Wreszcie usiedli przy stole. Andrej otworzył butelkę prowansalskiego wina, które dodało potrawom smaku.
– Rzeczywiście potrafisz zrobić coś z niczego, Malou – przyznał z uznaniem. – A teraz – dodał, opierając się o ścianę – dokończ wreszcie swoją opowieść!
Opowiedziała o tym, jak obudziła się w szpitalu w Cannes z częściową utratą pamięci i jak z pomocą doktora Monier próbowała przywołać wspomnienia.
Andrej poderwał się gwałtownie.
– Czy opowiedziałaś mu o wszystkim?
– Nie. Zamierzałam to zrobić, bo jest naprawdę dobrym człowiekiem i mógłby nam pomóc. Ale przecież ci obiecałam, że dochowam tajemnicy.
– To dobrze! – odetchnął z ulgą i uspokoił się. Oparł głowę o ścianę i przymknął oczy. Marie – Louise obserwowała go z podziwem, choć jednocześnie nie mogła oprzeć się wrażeniu, że ten niezwykłej urody mężczyzna jest bardzo samotny i nieszczęśliwy.
Drgnęła, usłyszawszy jego głos.
– Czy doktor mówił, co ci się stało? Czy miałaś jakieś ślady pobicia?
Marie – Louise zawahała się, z trudem mogła wydobyć słowa.
– Nie. Twierdził to samo co ja, że byłam pod działaniem jakiegoś środka odurzającego. Ale nie potrafił określić, co to takiego.
– Pod wpływem środka odurzającego? – powtórzył Andrej, marszcząc brwi. – To dziwne.
– I mnie się tak wydaje. Ale z drugiej strony to tłumaczy utratę pamięci. Poza tym powiedział, że mam niedokrwistość. To idiotyczne, zawsze byłam okazem zdrowia – skrzywiła się.
Andrej otworzył oczy i spojrzał na nią, wydawało się, że nagle znieruchomiał. Jednak nie skomentował jej słów.
Na stole pomiędzy nimi leżała kaseta. Marie – Louise podniosła ją.
Wyglądała jak zwykła kaseta magnetofonowa. „Rondo” – brzmiał napis. „Rondo na kwintet smyczkowy”, R. Legini.
– Kto to jest Legini? – spytała. – Nigdy nie słyszałam o takim kompozytorze.
– Bo nikt taki nie istnieje – odparł Andrej i wziął od dziewczyny kasetę.
– Czy nie ma na niej muzyki?
– Jest.
Więcej się nie dowiedziała. Przy stole zapadła cisza. Pół butelki wina przy tak małej ilości jedzenia i snu zrobiło swoje. Marie – Louise walczyła z ogarniającą ją sennością. Z oddali dochodził głos Andreja, w jakimś zakamarku mózgu zadźwięczał ostrzegawczy dzwonek, ale ręce opadły bezwładnie na stół, a na nich spoczęła głowa. O, jak dobrze!
ROZDZIAŁ V
Marie – Louise miała niezwykły sen. Trochę piękny, trochę straszny. Ktoś niósł ją na silnych rękach. Ujrzała twarz Andreja, ale była jakaś odmieniona, coś w niej nie pasowało.
Jego ręce… Delikatnie ją pieściły. Jego wargi muskały jej skórę. Sen był niezwykle realny, mimo że wszystko rozgrywało się na pozaziemskim, pozazmysłowym planie. Nie miało to nic wspólnego z prymitywną erotyką, było niewypowiedzianie piękne.
Jednakże czegoś się bała. Bała się jego twarzy, która była tak blisko, bała się jego oczu, które zmieniały się jak morze: od niezmąconego spokoju przechodziły do stanu poza ludzkim zrozumieniem. Wystraszyła się tak bardzo, że krzyknęła przez sen. Nagle poderwała się. Gdzie była? W łóżku? W ogromnym łożu małżeńskim z metalowym wezgłowiem, które pobłyskiwało w słabym, stłumionym świetle księżyca. Wyczuła ręką lekki koc, którym została okryta, a także poduszkę i materac. Kiedy przyszli do domu, sterczały tu tylko nagie zardzewiałe sprężyny.
Leżała w ubraniu, jedynie stopy miała bose. Sen… ktoś pieścił jej stopy czułymi dłońmi…
Rozejrzała się dokoła.
Była sama w pokoju.
