– Z prędkością światła, szczególnie gdy moja matka się dowie. Co się dzieje?
Sam westchnęła, wyobraziła sobie twarz przyjaciółki i żałowała, że Corky nie mieszka bliżej.
– To długa historia.
– Mam dużo czasu. Opowiadaj.
– Pamiętaj, że sama chciałaś. – Sam opowiedziała Corky, co się sta¬ło, o Johnie, Annie, telefonach i zniszczonym zdjęciu.
– Matko Boska, Sam, i dzisiaj są urodziny tej dziewczyny? – zapytała Corky, a Sam mogła tylko wyobrazić sobie zatroskaną twarz przyjaciółki.
– Miałaby teraz dwadzieścia pięć lat.
– . Może powinnaś zatrudnić ochroniarza.
– Już mi to sugerowano – powiedziała Sam ponuro. – Również to, żebym zamienifa kota na rottweilera.
– A może przeprowadzisz się do Davida?
Sam westchnęła i zerknęła na zdjęcie Davida, które nadal stało na jej biurku. Był przystojny, to prawda, ale materiał na męża z niego żaden.
– Nawet gdyby David mieszkał w Nowym Orleanie, nic by z tego nie wyszło. – I żeby udowodnić sobie, że tak właśnie jest, wrzuciła zdję¬cie do dolnej szuflady biurka. – Między nami wszystko skończone.
– Ale pojechałaś z nim do Meksyku.
– Spotkałam się z nim tam i okazało się, że to koszmarna pomyłka. Po tym wszystkim dobrze będzie, jeśli David i ja zostaniemy przyjaciół¬mi. Najdziwniejszejest to, że policja uważ;ł, że on może mieć coś wspól¬nego z tymi telefonami.
– David Ross? – roześmiała się Corky. – Nie ma mowy. Najwyraź¬niej nie znają faceta.
– Poza tym on jest w Houston.
– Dobra, David nie. To kto? No, Sam. Nie masz innych silnych przyjaciół, którzy mogliby wprowadzić się do ciebie na trochę?
Pomyślała o Tyu Wheelerze.
– Nie. Poza tym n ie potrzebuję faceta, żeby…
– A Pete?
Sam spojrzała na zdjęcie z zakończenia szkoły, na którym byli rodzice i brat.
– Nie żartuj. Nikt nie widział Pete'a od lat.
– Ja widziałam. Wpadłam na niego wczoraj.
– Co? – Nie mogła uwierzyć własnym uszom. – Mówisz o moim bracie?
– Tak.
– Ale… ale… – Łzy napłynęły jej do oczu. Do tej chwili nie zdawała sobie sprawy, że tak naprawdę, to uznała go za zmarłego. – Przepra¬szam, Corky, ale to wielka rzecz. Nie dzwoni do taty nawet na święta, ani na urodziny… U niego wszystko w porządku?
– Cały i zdrowy, jak przysłowiowy rydz.
– Więc dlaczego nie zadzwonił, gdzie się podziewał, co robił?
– Hej, nie tak szybko. Jedno pytanie na raz – zaśmiała się Corky.
– Masz rację – powiedziała Sam, starając się uspokoić. – Zacznijmy od początku. Gdzie go widziałaś?
– Tu, w Atlancie, w barze. W ubiegły weekend. Nie mogłam uwierzyć. Sam ścisnęło się serce. Sama nie wierzyła w to, co słyszy.
– Co u niego?
– Wyglądał dobrze, ale to nic nowego. Zawsze wyglądał dobrze, nawet jak brał. – Nastąpiła cisza i Sam wzięła do ręki zdjęcie. Peter był najwyższy z całej rodziny. Sprawiał wrażenie obojętnego odludka w czar¬nej skórze i ciemnych okularach. Ty draniu, pomyślała ze złością. Ile razy ojciec pytał o niego? Sto? Dwieście?
– Chyba zmienił się na lepsze – powiedziała Corky. – Ale nie dał mi numeru telefonu, nawet nie powiedział, jak można się z nim skontakto¬wać. Powiedziałam mu, że powinien do ciebie zadzwonić, a on obiecał, że o tym pomyśli.
– Miło z jego strony.
– Hej… daj spokój. Nie sądzę, żeby jego życie było takie cudowne.
– Zawsze miałaś do niego słabość – stwierdziła Sam.
– Tak. Kiedyś tak było. To już przeszłość. Zresztą komu on się nie podobał. Nadal jest zabójczo przystojny. – Skoro tak twierdzisz.
