Выбрать главу

– Czuje się więc pani nieszczęśliwym dzieckiem z rozbitej rodziny?

– Nie, nie to chciałam powiedzieć. Widocznie mój umysł nie pracuje jeszcze normalnie. Ważne jest to, że kiedy przerwałam naukę, rodzice postanowili wysłać mnie do Paryża, abym się podszkoliła we francuskim. Jako dziewczyna do dziecka.

– Aha, teraz wszystko zaczyna się wyjaśniać. Czy pani tam pojechała?

Przymknęła oczy.

– Tak. Jestem bardzo zmęczona.

– Rozumiem. Zaraz skończymy. Czy pamięta pani, kiedy przyjechała do Paryża?

Marie – Louise zamyśliła się.

– W październiku. Kiedy skończyłam dwadzieścia lat.

– W październiku? Mamy wrzesień. A według paszportu ma pani prawie dwadzieścia jeden lat. Uporządkowaliśmy więc daty. Teraz musimy tylko ustalić, co pani pamięta z ostatniego okresu.

Jeden rok. Cały rok wymazany z pamięci.

– Już nie mam siły – jęknęła zrezygnowana.

– Dobrze, proszę się zatem przespać. Spróbujemy jeszcze wieczorem.

Kiedy wyszedł, Marie – Louise zapadła w półsen. Lecz nie mogła uspokoić myśli. Poza tym bolała ją szyja po jednej stronie…

Paryż? Rok temu? Kobieta o dziwnym imieniu? Mały, czarny przedmiot z plastiku?

Trzeba się pospieszyć!

On musi to dostać! Szybko, zanim inni to znajdą!

Ja to mam. Ale gdzie?

Cannes? Co ja tu robię?

Krypta zamkowa…

Tak! Obraz zmarłego na katafalku pojawił się znowu, niezwykle wyraźny.

Przez chwilę rysował się ostro, po czym zaczął się rozmywać. Marie – Louise próbowała się skoncentrować, lecz tak niewiele mogła sobie przypomnieć! Czuła, że tylko kilka ostatnich tygodni miało znaczenie. Wtedy to pojawiła się ta kobieta i jeszcze jakiś zły cień. W tym czasie zdarzyło się coś strasznego, a także coś wspaniałego.

W jaki sposób trafiła z Paryża do Cannes?

Nic więcej nie zdołała sobie przypomnieć, gdyż powieki znowu jej opadły i zasnęła.

Marie – Louise obudziła się dopiero wieczorem. Przyszła pielęgniarka i pomogła jej w toalecie. Była to miła siostra z dołeczkami w policzkach i błyszczącymi ciemnobrązowymi oczami. Po głosie i sposobie wymowy Marie – Louise poznała, że to ta sama pielęgniarka, która przychodziła tu w ciągu dnia. Przypuszczalnie posługiwała się dialektem południowofrancuskim, lekarz mówił podobnie. Poza tym ów dialekt wydał się Marie – Louise znajomy, wywnioskowała więc, że i ona sama musiała mieszkać w tym regionie już jakiś czas.

Och, ta pamięć, ciągle umykała.

– Mogę przecież chodzić – odezwała się cicho Marie – Louise.

– Nie, lekarz stanowczo zabronił. Nie może pani jeszcze wstawać. Wynik EEG nie jest prawidłowy.

– EEG? Elektroencefalogram? Zapis czynności mózgu?

– Właśnie. Wykazuje pewne zakłócenia i musi pani leżeć. Poza tym lekarz stwierdził poważną niedokrwistość.

Szpitalny zapach był dławiąco silny, szczególnie przy wezgłowiu łóżka.

Księżyc rzucał przez okno swoje światło. Pokój wydawał się przytulny, nie przypominał sali szpitalnej. Właściwie tylko zapach odróżniał go od przeciętnego współczesnego mieszkania.

Pielęgniarka wyszła, a po chwili zjawił się młody, miły doktor Monier.

Nie zapalał górnego światła, wystarczyła mu widać nocna lampka.

– A więc zacznijmy od tego momentu, na którym ostatnio skończyliśmy – powiedział, upewniwszy się przedtem, czy Marie – Louise dobrze się czuje. – Przyjechała pani do Paryża. Jako kto? Jako beztroska młoda dziewczyna poszukująca przygód czy nieśmiała uczennica, której się nie powiodło w szkole?

– Myślę, że i jedno, i drugie – odparła z uśmiechem. – Wielki świat oczywiście kusił, ale również się bałam. Szybko zaaklimatyzowałam się w Paryżu, podszkoliłam w języku i po pewnym czasie doszłam do wniosku, że nie zostałam stworzona do roli opiekunki do dzieci. Po niespełna dziesięciu miesiącach miałam dość nisko opłacanej niewolniczej pracy przy rozpieszczonych dzieciakach. Nie rzuciłam jej wcześniej, bo nie miałam dokąd pójść.