Gdzie się podział Andrej? Marie – Louise błyskawicznie wstała, aż pociemniało jej w oczach i musiała się przytrzymać krawędzi łoża. A może rzeczywiście miała anemię? W istocie czuła się jak chora.
Czyżby Andrej spał w samochodzie? Był taki rycerski. Ale to niemożliwe! Założyła sandały i otworzyła drzwi.
Księżyc wyglądał blado i tajemniczo za przezroczystą mgiełką. Góry otaczające dolinę wznosiły się groźne i milczące w srebrzystym świetle. W samochodzie nikogo nie było.
Gdzie…?
W głębi duszy znała odpowiedź. Przerażona, z trudem stawiając nogi, zaczęła iść w stronę cmentarza.
Zobaczyła go, kiedy minęła zagajnik. Stał bez ruchu, wpatrując się w napis na wielkim, bogato zdobionym nagrobku.
Marie – Louise zbliżyła się cicho. Nie odwrócił głowy.
– Tutaj spoczywa chyba najbogatsza rodzina tego miasta – odezwał się. – Lubię spacerować po cmentarzach. Czytanie napisów na pomnikach to prawdziwa lekcja historii.
– Zawsze ogarnia mnie smutek kiedy chodzę pośród mogił – odparła Marie – Louise ochrypłym głosem. – Tak wiele różnych losów, nadziei, tęsknoty, tyle śmiechu, który nagle umilkł, i smutku, którego nie jesteśmy w stanie pojąć… O większości z tych, którzy tu leżą, bliscy już zapomnieli lub wkrótce zapomną. Wtedy pozostanie tylko nazwisko w księdze parafialnej.
– Hm – mruknął w zamyśleniu. – Taki jest porządek rzeczy, Malou.
– Andrej, czy nie powinieneś się położyć? O ile wiem, nie spałeś od wielu godzin. Być może dni!
– Tak, z pewnością masz rację.
Zaczął iść, ale nie w stronę domu. Podążyła niepewnie za nim. Brzegi alejek porastały cyprysy, a między nimi stały stare, pochylone krzyże.
Pod stopami idących szeleściły liście. Lato ustępowało miejsca jesieni. Marie – Louise poczuła się nagle bezbronna i potwornie samotna, bardziej chyba, niż gdyby znalazła się tu sama.
Otrząsnęła się z niedobrych myśli.
– Łóżko było pościelone – odezwała się trochę niemądrze.
– Tak – uśmiechnął się i przystanął, czekając na nią. – Nie mogłem patrzeć, jak śpisz na siedząco przy stole, pojechałem więc do miasta i kupiłem trochę pościeli i materac.
– Dziękuję.
– Malou – zaczął cicho, nie patrząc na nią. – Co mówili tamci ludzie, zakopując trumnę w parku?
– Coś okropnego.
Skręcili teraz na drogę prowadzącą do domu. W tym miejscu wznosił się łagodny nasyp, który okalał cmentarz. Andrej wszedł na górę i położył się na trawie. Marie – Louise usiadła obok.
– Chciałbym to usłyszeć, cokolwiek to było – nalegał. – Może wtedy mógłbym odgadnąć, co planują. Muszę wiedzieć, czy mają jakieś wieści od Svetli.
– Nie wspomnieli o niej ani słowem – odparła żałośnie. Z trudem pohamował wzbierający w nim gniew.
Chwycił ją za ramiona i niemal potrząsnął.
– Powiedzże w końcu, co słyszałaś! – syknął. Serce miała ściśnięte strachem.
– Szeptali coś o dziewczynie. Puścił ją.
– O jakiej dziewczynie?
Marie – Louise z trudem wykrztusiła z siebie kolejne słowa:
– Etienne zaproponował, żeby przebili ci serce. Andrej znieruchomiał i pobladł. Dostrzegła to na wet w tak słabym świetle. Ukrył twarz w dłoniach.
– O mój Boże! Czy ta historia dotarła aż tutaj? Czy nigdy nie zaznam spokoju?
Wyciągnęła dłoń i pogłaskała go po ramieniu.
– Nie wierzę w nią, Andrej.
Jak tonący chwycił ją za rękę i ścisnął kurczowo.
– Duszę się, Malou! Duszę się w sieci kłamstwa i zła. Nawet Svetla się ode mnie odsunęła. Oczywiście nie uwierzyła w te bzdurne opowieści, ale się mnie boi. Boi się mnie, a ja przecież pragnę dla niej tylko dobra!
Marie – Louise przysunęła się bliżej na znak, że całkowicie mu ufa.