Выбрать главу

Nic z tego. Była za bardzo podniecona i spięta, w głowie miała mę¬tlik. Rozbudzona, wiedziała, że nie zaśnie; zresztą spokojne, czekanie nigdy nie leżało w jej naturze.

Weszła do salonu i już miała iść na górę, ubrać się i popędzić do domu, kiedy po drodze na schody m inęła jego biurko, a na nim laptopa z kolorowym wygaszaczem ekranu. Zatrzymała się i coś ją podkusiło, żeby zajrzeć do jego plików. Stanęła przy biurku i pomyślała, że straci jego zaufanie, ale postanowiła, że musi dowiedzieć się prawdy. Był jakiś powód, dla którego wyszedł z sypialni i Sam była pewna, że wyjaśnie¬nie jej się nie spodoba.

Pochyliła się nad klawiaturą i w ciągu kilku sekund otworzyła edy¬tor tekstów. Na ekranie pojawił się katalog plików.

Jak on to powiedział? Jak żartował z Melanie? Skrzyżowanie Zaklinacza koni i Milczenia owiec?

Otworzyła pierwszy rozdział. Serce jej zamarło.

Śmierć cheerleaderki: Morderstwo Annie Seger.

– O, Boże – wyszeptała i przebiegła wzrokiem w dół strony. Morderstwo? Przecież Annie popełniła samobójstwo.

Zrobiło jej się słabo. Skąd Ty o tym wiedział? Skąd wziął te infor¬macje? Przejrzała kilka pierwszych stron, a palce trzęsły jej się, kiedy naciskała klawisze.

Powoli docierało do niej, jak bardzo ją oszukał.

Jaki udział w tej sprawie miał Ty? O, Boże, może to on do niej dzwo¬nił – czy to on był Johnem? Nie… niemożliwe, w to nie mogła uwie¬rzyć, ale była przekonana, że wszystko było ze sobąjakoś powiązane. – Ty, żałosny sukinsynu – mruknęła i pomyślała o ich wspólnej nocy, o pożądaniu i namiętności..

Kłamstwa.

Dlaczego nic jej nie powiedz'iał? Dlaczego kłamał?

Spałaś z nim, Sam. Kochałaś się z nim.

Poczuła skurcz w żołądku, a żółć podeszła jej do gardła. Co to, do diabła, była za gra?

Jeśli chciał ją skrzywdzić, to miał tysiące okazj i.

Boże, czy to możliwe? Prawie oddała serce człowiekowi, który był jej prześladowcą..

Nie miała czasu, żeby wydrukować przeczytane rozdziały. Musiała u'ciekać i to zaraz, zanim Ty zorientwj,e się, że ona już wie. Powinna tylko zabrać torebkę i… dyskietka! Ta w komputerze – dowód, że Ty nie jest tym, za kogo się podaje. Informacje o Annie.

Drżącymi palcami nacisnęła guzik, wyciągnęła dyskietkę i wstała z fotela. Potknęła się, wracając na poddasze, upuściła dyskietkę i maca¬ła rękoma po dywanie, aż ją znalazła. W półmroku pokonała pozostałe schody. Musiała się spieszyć. Nie miała pojęcia, ile potrwa jego spotka¬nie z mężczyzną na ulicy, ale spodziewała się, że niedługo.

Na poddaszu nie zapalała lampy tylko po ciemku znalazła ubranie.

Nie mogła znaleźć paska. Trudno. Ale torebka… klucze… gdzie ona jest? Z walącym sercem i zaschniętym gardłem Sam przeszukała podda¬sze przy świetle księżyca, wodząc palcami po podłodze i łóżku. Znala¬zła stanik… portfel Tya… ale. ani śladu torebki.

Pomyśl, Sam, pomyśl, gdzie ją położyłaś?

Wróciła myślami do wczorajszej nocy. Ty przyjechał do radia i na jego widok poczuła ulgę. Potem przyjechali tutaj..

Potem się kochali.

Serce o mało jej nie stanęło, kiedy przypomniała sobie, jak ją dotykał, całował i doprowadzał do ekstazy. Boże, zrobiła z siebie taką idiotkę!

Tak chętnie wskoczyła z nim do łóżka. Była tak bliska oddania mu serca… ale teraz nie mogła o tym myśleć. Omal nie potknęła się o wła¬sny but. Zaczęła na kolanach szukać drugiego. Gdzie, do diabła, była torebka z kluczami i dokumentami? Wniosła ją do domu i w środku Ty pocałował ją i zabrał na górę… już bez cholernej torebki.

Przez otwarte okno usłyszała kroki na żwirowej alejce.

