Выбрать главу

Ty skierował lornetkę na okno. Na m.oment stracił Samantę z oczu, by po chwili zobaczyć jążnowu, jak schyla się i sięga po kulę. Koszulka podciągnęła się do góry i jego oczom ukazały się białe koronkowe majteczki obciskające okrągłe, jędrne pośladki. r

Poczuł pulsowanie w kroczu i przyjemny dreszcz. Zaciskając zęby, zignorował zwykłą męską reakcję• Nie zwracałteż uwagi na krople desz¬czu, które kłuły w twarz i zalewały szkła lornetki.

Nie chciał myśleć o nIej jak o kobiecie.

Potrzebował jej i zamierzał ją okłamać i wykorzystać. Nic więcej. Boże, ależ ona jest ładna, i te nogi…

Wyprostowała się tak nagle, jakby poczuła, że ją obserwuje. Odwróciła się, podeszła do okna. Rude włosy m,iała tak potargane, jakby dopiero wstała z łóżka, na twarzy ani śladu makijażu. Zmrużyła oczy i wpatrywała się w dal. Może dQstrzegła zarys łodzi ijego sylwetkę przy sterze? Zupełnie jakby odgadła jego myśli, nagle spojrzała w jego stronę. Popatrzyła ku niemu tak, jakby wzrokiem chciała pr;z:eniknąć ciem¬ne zakamarki jego duszy.

Niemożliwe, była za daleko, a noc była bardzo ciemna. Wyobraźnia płatała mu figle.

Szansa, że dostrzegła światła łodzi i białe żagle była niewielka, a je¬śli nawet widziała zarys sylwetki, to bez lornetki nie mogła go rozpo¬znać ani domyślić się, co myśli i jakie ma zamiary.

Całe szczęście.

Czas na spotkanie twarzą w twarz nadejdzie później. Będzie się musiał postarać, żeby szybko osiągnąć swój cel. przez chwilę poczuł lek,kie wyrzuty sumienia i zacisnął zęby. Nie miał czasu na domysły. Był zde¬cydowany i kropka. Podniosła rękę, zasunęła żaluzje i zniknęła.

Szkoda, bo widok był bardzo przyjemny i Ty wiedział, że nie będzie mu łatwo.

Samanta, na własne nieszczęście, była zbyt ładna.

_ Jesteś pewna, że wszystko w porządku? – zapytał David po raz piąty w ciągu dziesięciu minut. Trzymając przy uchu bezprzewodowy telefon, Sam podeszła do okna w sypialni i popatrzyła w nieprzyjemne ciemności. Jezioro Pontchartrain było szare, woda kłębiła się niespokoj¬nie, podobnie jak chmury na niebie.

_ Jak najbardziej. – Żałowała, że opowiedziała mu o swoim prześladowcy, ale kiedy David zadzwonił, pomyślała, że i tak wkrótc.e się dowie. Publiczna tajemnica szybko wyjdzie najaw. – Rozmawiałam z po¬licją i zmieniam wszystkie zamki. Dam sobie radę• Nie martw się•

_ Nie podoba mi się to, Samanto. – Wyobraziła sobie jego zaciśnię¬te usta. – Może powinnaś potraktować to jak coś w rodzaju… ostrzeże¬nia… no,wiesz, znak, że należy zmienić coś w życiu.

_ Znak? – powtórzyła i zmrużyła oczy, patrząc na jezioro rozciąga¬jące się.za jej ogrodem…:… Jakby Bóg chciał mi coś powiedzieć? Dawał mi wskazówki albo…

– Nie ironizuj – przerwał jej.

_ Masz rację. Przepraszam. – Oparła się o krzesło. – Chyba jestem trochę przewrażliwiona. Źle. spałam.

– Nie dziwię się•

Nie wspomniała o łodzi; żaglówka unosiła się na wodzie niedaleko od brzegu i w słabym świetle lamp na nabrzeżu zauważyła cień wielkich żagli i męską sylwetkę. Pomyślała, że być, może to tylko grajej wyobraźni…

_ Gdzie ty właściwie jesteś? – zapytała i sięgnęła do nocnej szafki po jeden z drutów do robótek, które odziedziczyła po matce. W sunęła go pod gips i podrapała się po nodze. Lekarz by się chyba przewrócił, gdyby to zobaczył, ale został w Mazatlan i pewnie nigdy już się nie spotkają

– Jestem w San Antonio i mamy tu istny potop. Stoję w oknie hote¬lu, patrzę na promenadę nad rzeką i widzę ścianę deszczu – nie widać nawet restauracji na drugim brzegu. Niebo po prostu pękło. – Westchnął i jego telefon komórkowy na chwilę stracił zasięg. Po chwili połączenie wróciło. – Mam pokój zjacuzzi i kominkiem. Mogłoby być bardzo miło…

Albo okropnie. Przypomniała sobie Meksyk, i to jak David ją zamę¬czał. Kłócili się bez przerwy. Chciał, żeby wróciła do Houston, a kiedy odmówiła, zrobił się purpurowy na twarzy, a nad jednym okiem zaczęła mu pulsować żyła. Zacisnął pięści i oznajmił jej, że jest idiotką, skoro odrzucajego propozycję. Wtedy zrozumiała, że nigdy jużjej nie przyjmie.

