Выбрать главу

– A to drugie? – spytała cicho. – Obawiałeś się jeszcze czegoś innego.

– Tak. Nie wiemy jeszcze, czy ulegam jakimś dziwnym skłonnościom. Wiesz, co mam na myśli?

– Wampiryzm? Tego się nie boję.

Jednak w tej samej chwili, gdy wypowiadała te słowa, przeszył ją dreszcz strachu, którego nie była w stanie opanować.

– Ale ja się boję! – rzekł stanowczo. – Tkwi we mnie tak silny lęk, że czasem budzę się w środku nocy i zastanawiam, gdzie przed chwilą byłem? Kim jestem? Czy to prawda, że żyje we mnie ktoś nieśmiertelny? Czy pamiętam coś z innych epok? Wiesz, widziałem portret mego przodka z siedemnastego wieku. Dostrzegłem pewne podobieństwo. Nawet duże.

– Ale Andrej! Chyba nie wierzysz, że jesteś…? Westchnął ciężko.

– Sam już nie wiem!

Marie – Louise wzięła Andreja za rękę.

– Czy nie rozumiesz, że byłeś dręczony psychicznie? Najpierw przez swoją matkę, a potem przez Svetle, która jest kobietą tego samego pokroju. A także przez twoje rodzeństwo. To był ich pomysł z tym wampirem, prawda?

– Któż może wiedzieć, gdzie się zrodziły te plotki? Och, Malou, mogłabyś sobie znaleźć kogoś mniej skomplikowanego.

– Ale ja pragnę ciebie. Jednak czy musimy od razu iść z sobą do łóżka? Któreś z nas może spać na podłodze. W takim razie ja zostaję w łóżku.

Rozśmieszył go ten stary żart, który rozładował sytuację.

Uścisnął ją pospiesznie na dobranoc. W pokoju zapadła cisza. Marie – Louise siedziała z czołem opartym o brodę Andreja i myślała: Jeszcze mnie nie pocałował. Raz zamierzał to zrobić, ale przeraziłam się, gdy dotknął wargami mojej szyi. Teraz z kolei on nie może się pozbyć strachu.

Czuła, jaki jest spięty, jak drży na całym ciele. Usta, którymi musnął jej skroń, były parząco gorące.

– Jutro zostanie otworzony skarbiec – odezwała się, gdy napięcie stało się zbyt silne.

– Tak – usłyszała jego ochrypły głos.

– Czy dostałeś jakieś instrukcje?

– Mnóstwo.

Był jej wdzięczny, że przerwała kłopotliwą ciszę. Zaczął szukać czegoś w kieszeni.

– Mam przy sobie list, który dziadek napisał przed śmiercią. Zaraz ci go pokażę.

Lecz zanim zdążył rozwinąć kartkę, zgasło światło.

– Do licha – mruknął. – Pójdę wymienić bezpiecznik. To potrwa tylko chwilę. Poczekaj tu.

– Czy mogę iść z tobą?

– Nie. Nic nie może ci się stać. Zamknę za sobą drzwi na klucz.

– Jak chcesz. Tylko bądź ostrożny.

Zniknął, a Marie – Louise została sama, pogrążona w zadumie. W jaki sposób wyzwolić Andreja od obsesyjnych myśli?

Nagle znieruchomiała, poczuła na plecach lodowaty dreszcz strachu.

W pokoju ktoś był.

ROZDZIAŁ XI

Tej nocy księżyc przykrywały chmury, w pomieszczeniu panowała więc zupełna ciemność. Marie – Louise nie mogła zobaczyć postaci znajdującej się gdzieś w pobliżu szafy, słyszała jednak szelest ubrania i cichutkie kroki po podłodze…

Bezgłośnie przemknęła w stronę drzwi, lecz były zamknięte od zewnątrz na klucz.

O Boże, pomyślała. Jak to możliwe? Po południu przecież razem z Andrejem zabarykadowali komodą tajne przejście przez szafę, nikt więc nie mógł się tędy przedostać.

Teraz jednak niczego nie sprawdzili, pewni, że dobrze się spisali. Tymczasem każdy mógł wejść na górę i odsunąć komodę.

Marie – Louise nie miała wątpliwości, że w pokoju ktoś jest. Ktoś, kto ostrożnie i nieubłaganie przesuwa się coraz bliżej w jej stronę.

