Выбрать главу

– O Boże! – jęknęła Angie. Ale Bernardo chyba nie usłyszał. Całkowicie był pochłonięty koszmarem, który prześladował go całe życie.

– Chłopiec nigdy nie przyznał się, po co wtedy wyszedł z domu. Ale w głębi serca wiedział, że to on spowodował śmierć rodziców. Był też nielojalny wobec własnej matki. Po kilku dniach przyszła do niego żona ojca. Matka obawiała się nienawiści tej kobiety, a ona powiedziała, że odtąd chłopiec ma mieszkać z rodziną ojca i ma przyjąć jego nazwisko, jak pozostali synowie. W ten sposób uzyskał to, czego tak pragnął. Tylko że za cenę życia dwojga ludzi. Powinien uczciwie powiedzieć tej kobiecie, że to on zabił jej męża. Może odwróciłaby się od niego, może kazałaby odesłać go do domu wariatów, jak na to zasłużył. Nie zrobił tego. Był tchórzem, rozumiesz?!

– Nieprawda! – zawołała Angie z przejęciem. – Był niedojrzałym dzieckiem.

– Ale teraz już nie jest dzieckiem. Cały czas milczał, bo przez to, że wtedy nie wyjawił prawdy, już nigdy nie mógł jej wyjawić. A więc wszelkie odruchy serdeczności ze strony tej kobiety przyjmował podejrzliwie, wciąż zastanawiając się, jak bardzo ona go nienawidzi…

– To niesprawiedliwe wobec Baptisty – gorączkowo wtrąciła Angie. – Ona wcale nie czuje do ciebie nienawiści.

– Może i nie. Ale co by powiedziała, gdyby znała prawdę?

– Tego nie wiem. Ale z pewnością nie obwiniałaby dwunastoletniego dziecka…

– Wcale nie czułem się dzieckiem. Chciałem być mężczyzną. Za każdym razem, kiedy mój ojciec wychodził, powtarzał mi: „Pamiętaj, opiekuj się matką. To obowiązek każdego mężczyzny". – Bernardo zadrżał. – Mój Boże…

A więc nie myliła się. To te wspomnienia miały go w swej mocy. Teraz jednak, skoro jej zaufał i wszystko wyznał, razem staną przeciwko nim i pokonają je. Objęła drżącego Bernarda i czule wyszeptała:

– Teraz wszystko będzie dobrze, najdroższy. Przytul się. Razem to naprawimy.

– Tego nie da się naprawić – jęknął.

– Da się. Przecież się kochamy.

Przemawiając tak do niego, głaskała go kojąco, tuliła do siebie, aż poczuła, że jej ulega, rozluźnia się, z wolna poddaje pożądaniu.

Tym razem kochał ją inaczej – bardziej namiętnie, gorączkowo. Jakby czegoś od niej żądał. Cieszyło ją jego pożądanie. Tej nocy czuła się silna, triumfowała. Kiedy potem patrzyła w jego ufną twarz, bez śladu niedawnego strachu, łatwo jej było uwierzyć, że wszystko już pokonali.

Obudziła ją krzątanina Ginetty w kuchni. Sypialnię zalewało światło i Angie pomyślała, że słońce musi stać już wysoko. Na ogół wstawała dość wcześnie, lecz ta noc była tak pełna wrażeń! Musiała ją odespać.

Druga strona łóżka była pusta – zauważyła z rozczarowaniem. Po chwili jednak uśmiechnęła się do siebie. Z pewnością poczucie przyzwoitości kazało Bernardowi opuścić dom Angie, nim przyszła Ginetta.

Nic nie szkodzi, pomyślała beztrosko. Już wkrótce obwieszczą swoje szczęście światu. Przekonała się, że Bernardo kocha ją tak mocno, jak ona jego. Przecież Baptista powiedziała: „Kiedy Bernardo sam powierzy ci swe tajemnice, będziesz wiedziała, że prawdziwie cię kocha". I dziś w nocy jej zaufał. Teraz Angie pomoże mu uporać się z przeszłością. Być może uda się jej przekonać go, że poczucie winy dziecka nie ma prawa prześladować mężczyzny – że pora zamknąć przeszłość na klucz.

