Przesunął obrobiony przez komputer portret w stronę dziewczyny. Sonja Tucker siedziała po przeciwnej stronie biurka. Nad ranem złożyła skargę, że późnym wieczorem została zaatakowana przez mężczyznę w przeciwsłonecznych okularach. Kiedy Bentz, po powrocie z St Pierre, dowiedział się o tym, zadzwonił i poprosił, żeby przyszła na komisariat raz jeszcze'. Siedziała naprzeciwko niego zdenerwowana dziewiętnasto¬letnia studentka z uniwersytetu Tulane, która uczęszczała na zajęcia let¬niej szkoły i właściwie miała szczęście, że żyje.
– Możliwe – powiedziała, wzięła portret i przyjrzała mu się uważ¬nie. Wcześniej zeznała, że szła na bal maskowy przebrana za prostytut¬kę. Czekała na tramwaj, kiedy zaczepił ją mężczyzna, złożył jej propo¬zycję i nie przyjął "nie" do wiadomości. Był natarczywy, chciał ją złapać, ale podrapała mu policzek, zrzuciła buty na obcasach i uciekła ile sił w nogach przez park Audubon. Schowała się w krzakach koło zoo i do¬szła do wniosku, że dostała niezłą nauczkę.
Teraz wyglądała na śmiertelnie przerażoną.
– Było ciemno – powiedziała i zagryzła dolną wargę.
– Ale przyjrzała mu się pani?
– Trochę, w świetle latarni, ale miał ciemne okulary, i zarost, i… ~ Patrzyła na portret przez dłuższą chwilę. Rysunek trząsł jej się w ręku. Była śmiertelnie blada. – Podobny do niego – oznajmiła wreszcie, jakby nabrała ostatecznego przekonania.
– Nie wie pani, kto to jest?
– Nie. Nigdy wcześniej go nie widziałam. Myślę, że bym go zapamiętała.
– Dlaczego?
Sonja jeszcze raz spojrzała na rysunek.
– Wiem, że to zabrzmi dziwnie, ale był przystojny… taki… ciemny, trochę zagadkowy. Ale potem… kiedy zaczął mnie ciągnąć, żebym z nim poszła, przestał mi się podobać.
– Poznałaby pani jego głos?
– Może… Nie wiem. – Zdawała się znowu tracić pewność.
Bentz nie dawał za wygraną i nacisnął guzik w magnetofonie, który postawił na szafce. Kilka nagrań z telefonami Johna do Nocnych wy¬znań zarejestrowano na jednej taśmie i po chwili W pokoju rozległ się jego niski głos.
Dziewczyna pokręciła głową i zmarszczyła brwi.
– Nie wiem, być może… Niech pan puści jeszcze raz.
Bentz przewinął taśmę i wcisnął guzik.
Sonja zagryzała w skupieniu usta.
– Brzmi bardzo podobnie. Ale… nie jestem pewna.
Taką samą odpowiedź uzyskał od Lucretii, recepcjonistki z St Pier¬re. Bentz był coraz bardziej sfrustrowany. Portret, który przygotował ry¬sownik, był zbyt ogólny. Przedstawiał białego mężczyznę z ciemnymi włosami, o zadbanej sylwetce – takich mogło być wielu.
– Czy mogłaby pani powiedzieć mi o nim coś jeszcze?
– Nie, było ciemno i wszystko działo się bardzo szybko. Chciałam mu zerwać okulary i wtedy się przestraszył. Może ma jakieś dziwne oczy… Nie wiem – Sonja wzruszyła ramionami. – Chciał mnie pocią¬gnąć w dół ulicy. Kopnęłam go w łydkę, podrapałam i uciekłam. Chyba miałam szczęście?
– Wielkie – powiedział poważnie.Bentz. Sonja odchrząknęła.
– Zabił inną dziewczynę, prawda?
– Tak sądzimy.
– Straszył doktor Sam z radia?
– Tak.
– Boże. Żałuję, że nie mogę bardziej pomóc.
– Już pani pomogła – powiedział i wstał. – Dziękuję.
_ Proszę bardzo. – Podniosła plecak i jeszcze raz rzuciła okiem na biurko Bentza. – Czy to pańska córka? – zapytała i wskazała na podwój¬nąramkę•
– Tak. – Bentz uśmiechnął się. – To stare zdjęcie, zrobione, kiedy szła do szkoły, a to drugie zrobiła po maturze, w ubiegłym roku.
– Jest bardzo ładna – stwierdziła Sonja.
– Podobna do matki.
_ Nie. – Sonja zmarszczyła zadarty, piegowaty nos. – Jest bardzo podobna do pana. – Po chwili już jej nie było. Wyszła z jego biura, stu¬kając sandałami na platformach i pobrzękując plastikowymi bransolet¬kami, z plecakiem zarzuconym najedno ramię. Rzeczywiście miała szcz꬜cie, pomyślał Bentz. Sonja Tucker o włos uniknęła śmierci. Jedna dziewczyna miała szczęście, a druga nie. Porażka z Sonją Tucker spra¬wiła, że potwór zapolował na kogoś innego. Jego ofiarą stała się Leanne Jaquillard. Czy to przypadek, że Leanne była związana z Samantą Leeds? Sonja Tucker pr:?:ysięgła, że nie zna doktor Sam i chociaż słuchała pro¬gramu Nocne wyznania kilka razy, ani razu nie dzwoniła.
