– Witaj. – Melanie uśmiechnęła się szeroko. Miała dwadzieścia pięć lat i dyplom AU Saints, małego cołłege'u w Baton Rouge, który ukończy¬ła jako jedna z najlepszych. Specjalizowała się w łączności i psychologii. Pracowała w radiu na uczelni, potem w Baton Rouge, a następnie przyjęła stanowisko w WSLJ. Tak jak Sam, została zatrudniona przez Eleanor.
– Dzięki.
– Skoczę do sklepu na rogu, kupię kawę i coś okropnie tuczącego i niewskazanego… Może ciastko z cukrem pudrem. Masz ochotę najedno? – Kuszące, ale nie. – Sam odłożyła korespondencję i przesunęła krze¬sło wzdłuż długiego blatu, który służył jej za biurko. – Dziękuję jeszcze raz za opiekę nad kotem, kawę i mleko. Jesteś moim wybawcą.
Melanie rozpromieniła się, zadowolona z komplementu – pod wieloma względami była jeszcze bardzo dziecinna.
– Pamiętaj o tym, kiedy przyjdzie czas na ocenę mojej pracy i podwyżkę.
– Dobra, rozumiem. Przekupiłaś mnie.
– Całkowicie! – Melanie stała w drzwiach z rękami opartymi o framugi. Umalowana i ubrana w cienką purpurową sukienkę, przezroczyste czarne wdzianko, buty na platformach, wyglądała jakby wybierała się na miasto, a nie do pracy.
– Masz gorącą randkę?
_ Mogę sobie pomarzyć – roześmiała się i wzruszyła ramionami. – Może będę miała szczęście i… – Uniosła palec. – Nie próbuj mnie po¬uczać, żebym była ostrożna. Jestem już dużą dziewczynką, a ty nie jesteś moją mamą. Nie chcę też przyjacielskich ani profesjonalnych porad.
Sam wiedziała, kiedy należy milczeć. Poprzednie związki Melanie były dziwne i zapewne wkrótce ktoś znowu złamie jej serce, ale Sam postanowiła się nie wtrącać. Sama nie mogła się pochwalić uporządko¬wanym życiem uczuciowym.
– Kiedy kończysz dyżur? Melanie zerknęła na zegarek.
_ Po programie, tak jak ty. Co ci przynieść ze sklepu, zanim zamkną?
Herbatę? Wodę?
– Nie musisz mnie obsługiwać.
_ Wiem. Ale masz gips na nodze. Jak będziesz normalnie chodzić, sama sobie przyniesiesz, a,teraz wykorzystaj mnie, jeśli masz ochotę• -
Sama chciałaś. Dobra, przynieś mi dietetyczną colę•
_ Dobrze. – Melanie spojrzała ponuro na nogę Sam. – Swędzi cię?
~ Jak cholera.
_ Zaraz wracam. – Wyszła równie szybko, jak się zjawiła. Sam zerknęła na swoją pocztę elektroniczną. Puls miała przyspieszony, a ręka, którą prowadziła myszkę, była spocona. Nie dostała żadnej wiadomości z pogróżkami. Przyszło kilka listów od fanów, którzy pytali, kiedy wróci na antenę, trochę dowci'pów, które od razu usunęła, stare wewnętrzne infolimacje biurowe, zaproszenie do wygłoszenia przemówienia na im¬prezie charytatywnej, przypomnienie o spotkaniu w centrum Boucher i kilka słów od przyjaciół. Jedna wiadomość była od Leanne Jaquiłłard, siedemnastolatki, z którą pracowała w centrum jako ochotniczka.
Nie było niczego niezwykłego, niczego niepokojącego. Odprężyła się• Zanim Melanie wróciła ze śladami cukru pudru na ustach i puszką dietetycznej coli i kawą, Sam odpowiedziała na parę wiadomości, kilka zapisała, a resztę usunęła z komputera.
_ Dzięki – powiedziała, kiedy dziewczyna podała jej napój. – Odwdzięczę ci się.
– Kilka razy, może z tuzin, za opiekę nad tym wymagającym kotem. – Melanie pociągnęła łyk kawy i resztki cukru zniknęły z jej ust.
Sam otworzyła puszkę i wtedy do pokoju wetknął głowę Gator.
_ Masz jakieś piętnaście minut – powiedział. – Nagrałem dwa ka¬wałki, potem idzie prognoza pogody i reklamy, a potem ty. – Odwrócił się, żeby wyjść, ale zmienił zdanie. – Dobrze, że wróciłaś. – Jego słowa nie brzmiały szczerze.
– Dzięki.
– Właściwie co ci się stało? – Pokazał na gips.
– Długa historia. Kapitan naszej łodzi okazał się idiotą, a ja jestem niezdarą•
Gator uśmiechnął się z przymusem.
