W tej samej sekundzie uświadomiła sobie, jaką popełniła gafę.
– O, nie! – jęknęła. – Wybacz mi, Andrej! Nie chciałam tego powiedzieć. Zapomnij o tym, zapomnij o wszystkim, co przed chwilą powiedziałam!
– To ja powinienem prosić o przebaczenie – odparł i podszedł bliżej.
Marie – Louise także postąpiła kilka kroków w jego stronę i oparła głowę na jego ramieniu.
– Oboje zachowujemy się niezręcznie – bąknęła. – Ale cokolwiek by się zdarzyło, nie myśl już o tych głupich przesądach. O wieńcach czosnku i przebitym na wylot sercu. Nie wierzę w ani jedno słowo.
– Ja też już nie – uśmiechnął się z wdzięcznością. – Dziękuję, że zjawiłaś się w moim życiu, Malou! Jeżeli rzeczywiście nie chcesz się położyć, to pójdę już spać.
– Dobrze, idź!
Odprowadziła go wzrokiem, kiedy odchodził i zamykał za sobą drzwi. Uśmiechnęła się smutno i bezwiednie dotknęła szyi. Było jeszcze coś, o czym nie zdążyli porozmawiać…
Ani słowem nie wspomniała o śladach na szyi, o dwóch bolesnych punkcikach w odległości około trzech centymetrów od siebie. Ani też o dziwnym śnie dzisiejszej nocy.
Marie – Louise stanęła przy oknie, patrząc na blady księżyc i poranną zorzę widoczną nad horyzontem.
Kto właściwie napadł ją przy wejściu do domu wdowy? I co się z nią wtedy stało?
ROZDZIAŁ VI
Mycie włosów w tych prymitywnych warunkach nie było sprawą łatwą. Najpierw Marie – Louise musiała napalić w kuchni, podgrzać wodę, a potem jeszcze znaleźć jakąś miskę. Wybrała stare wiadro, zresztą nie miała alternatywy. Średniej długości kręcone włosy wyschły same na słońcu i wietrze, w czasie kiedy prała rzeczy przed domem. Wzięła również ubrania Andreja, żywiąc nadzieję, że nie miałby nic przeciwko temu.
Włosy stały się puszyste i lśniące. Była całkiem zadowolona z rezultatu. Kiedy założyła sukienkę w rdzawobrązowym kolorze, wyglądała naprawdę nieźle. Ledwie rozpoznawała samą siebie. Zresztą nic dziwnego – obejrzenie całej sylwetki w małym kieszonkowym lusterku było sztuką, której jeszcze nie opanowała.
Zebrawszy się na odwagę, zapukała do drzwi sypialni. Po chwili jeszcze raz. To brutalne z jej strony, że już go budzi, ale nie miała wyboru.
W końcu odpowiedział i weszła do środka. Wyglądał, jakby jeszcze nie do końca się ocknął.
– Witaj – powiedziała zawstydzona. – Przepraszam, że przeszkadzam, ale muszę iść do miasta po zakupy. Czy mógłbyś mi pożyczyć trochę pieniędzy?
– Oczywiście. – Sięgnął po ubranie na krześle. – Ile potrzebujesz?
Wymieniła kwotę, dał jej trzy razy tyle.
– Proszę. Nie będziesz musiała prosić co chwila o kilka franków. To takie upokarzające, znam to z własnego doświadczenia. Matka zawsze musiała wiedzieć, co zamierzam kupić.
– Dziękuję – odparła.
Stała przez chwilę, przyglądając mu się z uwagą.
– Na co tak patrzysz? – spytał, uśmiechając się nie pewnie.
Odpowiedziała spontanicznie:
– Jak to miło widzieć cię takim zwyczajnym, z po targanymi włosami, zaspanymi oczami i zagnieceniami poduszki odciśniętymi na policzku. Teraz wiem na pewno, że to nie z powodu wyglądu cię lubię.
Andrej wyciągnął do niej rękę.
– Dziękuję – powiedział wzruszony. – Bardzo dziękuję! Jak się dostaniesz do miasta? Czy mam cię podwieźć?
– Nie, w komórce stoi jakiś zardzewiały rower. Już napompowałam koła. Będę z powrotem około dwunastej. Prześpij się w tym czasie!
– Malou – zawołał za nią, kiedy zbliżała się do drzwi. Odwróciła się. – Ładnie dziś wyglądasz. Co zrobiłaś?
– Zmyłam z siebie cały brud – odrzekła na pozór lekko, ale aż rozpierało ją ze szczęścia.
