Выбрать главу

– Możesz posprzątać sypialnię i pościelić łóżko, Ginetto – powiedziała do niej Angie z uśmiechem. – Pościel znajdziesz w tamtych kartonach.

Kiedy dziewczynka zniknęła w pokoju, Angie wyjaśniła:

– To moja pomoc domowa. Poza wynagrodzeniem będę do niej mówić po angielsku. Matka przełożona wyszukała ją dla mnie w klasztornej szkółce. Jest starszą siostrą dziewczynki, której opatrzyłam nogę.

– Rzeczywiście, wszystko sobie zorganizowałaś – powiedział szorstko. – Moje zdanie się nie liczy.

– Nie więcej niż moje życzenia liczyły się dla ciebie. Druga runda, Bernardo, teraz gramy według moich zasad.

– I co tym sposobem osiągniemy? Czy na końcu mam się poddać i poprosić cię o rękę?

Tym razem Angie straciła cierpliwość.

– Boże, ależ ty masz o sobie mniemanie! Myślisz, że podjęłam cały ten trud, bo marzę wyłącznie o tym, żebyś zechciał się ze mną ożenić?! Cóż ty sobie wyobrażasz? Myślisz, że przez ostatnie miesiące żaden facet mnie nie chciał?

Spojrzał na nią: anielska twarz otoczona aureolą włosów, zgrabna figura, stworzona, by tańczyć w kosztownych kreacjach, a nie trudzić się w nieprzyjaznych górach.

Wiedział, że nie siedziała samotnie w domu. Mógł tylko domyślać się, ilu mężczyzn miało przywilej z nią tańczyć, całować usta, które on niegdyś tak chciwie całował. Mógł, lecz nie śmiał. Wiedział, że może od tego oszaleć. Zastanowiło go, dlaczego nigdy wcześniej nie zauważył wokół jej pięknie wykrojonych ust wyrazu wręcz stalowego uporu.

– Nigdy bym nie pomyślał, że mogłabyś być samotna… – zaczął.

– Bo jesteś głupcem – szepnęła, jednak tak cicho, że nie usłyszał. Ale zaraz znów przeszła do natarcia. – Gdybym szukała męża, nie musiałabym rzucać wszystkiego, co miałam, i przyjeżdżać aż tutaj. Miałam inne powody. OK, może i jestem tak słaba i głupia, za jaką mnie uważasz.

– Nigdy nic takiego nie mówiłem.

– Powiedziałeś dużo więcej, niż ci się wydaje. Jeśli ty masz rację, to jestem sierotką, która rozklei się przy pierwszym podmuchu wiatru. Tak się nie stanie, ale chcę się przekonać. Siebie, nie ciebie. A poza tym nie przewidziałam twojej wizyty, więc byłabym szczerze zobowiązana, gdybyś zechciał już sobie pójść. Mam mnóstwo pracy.

Jeszcze przez chwilę przyglądał się jej z niedowierzaniem, po czym bez słowa wyszedł.

Ja to potrafię sobie wybrać porę, pomyślała Angie, kładąc się do łóżka. Drugi tydzień stycznia, temperatury spadają poniżej zera i nie podniosą się przynajmniej przez miesiąc. Normalny człowiek przyjechałby wiosną, ale nie ja. A Bernardo ma mnie za słabeusza. Bernardo, wypchaj się!!!

Szczęście sprzyjało jej od początku, a ściślej rzecz biorąc, od chwili gdy okazało się, że ma poparcie sióstr. Drugi raz uśmiechnęło się podczas rozmowy telefonicznej z Heather, kiedy dowiedziała się o epidemii grypy w Palermo. Jak dotąd w Montedoro nie było żadnych przypadków zachorowań, Angie przystąpiła więc do błyskawicznej akcji. Wszystkie siostry zostały zaszczepione, także miejscowy ksiądz oraz ojciec Marco, plotkarz czystej wody, który akurat „wizytował" klasztor. Był krępym człowiekiem około pięćdziesiątki o wojowniczym usposobieniu, ale dobrym sercu.

Ojciec Marco miał w życiu dwie pasje – boks oraz swój nie kończący się zatarg z Olivero Donatim, burmistrzem Montedo-ro. Donati, daleki kuzyn ojca Marco, człowiek łagodny i nerwowy, niezwykle sobie cenił prestiż związany z piastowanym stanowiskiem. Nie posiadał jednak cech przywódczych. Ojciec Marco użył swoich wpływów, aby Donati został burmistrzem, a teraz przy byle okazji ciosał mu kołki na głowie. Donati zazwyczaj znosił to w milczeniu, czasem jednak, przypomniawszy sobie swoją godność urzędnika państwowego, podnosił głowę, po to tylko, by ponownie stulić uszy.

