Выбрать главу

– O co ci chodzi? – zapytał w końcu, niezbyt swobodnie.

– Jak to o co? O ratowanie życia. Jestem zaskoczona, że nie chcesz mi w tym pomóc. Niby dbasz o ludzi, a nie stać cię na taki drobiazg.

– Dobrze, już dobrze – przerwał jej niecierpliwie. – Podejrzewam, że jesteś przygotowana. Rób więc, co masz robić, a potem odejdź, proszę.

– Ależ nie teraz ani nie tutaj! – Potrząsnęła głową. – Chcę, żebyś przyszedł do gabinetu jutro rano. Bądź koło jedenastej, wtedy jest największy ruch. Ludzie muszą cię zobaczyć. Nie przyjmę cię od razu, żeby każdy cię zobaczył.

– Coś jeszcze? – Bernardo prawie zgrzytał zębami.

– Na dziś koniec.

– W takim razie pójdziesz już sobie?

– Będziesz jutro?

– Będę. Dobranoc… dottore.

Nie miała pewności, czy przyjdzie, ale Bernardo zawsze dotrzymywał słowa. Wszedł punktualnie o jedenastej. Kiedy zajrzała do poczekalni, rozmawiał z jakąś kobietą z dwójką dzieci i podsłuchała wystarczająco, by przekonać się, że wywiązywał się ze swej roli. Wszedł do gabinetu, gdy w poczekalni nie było już nikogo.

– Dziękuję, signore – powiedziała oficjalnie. – Doceniam pańską pomoc.

Z trudem usiłowała skupić się na zabiegu. Kiedy podwinął rękaw, zobaczyła, że bardzo zeszczuplał od czasu ślubu Heather. Ich oczy spotkały się. Natychmiast tego pożałowała. Przyglądał się jej z nieoczekiwaną łagodnością, przypominającą stare czasy, ale ona teraz nie mogła pozwolić sobie na sentymenty.

– Prawie nic nie poczujesz – powiedziała automatycznie.

– Myślisz, że ukłucie igły to najgorszy ból na świecie? – zapytał cicho.

– Cóż, każdy ma inną tolerancję na ból – mruknęła. – Niektórych głęboko rani coś, co inni ignorują.

– Są tacy, co rozumieją tak niewiele, że wydaje im się, iż mogą igrać z czyimiś uczuciami.

– Jeśli mnie miałeś na myśli, to pudło. Jestem tutaj, aby zapewnić tym ludziom maksimum opieki lekarskiej. To nie jest gra. – Wyciągnęła igłę i przetarła miejsce ukłucia wacikiem.

– To twój cel?

– Czy może być inny? – zapytała, ponownie patrząc mu prosto w oczy.

– Nie mam pojęcia.

Kiedy odprowadziła go do drzwi, w poczekalni ujrzała obcego starszego mężczyznę o pomarszczonej i ogorzałej od wiatru i słońca twarzy, który w wielkim podnieceniu zaczął mówić, gdy tylko ją zobaczył. Nie mogła nadążyć za potokiem sycylijskich słów. Mężczyzna trochę się uspokoił, gdy Bernardo położył mu rękę na ramieniu, ale nie umilkł.

– O co mu chodzi? – zapytała Angie.

– Nazywa się Antonio Servante. Ma małą farmę kilka kilometrów stąd, mieszka tam z matką.

– Z matką? Ile on ma lat?

– Sześćdziesiąt pięć. Miał kiedyś żonę i dwójkę dzieci, ale wszyscy zmarli podczas epidemii odry. Została mu tylko matka. Prosi, byś ją zaszczepiła – wyjaśniał dalej Bernardo. – Ona jednak nie wstaje z łóżka i nie da się jej tutaj ściągnąć. Mają tylko muła.

– W takim razie jadę tam – zdecydowała Angie w jednej chwili. Łamanym sycylijskim oznajmiła to mężczyźnie, na co on rozjaśnił się w promiennym, bezzębnym uśmiechu.

– Jak? Na mule? – zapytał Bernardo.

– Mam samochód.

– Widziałem go. Wspaniały. Tylko do niczego się nie nadaje.

– Jest wynajęty. Jeszcze nie miałam czasu kupić dżipa.

– Więc jak się tam dostaniesz? I jak chcesz się z nimi porozumieć?

– Ty mi pomożesz.

– Ostrzegałem cię, że coś takiego może się zdarzyć.

– Jeżeli masz zamiar poprzestać na „a nie mówiłem", to możesz sobie darować.

– Poczekaj – powiedział przez zaciśnięte zęby. – Przyprowadzę mój wóz.