– Jakbym nie wiedział -oznajmił i dodał: – Muszę lecieć. Gdzieś w tym mieście musi być kobieta, która nie może się doczekać, żeby mnie poznać. – Nie liczyłabym na to – szepnęła Melanie, kiedy odszedł.
– Przypomnij mi jeszcze raz, dlaczego tak bardzo chciałam tu wrócić? – powiedziała Sam.
– Jest wściekły, bo chcą skrócić jego program, żeby wydłużyć twój. Jest zazdrosny.
Sam nie miała pretensji do Gatora. Zwykle prowadził audycję rano, potem przenieśli go na popołudnie, do programu o piątej, a potem na wcze¬sny wieczór. Nie trzeba było się wysilać, żeby zgadnąć, że chcą się go pozbyć. W ściekał się na nią z powodu popularności Nocnych wyznań.
– Chyba zabiorę się do roboty. – Sam wstała z trudem i poczuła bo¬lesne ukłucie w kostce. Zignorowała je. Melanie odsunęła się, żeby zro¬bić jej przejście.
– Dzięki, że mnie zastępowałaś – powiedziała Sam.
– Nic wielkiego – odparła Melanie, a jej jasne oczy nieco pociemniały. – Podobało mi się.
– Masz wrodzony talent. Dziewczyna westchnęła. Ruszyły korytarzem.
– Szkoda, że szefowie nie doceniają moich zdolności.
– Docenią, ale musisz być cierpliwa i zrobić doktorat. Dyplom licencjata z psychologii to za mało.
– Wiem, wiem. Dzięki za radę, mamo – odpowiedziała z nutą zazdro¬ści w głosie. Melanie była świetna przy mikrofonie, ale potrzebowałajesz¬cze trochę ogłady, więcej doświadczenia i Wykształcenia, zanim będzie mogła udzielać rad trzydziesto- i czterdziestolatkom, którzy dzwonili do radia. Zastępstwo to jedno, a własny program to zupełnie co innego.
– Wydarzyło się coś ciekawego podczas mojej nieobecności? – za¬pytała Sam, zmieniając drażliwy temat.
– Nic. Było strasznie nudno. – Melanie wzruszyła ramionami i wy_ piła kolejny łyk kawy.
– W Nowym Orleanie nigdy nie jest nudno.
– Ale w radiu jest. Wszystko po staremu, bez zmian. Chodzą plotki, że WSLJ może zostać sprzedane większej stacji, albo połączy się z konkurencją.
– Zawsze tak mówią.
– To by była poważna zmiana. Wszyscy prowadzący boją się, że zastąpią ich komputery albo programy z Timbuktu, lub Bóg wie skąd. – Ciągle te same pomysły – podsumowała Sam.
– Tak, ale tym razem chodzi o coś jeszcze. George chce wydać więcej pieniędzy na sprzęt komputerowy, zmniejszyć personel i puszczać więcej z taśm. Melba jest zachwycona – strasznie się podnieca pocztą głosową, a Tiny popiera ten pomysł z całego serca. Im więcej specjali¬stycznego 'sprzętu, tym lepiej.
– To wizja przyszłości – powiedziała Sam cynicznie. Komputery zastępowały prowadzących, tak jak płyty kompaktowe wyparły kasety i płyty winylowe. Płytoteka zarastała kurzem w zamkniętej szklanej sza¬fie i korzystał z niej od czasu do czasu tylko naj starszy prezenter Ram¬blin' Rob.
– Zawsze mnie za to opieprzają – mówił ze śmiechem, a jego głos brzmiał chrapliwie od dużej ilości wypalanych papierosów. – Nie odwa¬żą się mnie wylać. AARP, gubernator i nawet sam Pan Bóg rozwaliliby tę budę, gdyby ktoś chciał mnie wyrzucić.
Melanie szła za Sam korytarzem.
– Nie było nic ciekawego, poza tym że prowadziłam twój program.
– Kłamczucha – powiedziała Melba, która minęłaje i chwyciła marynarkę z wieszaka w niszy. – Nie daj się nabrać na te bzdury. – Uniosła nieznacznie brwi. – Dziewczyna ma nowego faceta.
Melanie zaczerwieniła się i przewróciła oczami.
~ To prawda? – zapytała Sam, kiedy skręciły za róg i wślizgnęły się do studia. Plotka o asystentce nie była dla Sam zaskoczeniem. Melanie co tydzień lub dwa miała kogoś nowego..
– Ten jest na poważnie. – Melba wsadziła parasol pod pachę. ¬Uwierz mi, dziewczyna jest zakochana.
– Byłam tylko na kilku randkach. To wszystko. – Melanie bawiła się łańcuszkiem na szyi. – Nic wielkiego. – Podoba ci się?