjednym mordercą i dwoma ofiarami. Federalni się wściekną: Bentz odłożył słuchawkę i po¬patrzył na kobietę, która stała przed jego biurkiem. Starała się nad sobą panować, ale była zdenerwowanajak diabli. Szarpała pasek torebki i prze¬stępowała z nogi na nogę.
– Niech pani usiądzie – zaproponował i skinął na Montoyę. – Mój part¬ner, detektyw Montoya. Reuben, to doktor Leeds, znana jako doktor Sam.
Samanta usadowiła się najednym ze starych krzeseł po drugiej stro¬nie biurka.
– Miło mi panią poznać – odezwał się Montoya nieśmiało, zapomi¬nając o swoim latynoskim wdzięku.
– Wzajemnie – skinęła głową. – Przypuszczam, że panowie wiedzą już, co się stało wczoraj w nocy?
– Właśnie dostaliśmy raport.
– I co panowie o tym sądzą?
– Ten facet się nie podda. Naprawdę chce się na pani odegrać.- Podwinął rękawy powyżej łokcia i zapytał: – A jakie jest pani zdanie? – Myślę, że ten, kto wysłał mi kartkę, uważa, że zabiłam Annie Se¬ger. Facet, który podaje się za Johna, jest z niąjakoś powiązany, ale nie wiem jak. Wie pan, że ona nie żyje?
– Proszę mi o niej opowiedzieć.
Samanta milczała przez chwilę, oparła się o krzesło i położyła torebkę na kolanach.
– Prawie dziesięć lat temu prowadziła m podobny program w Houston. Zadzwoniła do mnie dziewczyna o imieniu Annie. Miała szesnaście lat, była w ciąży i okropnie się bała. Próbowałam jej pomóc i skierować ją w odpowiednie miejsce, ale… – samanta zbladła i wyjrzała przez okno. Zacisnęła dłoń w pięść, a potem wolno otworzyła. – Żałuję…chciałam powiedzieć, że nie miałam pojęcia, jak jest zdesperowana – Głos Sam załamał się na chwilę. Wzięła głęboki oddech i odchrząknęła, zanim znowu zaczęła mówić. -… Annie zaklinała się, że nie może się nikomu zwierzyć i… zabiła się. Teraz ktoś wini za to mnie.
_ A wczoraj w nocy, ktoś, udając Annie, zadzwonił do programu – powiedział Montoya.
_ Tak. – Sam bawiła się złotym łańcuszkiem na szyi i unikała wzroku Bentza. – Oczywiście to nie była Annie. Poszłam najej pogrzeb, ale… wyproszono mnie. Annie Seger, ta Annie Seger, która do mnie dzwoniła w Houston dziewięć lat temu, naprawdę nie żyje. – Zamrugała szybko, ale nie rozpłakała się•
_ Wyrzucili paniąz pogrzebu? – zapytał Bentz.
– Rodzina obwiniała mnie o jej śmierć. Sięgnął po długopis.
– Rodzina?
– Jej rodzice, Estelle i Jason Faradayowie.
– Myślałem, że nazywała się Seger.
– Tak. Jej matka i biologiczny ojciec rozwiedli się•
Bentz zanotował coś i pochwycił spojrzenie Montoyi.
– A co z jej ojcem?
_ Nie wiem. Sprawdzałam to, ale, o Boże, chyba mieszkał gdzieś na
Północnym Zachodzie. – Zmarszczyła brwi.
– Jak się nazywał?
_ Wally… Oswald Seger. Wydaje mi się, że jakoś tak. – Uśmiechnęła się smutno. – Dziewięć lat temu jeszcze wszystko pamiętałam. Zapa¬dło m i to w serce, bo probowałam jakoś to zrozum ieć, ale potem… starałam się zapomnieć.
Bentz nie winił jej za to, ale musiał wszystko odgrzebać jeszcze raz ten, kto ją terroryzował, zadbał o szczegóły.
– Ma pani notatki? Nazwiska, adresy, cokolwiek?
Zawahała się i zmrużyła oczy.
