Pamiętała, że nie brała go do Meksyku i nie miała na sobie od…
Ostatni raz założyła go w walentynki, dla żartu, bo była zupełnie sama, i dlatego, że był czerwony. Więc gdzie jest teraz? Przeszukała jeszcze raz wszystkie szuflady i szafę, ale kompletu nigdzie nie było.
Coś w środku mówiło jej, że ktoś go zabrał.
Z bijącym sercem sprawdziła resztę domu. Biżuteria był na swoim miej¬scu. Telewizor, wieża stereo, komputer i srebra – nietknięte. Brakowało tyl¬ko koronkowej, czerwonej bielizny. Sam poczuła, że robi jej się zimno.
Bez wątpienia to był John.
Rozdział 19
Doktor Jeremy Leeds był dupkiem. Bentz nabrał takiego przekona¬nia, kiedy usiadł w małym pokoiku, który służył profesorowi za biuro. Leeds nie był zwyczajnym dupkiem, tylko obłudnym, świętosz¬kowatym egoistą, typem, który uśmiechał się protekcjonalnie i od razu pokazywał ludziom, gdzie ich miejsce.
Bentz nie powinien być zdziwiony, bo wszyscy psychologowie byli w taki lub inny sposób pomyleni.
Ciężko mu było wyobrazić sobie, że Samanta Leeds była jego żoną.
Na samą myśl o tym, coś zabolało Bentza w żołądku. Chodziło o to, że detektyw nie chciał myśleć zbyt wiele na ten temat, kiedy siedział w za¬graconej dziurze, która była gabinetem Leedsa. Od podłogi do sufitu wisiały półki z książkami na temat związków damsko-męskich, seksual¬ności człowieka, kompleksów i tym podobnych tematów. W małym po¬koju było jedno okno, a na para,pecie stał świąteczny kaktus, którego trzeba było wyrzucić z dziesięć lat-.t~mu. Biuro było takie, jak Bentz się spodziewał, ale jego właściciel przeszedł jego oczekiwania.
Wysoki i chudy, z długimi włosami i bystrym wzrokiem, doktor Leeds nie przypominał. zasuszonego ekscentrycznego profesora uniwersyteckie¬go, jakiego pokazywały zwykle hollywoodzkie filmy. Jego siwe włosy krę¬ciły się trochę, znać było na nich ślady starannego podcinania i profesjo¬nalnego układania. Brodę miał przystrzyżonąporządnie i modnie, a ubrany był w marynarkę z gładkiej, czarnej skóry. Na czubku prostego nosa ster¬czały modne okulary w metalowej oprawce. Ani śladu wygniecionej na plecach, starej marynarki z zamszowymi łatami na łokciach. Nie widział też fajki i nie poczuł zapachu tytoniu, chociaż w szklanej szafce leżały ręcznie zwijane cygara, które były jedyną chyba słabością profesora.
_ Zapali pan? – zapytał Leeds, gdy zauważył, że wzrok detektywa zatrzymał się na szafce.
– Nie, dziękuję•
_ Kubańskie, ale niech pan nikomu nie mówi. Ręcznie zwijane… ale ta część rozmowy jest nieoficjalna, dobrze?
– Tylko ta część.
Leeds wyjął długie cygaro, powąchał je i przesunął pod nosem, żeby zrobić wrażenie na Bentzu. W dusznym pokoju rozszedł się zapach starego tytoniu.
Bentz nie był zainteresowany aktorskimi popisami profesora. Chciał z nim porozmawiać i tylko o to mu chodziło, chociaż iskra w oczach doktora Jeremy' ego Leedsa wskazywała, że dobrze się bawił i miał ochotę wypróbować swój ostry język w potyczce z policjantem.
Bentz wcześniej zadzwonił na uniwersytet w Tulane i zapytał o go¬dziny dyżurów profesora, a po uzyskaniu informacji, pojawił się u niego niezapowiedziany. Kiedy Bentz stanął w drzwiach, Leeds prowadził właś¬nie niezwykle ożywioną rozmowę przez telefon. Doktor Jeremy był tro¬chę zaskoczony, szybko zakończył rozmowę krótkim:
_… tak, tak. Wiem. Powiedziałem, że oddzwonię• – Odłożył słu¬chawkę i nawet nie starał się ukryć wzburzenia. Machnął zdenerwowa¬ny ręką w stronę telefonu i zapytał:
– Czym mogę służyć?
– Jeśli to pan jest Jeremy Leeds.
Uniósł brwi zdziwiony.
_ Profesor Jeremy Leeds – powtórzył Bentz.
– Wolę tytuł doktora.
Pewnie, że tak, pomyślał Bentz, przedstawił się i podsunął swoją legitymację pod nos Leedsa.