Do diabła. Wracał. Musi uciekać. Nie mogła udawać, że śpi i że wszystko jest w porządku. Zostawiła drugi but, a serce waliło jej jak oszalałe, kiedy skradała się na dół i o mało nie przewróciła się na ostat¬nim schodku. Pociła się i szła przez nieznany jej dom. W słabym świetle lampy zobaczyła torebkę na stole w kuchni. Chwyciła ją, ale nie miała odwagi jeszcze raz wyjrzeć przez okno.

Boso przebiegła po dywanie na tył domu i otworzyła zasuwę w szkla¬nych drzwiach. Szybko wydostała się na werandę, a potem na trawnik, który dzielił ją od jeziora. Jeśli dojdzie do najgorszego, może przejść przez płot do sąsiadów albo popłynąć wokół cypla, albo…

Popędziła po zimnych kamieniach i przeskoczyła trzy stopnie. Ksiꬿyc odbijał się w ciemnej wodzie, a łódź stała przycumowana do pomo¬stu. Gdyby wiedziała cokolwiek o żeglowaniu i miała jego kluczyki, mogłaby odpłynąć łodzią. Ukucnęła koło krzaków i sunęła w kucki w stronę pomostu.

Od domu dobiegło ją stłumione szczeknięcie.

Boże, proszę cię, tylko nie to.

– Sam?!

Zamarła.

– Co ty robisz?

Zagryzła wargi, schowała dyskietkę do torby i wróciła do domu.

Ubrany tylko w ciemne szorty, Ty opierał się o balustradę i patrzył pro¬sto na nią.

Przyłapał ją.

– Sam?

Długo wypuszczała z płuc powietrze.

– Prawdę mówiąc, uciekam – powiedziała.

– Stąd?

– Właśnie – odpowiedziała z daleka. – Co robisz o tej godzinie zamiast spać? I nie podawaj mi żadnego głupiego wytłumaczenia o space¬rze z psem, bo nie uwierzę. Wiem swoje.

– Spotkałem się z przyjacielem.

– Który przypadkiem spacerował ulicą o czwartej nad ranem. Tak?- Nie mogła opanować cynizmu. – Daj spokój, Wheeler. Stać cię na coś więcej. – Nadal ściskała ubranie w rękach. – Słuchaj, nie wiem, co się tu dzieje, ale lepiej sobie pójdę. To wszystko… robi się za bardzo poplątane.

Ty wyprostował się i światło księżyca padło prostó na jego twarz. Boże, jaki on przystojny.

– Chyba tak – zgodził się i przesunął ręką po włosach, odgarniając je z czoła.

– Muszę ci coś wyznać. Nie poruszyła się.

– Wiesz, że nie to chcę teraz usłyszeć. Mam dość wyznań, grzechów i rozmów o odkupieniu – wystarczy mi na całe życie.

Ty podrapał się po brodzie.

– Co powiesz na zwykłe wyjaśnienie?

– Dobry pomysł – powiedziała. – Byle dobre. – Czekała przez chwilę, zanim Ty wreszcie się odezwał.

– Prawda jest taka, że wiedziałem o Annie Seger, zanim cię poznałem.

– Nie żartuj – parsknęła. Doceniłaby jego wyznanie, gdyby nie to, że wiedział, że grzebała w jego komputerze. – Wiesz, Ty, mogłeś mi powiedzieć.

– Miałem zamiar.

– Kiedy? – zapytała, nie wierząc w ani jedno słowo. Czy sądził, że jest aż tak głupia. – Zamierzałeś mi powiedzieć przed czy po tym, jak mnie ktoś zamorduje?

– Wkrótce.

_ Za późno – powiedziała wściekła. – Nie wiesz, co tu się dzieje? Nie zwróciłeś uwagi? Telefony od Johna i od Annie, ten cholerny tort urodzinowy i kartka! Na litość boską, Ty, kiedy zamierzałeś mi powie¬dzieć? Kiedy będzie za późno i ten wariat zrealizuje pogróżki? A może jesteś w to osobiście zaangażowany? Może znasz Johna…

_ Nie – przerwał jej ze złością, ale zobaczyła w jego oczach coś jeszcze, coś jakby poczucie winy. Sam zamarła i zrobiło jej się zimno. Jak mogła mu zaufać? Dlaczego zawsze źle wybierała sobie facetów? Myślała, że Ty Wheeler był inny, ale tak samo jak jej były mąż i narze¬czony tylko ją wykorzystał. Kolejny świetny manipulator.

– A może to ty jesteś Johnem? Przeskoczył schody i ruszył przez trawnik. – N ie wierzysz w to, co mówisz.

– Nie wiem, w co mam wierzyć – powiedziała zrozpaczona.

_ Przepraszam, Sam. Powinienem ci powiedzieć dawno temu. – Stał teraz blisko niej, o wiele za blisko.

_ Świetna uwaga. – Udało jej się wyprostować. – Słuchaj, to wszystko jest bardzo… ale idę do domu.

– Jeszcze nie. – Zacisnął silne palce najej ramieniu.