– No to trzy czwarte roku, kiedy nie wydarzyło się nic szczególnego, mamy za sobą. Nieźle, zagadką pozostaje tylko kilka miesięcy.

– Tak – zgodziła się z wahaniem. – Tak, do tego momentu nie było problemów. Ale tylko tyle pamiętam. Potem jakbym zapadła w letarg.

Doktor pochylił się w jej stronę.

– Jednak musiała pani za czymś tęsknić. Co pani robiła, żeby zerwać z tym przykrym zajęciem?

– Przeglądałam ogłoszenia – zamilkła na chwilę. – Tak! Oczywiście, ma pan rację! Znalezienie dobrej pracy w obcym kraju bez szkolnych świadectw nie było łatwe. A wracać do domu nie chciałam. Polubiłam ten kraj i ludzi, a przede wszystkim kuchnię. Gotowanie zawsze stanowiło moje hobby. Znalazłam w końcu interesujące ogłoszenie i natychmiast zaczęłam działać. Pewna wdowa z Prowansji szukała pomocy domowej, oferując samodzielną pracę i dobrą pensję. A wie pan zapewne, że Prowansalska kuchnia należy do najlepszych w świecie? Zgodziłam się natychmiast. W dodatku wyjazd na południe Francji, na Riwierę, wydawał mi się spełnieniem marzeń.

W miarę jak wyłaniały się wspomnienia, Marie – Louise mówiła coraz szybciej i coraz bardziej chaotycznie. – Nie miałam nic przeciwko Riwierze, jednak praca nie była bynajmniej wymarzona. Ale dostawałam wysokie wynagrodzenie, nauczyłam się przyrządzać wiele potraw, a wdowa wydawała się bardzo miła, chociaż zawód miała trochę zaskakujący… Położone w górach miasteczko, do którego przybyłam, okazało się przepiękne. W dolinie ujrzałam trzy niewielkie zamki, a ponad ciasno skupionymi brązowymi dachami wznosiły się dwie potężne budowle: kościół, jak zwykle we Francji bardzo okazały, i wspaniała willa, jakiej dotąd jeszcze nie widziałam.

Marie – Louise zamilkła. Coś drgnęło we wspomnieniach. Czy miała nic nie mówić o willi?

– Samochód, którym przyjechałam, zatrzymał się przed jednym z murowanych domów – opowiadała dalej. – 1 wtedy zobaczyłam szyld. Widniało na nim mnóstwo francuskich słów, z których nie wszystko rozumiałam, ale zorientowałam się, że mieszka tu wdowa po przedsiębiorcy pogrzebowym, oferującym wszelkie usługi związane z pogrzebem. Zarówno czuwanie przy zwłokach, jak i zapewnienie obecności płaczek. Dla mnie, protestantki z Północy, wydawało się to całkiem dziwne. Nudzę pana?

– Nie, wcale nie! Musimy przecież ustalić, co się wydarzyło.

– Wdowa, niska i korpulentna, przyznała, że rzadko bywa w domu. W związku z tym często zaniedbuje swe ukochane koty i obowiązki domowe. „Mam najpewniejszy zawód świata i niewiarygodnie dużo pracy”, mówiła. Cieszyłam się, że miałam się zająć domem i kotami. To był wspaniały okres w moim życiu. Wkrótce zaprzyjaźniłam się z sąsiadkami, które chętnie siadały przed drzwiami swych domów, kiedy przygrzewało słońce. Po mogły mi opanować wiele sztuczek kulinarnych. Jednak że w tej niewielkiej miejscowości, niczym przylepionej do górskiego zbocza, panowała niezwykła, niemal mi styczna atmosfera. Wiedziałam, skąd się bierze takie wrażenie. Ludzie chwilami stawali się dziwnie milczący, a ich spojrzenia wędrowały ukradkiem w stronę pięknej willi Chateau Germaine. Spytałam kiedyś, kto tam mieszka, lecz otrzymałam tylko wymijającą odpowiedź: „Pewna szlachecka rodzina, nie mamy z nią nic wspólnego”.

Zdało się jej, że doszła do czegoś, o czym nie powinna nikomu opowiadać. Podjęła więc inny wątek.

– Nasz budynek leżał przy głównej alei, prowadzącej do Chateau Germaine. Okna mojego pokoiku wychodziły na ulicę. Czasami w ciche wieczory siadywałam w oknie i rozmyślałam nad moim życiem. Po raz pierwszy czułam się spokojna i szczęśliwa, mimo że czasami dokuczała mi samotność.