– Owszem. Przyznaję, że jestem niepoprawną romantyczką – zachichotała Corky. – Naprawdę. Szczególnie jeśli mam do czynienia z przy¬stojnymi facetami. – Westchnęła głośno. – Gdybym nie była tak daleko, dzwoniłabym do twojej audycji z błaganiem o radę W sprawie mojego życia uczuciowego.
– Jasne, że tak – powiedziała Sam i roześmiała się. Bardzo tęskniła za Corky i brakowało jej brata.
– W przeciwieństwie do ciebie, nie straciłam wiary w miłość.
– Bo ja jestem realistką – odparła Sam. Charon wskoczył jej na kolana i zaczął mruczeć..
– Pete pytał o ciebie, Sam.
– Naprawdę? – Starała się ukryć zdenerwowanie. Samantę i jej brata nadal dzieliło wiele spraw i to poważnych. – A co z ojcem? Pytał o niego? Wiesz, że ojciec od lat nie miał od niego wiadomości?
– Nie, nie wspomniał o ojcu.
– To do niego podobne. – Sam była rozczarowana. Zupełnie niepotrzebnie. Dlaczego kiedykolwiek H:łiała nadzieję, że jej brat będzie się przejmował więzami rodzinnymi.~ Czym się zajmuje? – zapytała. ¬Chodzi mi o to, Jak zarabia na życie?
– Nie jestem pewna. Mówił, że pracuje dla operatora telefonów ko¬mórkowych, który buduje maszty na całym Południowym Wschodzie, ale miałam wrażenie, że to już nieaktualne. Mieszka w Atlancie, ale za¬chowywał się tak, jakby myślał o przeprowadzce. Oj, ktoś dzwoni. Mu¬szę odebrać, wiesz, że jestem na prowizji. Chciałam ci powiedzieć, że za kilka tygodni będę w Nowym Orleanie. Zadzwonię,jak będę znała szcze¬góły. Muszę kończyć.
Corky rozłączyła się, a Sam popatrzyła na rodzinną fotografię, odłożyła słuchawkę na widełki i chciała pozbyć się nieprzyjemnego uczucia depresji, które ogarniało ją za każdym razem, gdy myślała o bracie lub matce.
W głębi duszy wiedziała, że pora już zapomnieć o przeszłości. Na¬dal winiła Pete'a o śmierć matki. Podniosła zdjęcie i dotknęła palcem jej twarzy. Poczuła smutek, jak zawsze, gdy o niej myślała. Niedługo potem, jak zrobiono to zdjęcie, Ruth Matheson zginęła w wypadku samochodowym, którego mogła uniknąć..
– Och, mamo. – Sam z trudem przełknęła ślinę. To było tak dawno, w deszczowy dzień w Los Angeles. Ruth jeździła po moście, szukając syna. Wpadła w poślizg, nie zdołała zatrzymać się na czerwonym świe¬tle i zginęła na miejscu, kiedy inny kierowca wjechał na skrzyżowanie.
A wszystko z powodu miłości Pete'a do kokainy.
Uzależnienia, poprawiła się Sam i starała się pozbyć złości, która za¬wsze ogarniałająna myśl o przedwczesnej śmierci matki. Peter był narko¬manem. Chorował. Beth Matheson jechała nieostrożnie. Zginęła, a kie¬rowca ciężarówki, która w nią uderzyła, przeleżał w szpitalu sześć tygodni.
Było, minęło.
Sam odstawiła zdjęcie na miejsce. Powinna zadzwonić do Corky i spróbować znaleźć Petera, dla ojca. Dla siebie też, Sam. To twój jedy¬ny brat i musisz przestać go obwiniać.
Chociaż zachowuje się tak, jakby rodzina nie istniała.
Zamiast rozmyślać o bracie, którego nie obchodziło, że uznała go za zmarłego, sięgnęła ponownie po telefon. Wykręciła numer Davida do prac)' i dowiedziała się, że wziął kilka dni wolnego.
Swietnie. Nie była pewna, czy ma ochotę z nim rozmawiać. Chciała się tylko upewnić, czy miał coś wspólnego z telefonami do radia i do niej do domu. To nie David, stwierdziła. Pierwszy telefon dostała, kiedy był w Meksyku.
To nie David. Policja podejrzewa nie tego, co trzeba.
Ajednak Sam wykręciła jego domowy numer, poczekała, aż włączyła się automatyczna sekretarka i odłożyła słuchawkę. Nie było go w Houston. I co z tego?
Nie mogła siedzieć w domu i zastanawiać się, co on robi. Wyrzuciła go ze swojego życia i nie musiała przypominać sobie, że była to jej de¬cyzja. Bez niego było jej lepiej. Kiedy go poznała, wydawał się dobrym kandydatem na męża i ojca dzieci, które chciała mieć, ale nigdy nie uda¬ło jej się go pokochać.