Inaczej było z ofiarą.
Leanne i doktor Sam znały się dobrze.
Podrapał się po włosach na karku i planował kolejny ruch. Najpierw trzeba powiadomić opinię publiczną, że grasuje seryjny morderca. Po¬tem muszą śledzić wszystkie telefony do rozgłośni. Teraz, skoro istniał związek między morde"rcą a doktor Sam, musiel i ją chronić. Będą obser¬wować jej dom w dzieó i w nocy i jeszcze raz sprawdzą listę ludzi, któ¬rzy znali doktor Sam i Annie Seger.
Spojrzał ponownie na portret pamięciowy niejakiego Johna Father¬sa. Kwadratowa szczęka, dołek w brodzie, wysokie kości policzkowe, gęste włosy z grzywką i ciemne okulary.
Zadrapanie na lewym policzku.
_ Kim jesteś, draniu? – zapytał, patrząc na rysunek. Pomyślał o m꿬czyznach w życiu Samanty: David Ross, Ty Wheeler, George Hannah ¬wszyscy trzej w dobrej formie fizycznej, z ciemnymi włosami i ostrymi rysami. Grafik komputerowy usunął zarost z twarzy, zdjął mu okulary i dorysował oczy. Zmienił fryzurę, ale nadal portret był kiepski.
– Kim jest kobieta, która podaje się za Annie? – mruknął Bentz. Portret z zakrytymi oczami działał mu na nerwy. Co takiego było w ciemnych okularach i pomazanych na czarno oczach na banknotach studolarowych? A ten dziwny ślad na szyjach ofiar? O co mu chodziło z tym gadaniem o grzechu i odkupieniu?
Bentz postanowił zbadać, co robili wszyscy mężczyźni powiązani z Samantą Leeds, od czasu jej powrotu z Meksyku… gdzie straciła do¬kumenty, torbę i klucze. W czasie tej podróży postanowiła na dobre ze¬rwać z Davidem Rossem.
Bentzowi brakowało jakiegoś elementu. Czegoś oczywistego. Myśl, Bentz, myśl! Kto był w Houston dziewięć lat temu? Kto chciał na nowo odgrzebać sprawę samobójstwa Annie Seger?,
Pomyślał o Tyu Wheelerze, który pojawił się w życiu Samanty Leeds po powrocie z podróży do Meksyku. Najprawdopodobniej byli kochan¬kami i to Bentzowi nie pasowało. Nie lubił Tya i nie ufał mu. Wheeler przyznał, że pisze książkę 'o śmierci Annie Seger i wymyślił nawet teo¬rię, że została zamordowana, ale zdaniem Bentza, to wszystko były tyl¬ko domysły. Policja w Houston stwierdziła, że to było samobójstwo i Bentz także był o tym przekonany. Ty Wheeler po prostu chciał zarobić na tej historii.
Odebrał jeszcze kilka telefonów, dostał pismo w sprawie dowodów zebranych na miejscu zbrodni i nie zdziwił się, że w pokoju hotelowym znaleziono włosy z czerwonej peruki. Kilka minut później w drzwiach pojawiła się Melinda Jaskie!.
– Powiedz mi, Co sądzisz o tych morderstwach -powiedziała, skrzyżowała ręce na piersi i oparła się o framugę.
– Myślę, że mamy jednego chorego sukinsyna, może dwóch.
– Słyszałam.
Bentz rozwinął swoją teorię i wspomniał o raporcie Norma Stowel¬la, który Melindajuż uważnie przeczytała. Omówili sprawy ogólne i po¬tem wrócili do morderstwa Leanne Jaquillard.
– Czy matka dziewczyny już wie? – zapytał Bentz, patrząc na leżące na biurku zdjęcia ostatniej ofiary..
Melinda Jaskiel skinęła głową, podniosła jedną fotografię i skrzywi¬ła się na widok tego, co zobaczyła.
– Za godzinę mam spotkanie z prasą. Będę miła i porozmawiam z ni¬mi krótko, ale muszę potwierdzić, że mamy do czynienia z seryjrtym mor¬dercą. Muszę ostrzec kobiety, żeby zamykały drzwi, siedziały w d6mu i sta¬rały się nie wychodzić wieczoramt. Roześlemy portrety pamięciowe i poprosimy ludzi, żeby byli ostrożni,'bo morderca uderza coraz częściej, a każda bliska mu osoba, dziewczyna albo żona, jest narażona na niebezpieczeństwo. postąpimy tak jak zawsze. Nie ujawnimy kluczowych do¬wodów, tego, co wie ty Iko morderca, bo jak pojawi się jakiś wariat, twier¬dzący, że to on – będzie musiał udowodnić, że nie kłamie. W przeciwnym razie każdy pomyleniec, który chce być sławny, będzie chciał się do tego przyznać. Rozmawiałam z FBI i wszyscy się ze mną zgadzają.