Dlaczego nie woła Andreja? I dlaczego tak długo go nie ma?

Wiedziała, dlaczego. Rozum podpowiadał jej, że to on sam czai się obok w ciemności.

Nie mógł to być nikt inny.

Mimo woli jęknęła cicho. Usłyszała, że ten ktoś na moment znieruchomiał, błyskawicznie zwrócił się w jej stronę i w mgnieniu oka znalazł się przy niej.

Marie – Louise cofnęła się, ale została wciśnięta w narożnik pokoju tuż przy drzwiach i nie mogła już uciekać. Poczuła gorący oddech na swym policzku. Nagle coś ostrego dosięgło jej szyi.

Odruchowo odrzuciła głowę i napastnik jej nie trafił.

Wreszcie zaczęła krzyczeć. Wtedy zasłonił jej usta dłonią. Szalał z wściekłości. Poczuła ostry, kłujący ból na twarzy. Wołając o pomoc, resztką sił złapała rękę, która kaleczyła jej twarz, i wygięła ją do tyłu. Jakiś przedmiot upadł z brzękiem na podłogę. Nieznana postać biła jeszcze na oślep, po czym wyrwała się energicznym szarpnięciem. Marie – Louise usłyszała odgłos zamykanych drzwi do szafy i w pokoju zapadła cisza.

Krew spływała jej na oczy, twarz piekła od licznych skaleczeń. Z lękiem dotknęła szyi. To tylko zadrapanie. Dzięki Bogu, pomyślała.

W tej chwili zapaliło się światło. Wkrótce usłyszała lekkie kroki Andreja i odgłos klucza przekręcanego w zamku.

– Przepraszam, że to tyle trwało – powiedział. – Musiałem zejść na dół do piwnicy i… Malou! Co się stało?

Usiadła wyczerpana na brzegu łóżka, próbując zatamować chustką krwawienie.

– Wybacz mi, Andrej – szepnęła. – Czy możesz mi wybaczyć?

– Wybaczyć ci? – spytał zdumiony i usiadł obok, że by obmyć jej twarz ręcznikiem zmoczonym zimną wodą. – Czy ktoś tu był? Jakim cudem się przedostał?

– Myślałam, że to ty – łkała. – Ale tylko na początku. Potem przekonałam się, że to ktoś o wiele niższy. Wszedł przez szafę.

– Ale przecież zabarykadowaliśmy to przejście! O Boże, że też tego nie sprawdziłem! A ty nie mogłaś się stąd wydostać. Och, biedna mała Malou, co ja takiego uczyniłem?

– Jak wyglądam? – spytała nieoczekiwanie z typową kobiecą kokieterią.

– Nie najgorzej. Tylko parę zadrapań. Czy masz plaster?

– Tak, w torebce. Spotkałeś kogoś na schodach?

– Nie, z poddasza jest kilka wyjść.

Czuła się zupełnie bezwolna. Patrzyła, jak Andrej szuka plastra w torebce, i bez słowa poddała się jego troskliwej opiece. Ostrożnie przemywał zadrapania i zakładał opatrunki.

Chociaż twarz bardzo piekła, Marie – Louise czuła się cudownie. Sprawiało jej przyjemność, kiedy Andrej ciepłymi palcami dotykał jej skóry.

Nie wytrzymała. Złapała go za rękę i szybko ucałowała.

– Czy mi wybaczysz? – szepnęła.

– Nie ma czego wybaczać. O, nakleiłem ci plaster w poprzek nosa, ale dzięki temu jesteś bardziej intrygująca – roześmiał się.

– A co z szyją?

– Dwa ślady, które prawdopodobnie miały być ukłuciem, ale zostały tylko draśnięcia.

– Miałam szczęście i dzielnie walczyłam, jeśli tak mogę o sobie powiedzieć. Nasz gość upuścił coś na podłogę.

Andrej rozejrzał się.

– Rzeczywiście, spójrz! Małe zaokrąglone nożyczki do paznokci. Powinniśmy je przekazać policji. Mam nadzieję, że nie było na nich jakiegoś środka trującego.

– Nic takiego nie czuję. Przynajmniej na razie.

Andrej usiadł na łóżku i objął czule Marie – Louise.