Antonio na mule powiódł ich drogą w dół od Montedoro, a później skręcił w wijącą się pod górę dróżkę. W pewnym momencie wydostali się na jałowy, nagi płaskowyż, usiany skalnymi blokami. Zrobiło jej się żal ludzi, którzy z tak niegościnnej ziemi usiłują wyżyć.

– Zastanawiam się, ilu moich pacjentów żyje w takich miejscach – mruknęła pod nosem. – Nie miałam jeszcze czasu przestudiować rejestru doktora Fortuno. Muszę to szybko nadrobić.

– Nie podejrzewam, żeby bywał tutaj na górze zbyt często. Szczególnie zimą. Jego stary motocykl nie podołałby temu, a na muła by się nie przesiadł.

– Im szybciej kupię samochód, tym lepiej.

– Potrzebny ci terenowy wóz, taki jak mój. Z napędem na cztery koła. Zresztą, nawet takim nie wszędzie dojedziesz.

Już za chwilę przekonała się, że miał rację. Przed nimi wyrosło strome wzgórze, na które prowadziła jedynie wąska ścieżka. Angie wysiadła z auta i z przerażeniem spojrzała w górę.

– To tam?

– Tak, tam.

– W porządku. To nie tak daleko. – W głosie Angie brzmiał fałszywy optymizm.

Antonio nieśmiało chwycił jej dłoń i pokazał, że ma wsiąść na muła.

– Nie wydaje mi się… – zaczęła niepewnie.

– To największy honor. Antonio kocha Nestę prawie tak jak swoją matkę – powiedział Bernardo i dodał: – Jak na muła, jest zresztą prawie tak samo wiekowa.

– Dzięki – warknęła.

– Nie pozwolisz sobie rozkazywać, co?

– Czy ty w ogóle masz zamiar być pożyteczny? Czy też będziesz tak stał i się gapił?

– Ja się nie gapię.

– Ale pożytku też z ciebie nie ma.

Zdali sobie sprawę, że Antonio im się przygląda. W końcu Bernardo powiedział:

– Wezmę twoją torbę, będziesz miała obie ręce wolne.

Pozwoliła Antoniowi podsadzić się na grzbiet Nesty, przekonana, że stare zwierzę nigdy w życiu jej nie uniesie. Jednak Nesta ruszyła raźno pod górę. Angie unikała patrzenia w dół. Nagle znaleźli się na ostrym zakręcie. Tylko metr dzielił ją od przepaści. Zamknęła oczy. Nie mogła opanować strachu. Zastanawiała się, czy w jej rodzinie byli już jacyś szaleńcy.

Bernardo przyśpieszył kroku.

– Wszystko w porządku? – zapytał cicho.

– Tak, tak – zapewniła nieszczerze. – Tylko wolałabym, żebyś nie stąpał po krawędzi.

– Myślałem, że poczujesz się bezpieczniej, jeśli odgrodzę cię od przepaści.

– To miło, ale w ten sposób tylko się o ciebie martwię. Chyba nie myślisz, że mam lęk wysokości?

– Szczerze mówiąc, tak. Tamtego dnia u mnie w domu…

– Ach, nie. – Udało jej się poskromić śmiech. – Wtedy byłam po prostu zaskoczona.

Szczęśliwie dotarli na szczyt i zbliżali się do chaty. Angie zauważyła, że była to właściwie szopa i zrozumiała, z jaką biedą ma do czynienia.

Cecylia Servante zaskoczyła ją. Miała około osiemdziesiątki, choć wyglądała na więcej. Przypominała gnoma – mała i zniszczona przez klimat i trud. Jednak jej oczy i głos były pełne życia. Nie mogła wstać z łóżka, ale posłała syna do kuchni, by przyrządził dla szacownych gości kawę. Angie była zauroczona.

Cecylia mówiła tylko po sycylijsku. Angie postanowiła wykorzystać okazję i spróbować swych sił. Odrzuciła więc pomoc Bernarda. Okazało się to mądrym posunięciem. Cecylia kwitowała jej pomyłki śmiechem, a sama mówiła wolno, żeby Angie mogła ją zrozumieć. W ciągu kilku chwil rozmowy Angie nauczyła się paru nowych zwrotów i doskonale porozumiała się ze staruszką. Cecylia, ku zadowoleniu Angie, sama podsunęła rękę do szczepienia. Następnie wskazała na syna i śmiała się do łez, gdy okazało się, że Antonio boi się igły.

Angie rozejrzała się po chacie. Wszystkie sprzęty wymagały naprawy. Antonio przyniósł kawę i chleb, co, jak zgadła Angie, było zbytkownym poczęstunkiem, ale obowiązkom gościnności nie wolno było uchybić. Najgorszy moment nastąpił, kiedy Antonio wyjął z kieszeni pieniądze. Wtedy nagle przyszedł jej do głowy świetny pomysł.