Przeciągnęła się rozkosznie. Czuła każdy mięsień, każdą tkankę swojego ciała, jakby narodziła się na nowo. Jak dobrze kochać i być kochaną!

Zerknęła na poduszkę, czy Bernardo nie zostawił jej jakiegoś liściku. Nie, to do niego niepodobne. On jest wcieleniem prostoty. Wszelkie ozdobniki są obce jego naturze.

Żwawo wyskoczyła z łóżka, wzięła szybki prysznic i sprężystym krokiem weszła do kuchni.

Dopiero po chwili zauważyła opartą o czajnik karteczkę.

Kochana Angie!

Zbliżyłem się do Ciebie bardziej niż do kogokolwiek innego w całym swoim życiu. Być może za bardzo. Nie zasłużyłem na miłość. Nie potrafię nic ofiarować, zadaję tylko ból.

Zrób to dla nas obojga i lepiej wróć do Anglii.

Bernardo

Czytała kartkę kilka razy, zanim dotarła do niej treść tych słów. Czuła się tak, jakby dostała obuchem w głowę. Brutalna prostota tych zdań była niepojęta. Mężczyzna, który z taką miłością kochał się z nią jeszcze tej nocy, uciekł od niej o świcie, jakby miała trąd!

Dopiero po chwili stanęła jej przed oczyma zdesperowana, zbolała twarz Bernarda, kiedy błagał ją, by nie zmuszała go do zwierzeń.

– To moja wina – szepnęła do siebie. – Zmusiłam go do tego wyznania. Jeszcze nie był na to gotowy. Dał mi swoją miłość, ja jednak chciałam więcej. Teraz wszystko przepadło! Jak mogłam być aż tak głupia? Muszę coś z tym zrobić!

Narzuciła na siebie kurtkę i wybiegła na ulicę. Potykając się i ślizgając, dotarła wreszcie do domu Bernarda.

– Bernardo! – zawołała głośno, uderzając w drzwi.

Otworzyły się natychmiast i na progu stanęła Stella. Jej twarz była mokra od łez.

– Wyszedł. Godzinę temu. – Spojrzała na Angie ze współczuciem.

– Nie mówił, dokąd idzie?

– Nie, ani kiedy wróci.

– Poczekaj. – Angie próbowała wziąć się w garść i nie dać się ponieść histerii. – Przecież z Montedoro nie da się wyjechać po tej burzy śnieżnej.

– Coś wspominał o samochodzie – smutno odparła Stella.

Angie ruszyła przetartym już szlakiem do bramy miasta.

Kiedy zeszła niżej, rozpoznała ślady, wpierw pojedyncze, a potem podwójne – tam gdzie razem z Bernardem wspinali się do miasta.

Wtem spostrzegła inne ślady. Zmrużyła oczy i wytężyła wzrok. Może w którymś miejscu ślady zawrócą w górę? Nie. Prowadziły w dół i znikały daleko, we wciąż jeszcze nisko ścielącej się mgle.

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

Radosna wiadomość o ciąży Heather dotarła wkrótce do wszystkich członków rodziny Martellich. Kiedy drogi stały się przejezdne, Angie wybrała się do Palermo, gdzie została przyjęta z otwartymi ramionami przez Baptistę i Heather. Spędziły razem przemiłe popołudnie.

Na wybrzeżu wszystko było odmienne niż w górach: łagodny klimat, wiosenna, choć nieco deszczowa pogoda. Ale Angie wybrała mężczyznę z gór, gdzie klimat – jak i życie – były o wiele bardziej surowe.

Przez cały czas Angie świadoma była ciekawości Heather i Baptisty co do przebiegu ostatnich wydarzeń. Wiedziały, że Bernardo wracał w zawieję śnieżną do Montedoro ze względu na Angie. Zapewne dziwił je fakt, iż nie przyjechał teraz z nią do Palermo. W końcu Angie nie wytrzymała.

– Aż oczy wam się świecą z ciekawości – zachichotała.

– No, to powiedz wreszcie, co się stało – zażądała Heather.