Выбрать главу

– Musiałaś mieć jakiś koszmarny sen.

– Sama sobie to wmawiam. Powtarzam to w kółko, bo boję się, że oszaleję. Ale wszystko było takie wyraźne!

Charles nie mógł uwierzyć w słowa Marie – Louise.

– Opowiedz wszystko od początku – poprosił.

Ciepło jego dłoni dawało poczucie bezpieczeństwa.

Nagle doznała wrażenia, że długi, trudny okres ciążącej na niej ogromnej odpowiedzialności wreszcie się skończył. Cały niepokój i niepewność, wszystko, co niezrozumiałe, mogła teraz dzielić z otwartym i prostolinijnym Charlesem.

– Ja… W Chateau Germaine dzieją się jakieś dziwne i tajemnicze rzeczy. Na przykład… O Boże, już dawno powinnam być w domu. Charles, czy mógłbyś pójść ze mną? Pani domu to straszna hipochondryczka. Jestem kimś w rodzaju jej damy do towarzystwa. Ona ciągle mi powtarza, że powinien ją zbadać lekarz. Byłaby za chwycona, gdybyś przyszedł.

Wciągnął powietrze i przez chwilę się zastanawiał. A Marie – Louise w myślach zaklinała go, by się zgodził.

– Dobrze – rzekł w końcu. – Naprawdę mnie zaintrygowałaś. Muszę jednak najpierw zadzwonić do szpitala i zwolnić się na parę godzin.

– Naprawdę przyjdziesz? Co za ulga!

Czekała, kiedy poszedł do telefonu, a potem pojechali jego samochodem do Chateau Germaine. Po drodze opowiedziała mu tyle, ile zdążyła, o tym, co się wydarzyło. Nie wspomniała jednak o kasecie. Przecież obiecała Andrejowi.

Andrej! Znowu poczuła w piersi ukłucie tęsknoty i żal, że nie mogą być razem. Wydawało jej się, że dla Andreja mogłaby zrobić wszystko.

Hrabina wyraźnie ucieszyła się z tego, że Marie – Louise przyprowadziła ze sobą lekarza. Nawet nie pytała, gdzie się spotkali. Hrabia był w swojej pracowni, Stefan natomiast spoglądał na Charlesa ze źle skrywaną podejrzliwością. Kiedy lekarz i hrabina udali się do jej pokoju, Stefan odezwał się kwaśno do Marie – Louise, która zajęła się sprzątaniem pozostawionych przez hrabinę papierków po cukierkach:

– Muszę przyznać, że nasza pomoc domowa pozwala sobie na wiele samodzielności.

Marie – Louise pochyliła się, aby ukryć twarz.

– Mam na uwadze jedynie dobro pani hrabiny.

Stefan tylko chrząknął niezadowolony i odszedł. Marie – Louise wyniosła papierki i puste pudełko po cukierkach do kuchni. Po drodze, przechodząc przez hol, usłyszała dochodzący z gabinetu głos hrabiego. Zatrzymała się. Nikt jej nie widział.

Hrabia rozmawiał przez telefon.

– Tak, ale przecież obiecałem… Nie, nie może pan teraz zrobić czegoś tak drastycznego! Nie, nie chcę, by moje nazwisko pojawiło się w gazetach. W sobotę otrzyma pan całą kwotę… Wszystko zapłacę, a nawet więcej, jeżeli pan chce… Ale proszę zrozumieć, że Chateau Germaine nie może być wystawione na przymusową licytację. Nie może pan tak traktować ludzi… Tak, absolutnie! W sobotę. Spodziewam się większych pieniędzy… Tak, obiecuję! Dziękuję, dziękuję bardzo, to miło z pana strony.

Charles Monier został zaproszony na obiad, hrabina jednak absorbowała go bez reszty, tak że Marie – Louise nie mogła z nim porozmawiać. Takiego rozwoju wypadków nie przewidziała.

Jeszcze mniej okazji do rozmowy mieli później, gdyż Joseph zdecydował, że osobiście będzie sprzątał ze stołu. Marie – Louise polecono wytarcie w tym czasie kurzu w bibliotece.

Kiedy tam szła, słyszała zniżony głos hrabiny dochodzący z jadalni.

– Doktor Monier twierdzi, że mam niezwykle wrażliwy system nerwowy, Matej. Mogłabym się zwierzyć doktorowi ze wszystkiego, absolutnie ze wszystkiego, ze wszystkich kłopotów. Doktor Monier jest człowiekiem pełnym zrozumienia!

Hrabia mruknął coś w odpowiedzi.

Hrabina była widocznie tak poruszona, że zamiast nazwać męża „Matthieu”, użyła słowackiego odpowiednika tego imienia. Tak, to był z pewnością dla niej wielki dzień. Marie – Louise czuła się dumna i trochę wzruszona, że właśnie ona uszczęśliwiła tę neurotyczną damę.