– Źle się wyraziłem – poprawił się. – Zawsze jesteś śliczna. Gdybym cię wcześniej spotkał, zanim poznałem… Nie, nie ciskaj oczami błyskawic! Wiesz, kogo mam na myśli. Nie śmiem powtarzać jej imienia. Gdy by nie ona, powiedziałbym, że jesteś najpiękniejszą dziewczyną na świecie.
Na zalanym słońcem placu targowym znalazła stragan z warzywami. Wybierała najdorodniejsze spośród nich, potrzebne do smacznego dania, którym chciała zaskoczyć Andrej a.
Nagle przyłapała się na tym, że w zamyśleniu obraca w dłoni główkę czosnku. Czosnek stanowił nieodzowną przyprawę tej potrawy, Marie – Louise zawsze najpierw nacierała nim garnek…
Zauważyła, że drży jej ręka. Chyba nie była tak głupia? Oczywiście powinna go kupić. Już wyciągała rękę, żeby podać czosnek sprzedawcy, lecz nagle odłożyła go z powrotem do skrzynki. Później, kiedy szła przez targ, czyniła sobie z tego powodu wymówki.
– Tchórz, tchórz, Marie – Louise, jesteś chyba niespełna rozumu!
Wiedziała jednak, że nie zniosłaby tego, gdyby Andrej nie chciał z powodu użycia czosnku spróbować jedzenia…
Wściekła na siebie poszła prosto do dużego gmachu, w którym mieściła się biblioteka.
Drżącymi z niecierpliwości rękami szukała w leksykonie hasła „Wampir”.
Serce waliło jej młotem. Jednak nie znalazła w książce niczego szczególnego. Poza informacją, że czasem używa się tej nazwy na określenie nietoperza czy lichwiarza, było tam tylko napisane: „W wielu wierzeniach ludowych występują niezwykłe istoty, które wysysają krew z żywych organizmów, aby same mogły żyć”.
Niewiele jej to mówiło. Gorączkowo zaczęła szukać innych źródeł. W bibliotece panowała cisza. Tylko dwoje brzdąców, obserwowanych przez matkę, rozmawiało cicho w kąciku dla dzieci. Bibliotekarz siedział z nosem utkwionym w jakimś protokole.
Wreszcie znalazła coś interesującego, książkę etnograficzną o wierzeniach ludowych w Europie.
Bez trudu znalazła rozdział o wampirach. Był długi i szczegółowy. Zaczęła czytać, czując, jak ze strachu dreszcz przebiega jej po plecach.
Przytoczono tu przeróżne makabryczne historie o wampirach, pochodzące z Bałkanów lub Środkowej Europy. Wymieniono zwłaszcza takie kraje, jak Rumunia, Węgry, Morawy, Czechy i Słowacja. Centrum, z którego wywodziły się owe wierzenia, stanowiła Transylwania w – Rumunii.
Marie – Louise uniosła głowę i zamyśliła się. Morawy i Słowacja?
Wampir to duch zmarłego lub upiór. Przeważnie stawał się nim jakiś zły człowiek, który został zaatakowany przez innego wampira. Mógł żyć nawet kilkaset lat. Nocą wstawaj z grobu i wysysał krew istot żywych, aby sam mógł dalej krążyć jako upiór. Czasem również prowadził swe życie wśród zwykłych ludzi, którzy nie byli w stanie rozpoznać, kim naprawdę był. Wyróżniał się jedynie bladością twarzy, zmysłowym pięknem i ostrymi zębami. Poszukiwał zwłaszcza krwi młodych kobiet lub jeżeli wampirem była kobieta – młodych mężczyzn. Z wampiryzmem wiąże się bowiem silny pociąg erotyczny. Należy również zwrócić uwagę, czy dany osobnik ma cień i odbicie w lustrze i czy w jakiś szczególny sposób lubi cmentarze…
Bzdury! mruknęła Marie – Louise do siebie. Jak ludzie mogli wymyślić coś tak bezsensownego?
Istnieje wiele sposobów zabezpieczenia się przed tymi upiorami. Przede wszystkim zawieszanie czosnku w oknach i na drzwiach, w kominie i innych miejscach, którędy mogłyby się dostać do środka. Wampiry nie znoszą bowiem czosnku. Można im pokazać krucyfiks, wtedy znikają.
Wymieniano tu jeszcze mnóstwo innych środków bezpieczeństwa, ale czosnek i krucyfiks to najbardziej znane ze wszystkich.
Ażeby unieszkodliwić wampira, należy odnaleźć jego grób i za dnia, kiedy śpi, odkopać go i przebić mu serce osikowym kołkiem aż do ziemi. Wtedy wampir, który wygląda jak żywy, wyda z siebie potężny krzyk i zamieni się w grudkę ziemi.