_ Myślę, że tak. Mam pudło z notatkami i kasetami. Rzuciło mi się w oczy przy przeprowadzce. Chciałam je wyrzucić, ale schowałam na strychu razem z ozdobami choinkowymi i deklaracjami podatkowymi. Poszukam go.
_ Może to coś pomoże. Proszę do mnie zadzwonić,jakje pani znaj- dzie. Przyślę kogoś. Chciałbym zobaczyć wszystko, co pani ma. – Znów coś zapisał. – Pamięta pani coś jeszcze o tej Annie? Miała innych krew¬nych albo przyjaciół?
– Brata, Kena, nie… Kenta.
– A chłopak? Ojciec dziecka?
– Ryan Zimmerman, o ile pamiętam. Był od niej kilka lat starszy. Dobrze zbudowany. Ale nie jestem pewna. – Pokręciła głową. – Przez wiele lat starałam się o tym zapomnieć. – Wokół jej ust i oczu widać było ślady zmęczenia. Starała się nad sobą panować, ale groźby i po¬gróżki zrobiły swoje: Pociła się, a podkrążone oczy wskazywały na to, że ostatnio nie sypiała najlepiej.
– Słyszałem nagranie – powiedział Bentz. – John znowu nazwał panią dziwką. O co mu chodzi?
– Jest chory.
– Więc nie ma w tym prawdy?
W ułamku sekundy poderwała się z krzesła i oparła o biurko. Na policzki wystąpiły jej czerwone plamy.
– Myślałam, że to już wyjaśniliśmy! – powiedziała ze złością. – Ni¬gdy w życiu nie byłam prostytutką… – Zamknęła oczy, jakby chciała się opanować. Bentz poczuł skurcz w żołądku. Zauważył, że Montoya też zesztywniał. Przesadził i zdał sobie z tego sprawę. – Niech pan posłu¬cha – powiedziała cicho i zbladła. – Nigdy nie sprzedawałam się za żad¬ne pieniądze, ale kiedyś na studiach, kiedy robiłam badania, poznałam kilka prostytutek, tutaj… w Nowym Orleanie. Spotykałam się z nimi i wi¬działam, jak zarabiają pieniądze. Obserwowałam facetów, z którymi się zadawały i jak rozróżniały normalnych od wariatów. Poznałam psycho¬logię ulicy. Nie chodziło tylko o dziwki, ale i życie miasta w nocy.¬Powoli opadła na krzesło i spojrzała mu prosto w oczy. – Ale nie sądzę, żeby to miało jakikolwiek związek…
– Robiła to pani na zajęciach? – wtrącił się Montoya,jakby nie wierzył.
– Tak! – Pokręciła głową. – I dostałam za to piątkę!
– Możemy potwierdzić, że pani studiowała?
– Niech pan posłucha. Nie przyszłam tutaj, żeby mnie poniżano. Jeśli mi pan nie wierzy, niech pan sprawdzi u mojego profesora… O Boże. ¬Ugryzła się w język i spojrzała na sufit, jakby szukała tam pajęczyn.
– Co?
– To mój były mąż – przyznała i pokręciła głową. – Byłam jego studentką, ale możecie do niego zadzwonić. Doktor Jeremy Leeds wTulane.
– Sprawdzimy to.
Robiła wrażenie wyczerpanej i le,,two trzymała się na krześle. Zu¬pełnie jakby wybuch złości odebrał jej wszystkie siły. Ale poradzi sobie.
Bentz znał się na ludziach, a ta kobieta, był tego pewien, należała do silnych.
– Kto wie, gdzie pani parkuje samochód?
_ Wszyscy w rozgłośni. Każdy korzysta z tego parkingu. 1… moi przyjaciele. Nietrudno zgadnąć, bo to najbliższy parking koło budynku, w którym pracuję. Mój samochód rzuca się w oczy – mustang, rocznik 1966. – Zacisnęła pięści na kolanach. – Niech pan posłucha, detektywie Bentz. Wczoraj w nocy bałam się jak diabli – przyznała. – I nie podoba mi się to uczucie.