Ten sięgnął po okulary, popatrzył na odznakę i westchnął. Zacisnął usta.
– Oficer Bentz.
– Wolę tytuł detektywa.
W oku profesora błysnęła iskra.
– Dobrze, detektywie. – Rozparł się w wyściełanym fotelu. – Podej¬rzewam, że chodzi o moją byłą żonę. Słyszałem, że znów ma kłopoty. – Znów? – spytał Bentz, a Jeremy Leeds wskazał mu stołek we¬pchnięty między biurko i ścianę. Bentz włączył mały magnetofon i za¬czął robić notatki..
– Pewnie słyszał pan o Houston? To była potworna klapa, ale Sa¬manta sama się o to prosiła. – Wyjrzał przez uchylone okno, nie kryjąc irytacji. – Pan wie. Takie programy psują opinię profesjonalistom. Od tego wzięły się obelgi typu "psychologiczny bełkot", psycho-doktorzy na fali i tym podobne. To poniżające… ale. Wiem, że to brzmi okrutnie, ale nie cenię zbyt wysoko psychologów radiowych. To tylko zabawa. _ Uniósł ręce w teatralnym geście rozpaczy. – Proszę mi wybaczyć tę tyra¬dę• Taka wycieczka osobista. – Przestał marszczyć brwi i uśmiechnął się fałszywie. – Czego pan chce? Tak dokładnie…
– Tak dokładnie, to ma pan rację, jestem tu w sprawie Samanty Leeds.
Dziesięć lat temu był pan jej mężem?
– Bardzo krótko. Byłajednąz moich studentek i my… no cóż, zwią¬zaliśmy się ze sobą• – Uśmiech zniknął z jego twarzy, a brwi ściągnęły się w jedną linię. Złożył ręce pod brodą i przyznał: – To nie był najlep¬szy pomysł. Byłem już żonaty, w separacj i z pierwszą żoną, i… cóż, poznał pan Samantę. Jest piękna, bystra i kiedy zechce, potrafi być cza¬rująca. Kiedy mój związek z Louise, moją pierwszą żoną, zaczął się roz¬padać, zwróciłem uwagę na Sam. Potem, chociaż moje małżeństwo już nie istniało i byłem już po rozmowie z adwokatem, ktoś puścił o nas plotkę, zrobił się skandal i musieliśmy uciekać.
– Rozumiem, że to nastąpiło po rozwodzie?
– Oczywiście – oburzył się. – Nie jestem bigamistą tylko… mam dwie słabości. Jedna to tytoń z La Havany. – Nadal trzymał vi dłoni jed¬no z cygar i podszedł do szatki. – A druga słabość to piękne kobiety.
– Czy Louise też była pańską studentką?
Leeds zacisnął szczęki.
– Nie… poznaliśmy się w podstawówce.
– Ożenił się pan raz jeszcze po rozwodzie z Samantą.
Leeds rozłożył ręce.
– Cóż mogę powiedzieć. Jestem niepoprawnym romantykiem i wierzę w instytucję małżeństwa.
Bentz miał już dość słuchania tych bzdur. Pora przejść do rzeczy.
– Czy kiedy Samanta była pańską studentką, pisała pracę o prosty¬tutkach?
– Nie tylko – poprawił Leeds. – To było o psychologii ulicy. O tym, co sprawia, że ludzie sprzedają swoje ciała, rozprowadzają narkotyki, i tak dalej. – Uniósł brwi. – To była świetna praca. Jak już mówiłem, Samanta jest niezwykle inteligentna. – Podrapał się po głowie, zdjął okulary i położył je na biurku. -.szkoda, że nic z tego nie wyszło.
– Co? – Bentz chyba się domyślał, ale chciał to usłyszeć wyraźnie.
– Małżeństwo.
– Dlaczego?
Znowu zobaczył chytry uśmiech.
– Mogę powiedzieć, że nasze drogi się rozeszły.
– Nie rozumiem.
– Wybrała własną karierę.
– A pan znalazł sobie kogoś innego?
Na spokojnej dotąd twarzy Jeremy'ego Leedsa pojawił się wyraz iry¬tacj i.
– Człowiek nie ma natury samotnika, detektywie. Jestem pewien, że pan też to wie.
– A więc żałuje pan, że nie jest nadal mężem Samanty? Leeds. zmrużył oczy, jakby wietrzył podstęp.
– Powiedziałem tylko, że żałuję, iż nam nie wyszło.
Bentz nie wierzył mu ani przez chwilę. Facet był zbyt zapatrzony w sie~ bie. Palce miał tak zadbane, jakby chodził do manikiurzystki, a gęste wło¬sy elegancko i porządnie przystrzyżone. Ani grama tłuszczu. Długie, wą¬ziutkie lustro na ścianie tuż obok wieszaka, mówiło samo za siebie.