Po niespełna kilku godzinach od zaszczepienia księdza Olivero pojawił się w klinice Angie, twierdząc, że jako burmistrz ma obowiązek dać przykład innym. Powstrzymując się od śmiechu, Angie pogratulowała mu obywatelskiej postawy. Tego dnia wszystkie dzieci wróciły ze szkoły z listem podpisanym przez matkę przełożoną, ponaglającym rodziców, aby dopilnowali, by pociechy zostały zaszczepione. Mieszkańcy nie byli do Angie przekonani, ale ufali słowu matki Franciszki. Pomysł był dobry, lecz rezultat nie spełnił oczekiwań Angie. Przemyślała sprawę i opracowała plan działania.

Łomot do bramy oderwał Bernarda od kolacji. Stella otworzyła drzwi i ujrzała niewielką postać nieokreślonej płci, okutaną tak dokładnie, że jej szerokość prawie równoważyła wysokość.

– Buona notte, dottorel - wykrzyknęła, z trudem rozpoznając w przybyszu Angie. – Proszę wejść do środka, zaraz podam gorącą kawę.

– Dziękuję, Stello, chętnie się napiję. Dobry wieczór signor Tornese – powiedziała, chwytając dłoń Bernarda i potrząsając nią energicznie.

– Dobry wieczór, dottore. - Bernardo był uprzejmy, lecz nieufny.

Stella postawiła przed nią kubek parującej kawy.

– I jak tam nasza ostra zima?

– Radzę sobie, spójrz tylko. – Angie wskazała na swoje ciężkie buty i grube spodnie. – Wiesz, co mam pod tym? Całą masę czerwonej flaneli!

Stella wybuchnęła szczerym śmiechem.

– Ale ja mówię poważnie, powinnaś się w coś takiego zaopatrzyć – zapewniła ją Angie. – I ty także, signore. To wspaniały sposób, żeby nie wyziębiać ciała.

– Dziękuję, na razie się nie skarżę – odparł Bernardo. – Miło cię widzieć, ale…

– Kłamca – mruknęła prowokująco.

– Miło cię gościć w moim domu – powiedział stanowczo. – Ale nie posyłałem po lekarza.

– Nie, ani nie przyszedłeś do gabinetu. To spore zaniedbanie z twojej strony.

– Nie jestem chory.

Poklepała go po plecach.

– I mam nadzieję, że nadal nie będziesz. W Palermo wybuchła epidemia grypy i przeprowadzam akcję szczepień profilaktycznych.

– Grypa? – Wyraźnie nie doceniał niebezpieczeństwa.

– Nie drwij, to tylko świadczy o twojej ignorancji. Grypa może mieć fatalne skutki, szczególnie dla starszych. Oni właśnie powinni poddać się szczepieniu w pierwszej kolejności, ale niełatwo ich przekonać. Musisz dać przykład.

– Co?

– Cieszysz się sporym autorytetem. Jeśli ty przyjdziesz, inni pójdą w twoje ślady. Widzisz, problem polega na tym, że wielu ludzi boi się igły. Rośli, silni mężczyźni na widok igły dostają dreszczy.

– To wszystko, Stello, nie będę cię już potrzebował – powiedział Bernardo pośpiesznie.

Stella wyszła.

– Bardzo mądrze. – W oczach Angie dojrzał kpinę.

– Angie! – Bernardo omal nie zgrzytnął zębami.

– Myślę, że powinieneś mówić do mnie dottore. Trochę więcej szacunku.

– Szacunku?!

– No cóż, chyba odrobina nie zaszkodzi – poskarżyła się. – W końcu lekarz jest filarem społeczności.

Sprowokowała go.

– Jeżeli jesteś takim filarem, to raczej nie powinnaś pokazywać wszystkim dookoła swojej bielizny.

– Wszystko dla dobra pacjenta. Daję przykład, jak radzić sobie z siarczystym mrozem. I muszę to pokazać naocznie, inaczej się nie liczy.

– Pokazujesz bieliznę?

– No i co? Przecież to nie satynowe czarne koronki. Czy jest coś prowokacyjnego we flanelowych majtkach? – Mówiąc to, rozpięła koszulę.

Bernardo gwałtownie zaczerpnął powietrza. Nawet w grubej flaneli była ponętna jak diabli. Angie przyjrzała mu się z niewinną miną. Wiedziała, że jest poruszony. Miał wprawdzie poczucie humoru, ale nie posiadał elastyczności, pozwalającej mieszać sprawy poważne z niepoważnymi, tak jak Angie robiła to w tej chwili.