– Myślałam, że dałam ci jasno do zrozumienia, co czuję – powie¬działa, obserwując, jak kropla deszczu spływa zygzakiem po szybie. Wyjęła drut i rzuciła go na stolik.

– Miałem nadzieję, że zmieniłaś zdanie.

– Nie, Davidzie. Nic z tego nie będzie. Wiem, że to brzmi staroświecko i banalnie, ale sądziłam, że ty i ja moglibyśmy…

– … zostać tylko przyjaciółmi – dokończył za nią matowym głosem.

– Nie musisz podkreślać słowa "tylko". Przecież przyjacielski układ to nie tak mało.

– Czuję do ciebie co innego – powiedział i wyobraziła sobie powagę na jego twarzy. Był atrakcyjnym mężczyzną, dobrze ostrzyżonym i atletycznie zbudowanym. Na studiach trochę pozował do zdjęć i na dowód tego przechowywał cały album. Podobał się kobietom i zauroczył Sam. Przynajmniej takjej się wydawało. Ale po dwóch latach bycia razem, część jego uroku zbladła, a Sam poczuła, że nie jest w nim zakochana. Nie cho¬dziło o to, że było z nim coś nie tak. Był przystojny, inteligentny, wodpo¬wiednim wieku, a praca dla sieci hoteli Regal z pewnością za kilka lat uczyni go milionerem. Jednak zabrakło między nimi jakiejś iskry.

– Przykro mi, Davidzie.

– Naprawdę? – zapytał kąśliwie. David Ross nie lubił przegrywać.

– Tak -odpowiedziała szczerze. Nie chciała go dłużej zwodzić. Tym razem postanowiła być bardzo ostrożna.

– W takim razie pewnie nie życzysz sobie, żebym ci towarzyszył w charytatywnym przed,sięwzięciu, o którym wspominałaś?

– W aukcj i na rzecz centrum Boucher? – skrzywiła się. Przypomniała sobie, że mówiła mu o tym wiele miesięcy temu. – Nie, sądzę, że będzie lepiej, jeśli pójdę sama.

Nie odpowiedział od razu, jakby spodziewał się, że Sam zmieni zda¬nie.Nie miała zamiaru, a napięcie między nimi robiło się coraz bardziej wyczuwalne..

_ Cóż – odezwał się wreszcie – chyba nie mamy sobie nic więcej do powiedzenia. Trzymaj się, Samanto.

_ Ty też. – Coś lekko ścisnęło ją za serce. Odłożyła słuchawkę• Tak będzie lepiej. Skończyło się i kropka.

Wszyscy jej przyjaciele uważali, że ma nie po kolei w głowie, skoro nie chce zostać jego żoną•

_ Na twoim miejscu rzuciłabym się na niego szybciej niż błyskawica – wyznała jej Corky miesiąc temu, kiedy jadły razem lunch. Oczy przyjaciółki błyszczały wesoło, zupełnie jak trzy obrączki, które nosiła na prawym palcu – pamiątki po poprzednich związkach. – Nie wiem, dlaczego jesteś taka uparta.

_ Byłam już kiedyś mężatką i uważam, że kto się raz sparzy, ten na zimne dmucha.

_ Chciałaś powiedzieć, kto raz oberwie. – Urwała kawałek chleba i spojrzała przez okno na leniwą Missisipi, po której wolno płynęła barka wyładowana żwirem.

– Na jedno wychodzi.

_ Tylko że nigdy nie znajdziesz lepszej partii niż David, uwierz mi.- Corky pokiwała głową, ajej blond loczki zakołysały się we wszystkie strony.

– Więc go sobie weź.

_ Chętnie i od razu, ale on jest zakochany w tobie.

– David kocha tylko siebie.

_ Mocne słowa, Sam. Zaczekaj, aż wrócisz z Meksyku i wtedy porozmawiamy – dodała Corky z przewrotnym uśmiechem. Zupełnie jak¬by chciała dać jej do zrozumienia, że rozgrzany piasek, tropikalne słoń¬ce i gorący seks zmieniąjej uczucia. Tak się nie stało. Piasek był ciepły, słońce gorące, a seksu nie było wcale z winy Sam, a nie Davida. Prawda była taka, że nie kochała tego faceta i już. Z jakiegoś powodu działał jej na nerwy. Jako jedynak i najlepszy uczeń przyzwyczaił się, że zdobywa wszystko, czego zapragnie i zawsze chciał mieć to, co najlepsze.