Nie udało jej się nawet pożegnać z Charlesem, nie dowiedziała się, co doktor sądzi o tym domu i jego mieszkańcach. Z okna biblioteki widziała, jak żegna się z hrabiną i idzie do samochodu. Spojrzał raz jeszcze na fasadę willi, być może szukając wzrokiem dziewczyny. Pomachała mu energicznie, ale jej nie zauważył.

Ach, jakże była rozczarowana! W jaki sposób nawiąże z nim znowu kontakt?

Dziesięć minut później, kiedy Charles był już w drodze, a ona uporała się już z wycieraniem kurzu, usłyszała z salonu podniecone głosy. Wszyscy w pośpiechu chodzili tam i z powrotem.

Marie – Louise spotkała w holu Josepha.

– Co się stało?

– Mademoiselle Svetla przyjeżdża! – odparł z niecodziennym ożywieniem w oczach. – Jedzie samochodem, powinna tu być za godzinę.

Marie – Louise czuła pustkę w głowie. Jak to zorganizować? Musi przecież porozmawiać ze Svetla. Ostrzec ją Opowiedzieć o Andreju i jego skrywanej miłości.

Czy nie za wiele wymagano od biednej odtrąconej dziewczyny?

Poszła do pomieszczenia gospodarczego, gdzie zostawiła ścierki. Umyła ręce, szorowała je długo i dokładnie, jak gdyby chciała z nich zetrzeć uporczywy brud.

Następnie wytarła się i ruszyła do kuchni po nowe polecenia.

Jednak nie uszła daleko. Nagle wokół zrobiło się ciemno i duszno. Jęknęła i zrozumiała, że ktoś zarzucił jej na głowę ciemną chustę i czyjeś silne ręce mocno ją przytrzymały, by nie mogła się ruszyć. Jakaś dłoń zasłoniła jej usta przez materiał, tak że niemal zaczęła się dusić. Broniła się ze wszystkich sił. Napastników było jednak co najmniej dwu. Zaczęli ją gdzieś nieść, droga najwyraźniej prowadziła w dół. Schody. Chłód piwnicy.

Usłyszała hałas odsuwanych ciężkich drzwi, zgrzyt klucza w innym zamku. Po chwili wrzucono ją do środka i ponownie przekręcono klucz.

Kiedy trochę doszła do siebie, usłyszała przez chustę silny dudniący dźwięk.

O, nie, pomyślała przestraszona. Wiem, gdzie jestem. Lepiej się nie ruszać.

Ostrożnie uwolniła się z krępującego ją czarnego materiału i głęboko wciągnęła powietrze.

Siedziała na krętych schodach prowadzących w dół do niezbadanej czeluści. Tym razem jednak w dole nie płonął czerwony ognisty blask, tylko stłumione, jakby czające się światło.

Marie – Louise nic nie rozumiała. Gdzie popełniła błąd? Kto ją tu wrzucił i dlaczego?

A co z kasetą?

Nie, chwała Bogu nie znaleźli jej.

Zanim podjęła decyzję, czy powinna zejść na dół do tego, jak to nazywała, piekła, zrozumiała, że ktoś tam był. Znieruchomiała.

Lodowaty dreszcz strachu przebiegł jej po plecach Usłyszała na schodach zbliżające się powolne kroki.

Przysunęła się bliżej drzwi, z całej siły przywarła do nich plecami. Nie miała odwagi spojrzeć w dół. Czuła ogarniające ją fale strachu.

Ludzie, którzy ją zamknęli, nie mogli chyba wiedzieć o tym bezimiennym potworze, żyjącym tu gdzieś w podziemiu. Zamierzali tylko się jej pozbyć.

A może wiedzieli.

Jakaś istota, która na tle ciepłego światła dochodzącego z dołu wydawała się ogromna, szła w jej stronę po schodach. Patrzyła na nią. Sama Marie – Louise nie widziała jednak dokładnie twarzy tej postaci, ponieważ światło padało od tyłu. Mimo to ku swemu przerażeniu poznała, kto to był.

Przed nią stał Andrej.

ROZDZIAŁ IX

Andrej był tak bardzo pociągający, że strach szybko przerodził się w uczucie szczęścia. Postać, zarys dumnie noszonej głowy, ramiona, dłonie…

– Malou – powiedział cicho. – Poznałem po twojej mowie, że to ty.

Jakiej mowie? Czy coś mówiła? Tak, teraz, kiedy o tym wspomniał, uświadomiła sobie, że przeklinała i złorzeczyła po norwesku sama do siebie, jak tylko uwolniła się z więzów.