– Nic takiego. Przyszedł. Zjedliśmy razem kolację. A teraz wyjechał na kilka dni. Baptisto, ciasto jest przepyszne. Mogę prosić jeszcze kawałek?
– Mam nadzieję, że przytyjesz – zakpiła Heather.
– Na pewno nie będę taka gruba jak ty – odgryzła się Angie i rozmowa wróciła na właściwe tory, czyli do spraw rodziny i do ciąży Heather.
Przyjaciółki nie zadawały więcej pytań, a Angie nie chciała wtajemniczać ich w szczegóły wydarzeń – jak to po miłosnym zbliżeniu Bernardo odszedł, prawdopodobnie na zawsze.
Długo myślała o tym, co jej powiedział – o poczuciu winy, które dręczyło go od dzieciństwa. Teraz spoglądała na Baptistę i zastanawiała się, czy rzeczywiście ta wspaniała, mądra kobieta znienawidziłaby Bernarda, gdyby poznała prawdę.
„Domyślam się, jaki sekret Bernardo kryje w sobie. Mogę się jednak mylić" – powiedziała kiedyś. Przez chwilę Angie czuła pokusę, by jej wszystko wyznać. Jednak po namyśle uznała, że nie wolno jej tego uczynić. Przecież Bernardo nie mógł znieść nawet tego, że ona – Angie – poznała prawdę.
Po jakimś czasie dołączył do nich wysoki, siwy pan. Był to Federico – stary przyjaciel Baptisty.
– Więcej niż przyjaciel – szepnęła Heather do Angie. -Dawno temu on i Baptista byli w sobie zakochani. Teraz Federico odwiedza ją codziennie. Aż miło na nich patrzyć!
Najwyraźniej dawni kochankowie znów przeżywali miłość, o czym Bernardo nie wspomniał Angie.
Czekała ją też miła niespodzianka ze strony braci Martellich. Renato się zmienił. Jego stosunek do żony był tak czuły i serdeczny, że Angie stwierdziła, iż musi go polubić.
Również zachowanie Lorenza uległo zmianie. Wciąż był tym samym wesołym uwodzicielem, lecz… czyżby stał się bardziej pewny siebie? Angie miała wrażenie, że ma to związek ze szczęściem Renata. Przecież udane małżeństwo ukochanego brata było właśnie jego – Lorenza – zasługą.
Lorenzo przywitał się serdecznie z Angie i wyszczerzył radośnie zęby do Heather, która odwzajemniła uśmiech. W domu Martellich panowała wspaniała atmosfera. I taką rodzinę Bernardo odrzucił! Jej miłości też nie chciał przyjąć. Wolał zamknąć się w swoim ponurym świecie!
Po dwóch miesiącach pobytu w Stanach Lorenzo wrócił na Sycylię, okryty sławą wielkiego biznesmena. Niemal natychmiast po powrocie do domu, w drugiej połowie kwietnia, odwiedził Angie.
– Jeśli nie masz nic przeciwko kolacji z kuchenki mikrofalowej, czuj się zaproszony.
– To brzmi zachęcająco – odparł Lorenzo, wyjmując butelkę dobrego wina.
– Ja dziękuję za wino. Nalej mi soku – poprosiła Angie, wyjmując lazanię z zamrażalnika. – Opowiadaj o Ameryce.
Lorenzo uśmiechnął się szeroko.
– O, jak jej na imię? – spytała Angie, lekko unosząc brwi.
– Nie wiem, dlaczego wy, kobiety, zawsze wyciągacie pochopne wnioski – zawołał Lorenzo. – Spędziłem tylko jakiś czas w Nowym Jorku z córką przyjaciół rodziny. Ma na imię Helen. A ja jestem ostatnim mężczyzną, za którego wyszłaby za mąż. Powiedziała mi to po pierwszych dziesięciu minutach rozmowy.
– Czyżbyś spotkał kobietę odporną na twój wdzięk?
– Można to tak ująć – odparł Lorenzo nieco urażony.
– Oj! – Angie upuściła widelec. Schyliła się gwałtownie i… nagle zakręciło się jej w głowie.
– Nic ci nie jest? – zaniepokoił się Lorenzo, podtrzymując ją. – Strasznie zbladłaś.
– Wszystko w porządku – zapewniła go Angie. – Miałam ciężki dzień.
– Siadaj, ja skończę przygotowywanie posiłku. Każdy potrafi gotować w mikrofalówce.
Kiedy już zasiedli do kolacji, Angie odezwała się:
– Jeśli miałeś nadzieję spotkać się z Bernardem, to chyba ci się to nie uda. Jeszcze nie wrócił.
– Wiem, mama mi mówiła, że wyjechał. Jak sobie radzisz?
– Nadspodziewanie dobrze.
– Bernardo nie spodziewał się tego?
– Chyba nie – zaśmiała się cierpko.
– Kiedy byliśmy mali – podjął po chwili Lorenzo – Bernardo często gdzieś znikał. Ale tobie musi być z tym ciężko. Nie po to do niego przyjechałaś.
– Nie przyjechałam tu do niego – chłodno sprostowała An-gie. – Chciałam mu dać nauczkę. – Głos jej lekko zadrżał. -Chyba trochę przesadziłam.
– Nie mów tak. – Lorenzo ujął jej dłonie w swoje. – To nie twoja wina. Mój brat jest głupcem. Zresztą jak my wszyscy: Renato ciągle myśli, że wszystkich przechytrzy, ja jestem pospolitym idiotą. A w Bernardzie wszystko jest pokręcone, ciemne. Zupełnie się pogubił.
Tyle ciepła brzmiało w jego głosie! Jak dobrze byłoby mieć taką rodzinę – Lorenzo mógł przecież być jej bratem. Angie zapragnęła zwierzyć mu się i z pewnością by to zrobiła, gdyby nie rozległ się dzwonek do drzwi. Po chwili Ginetta wprowadziła do salonu młodego mężczyznę o małych, przebiegłych oczkach.
– Signor Carlo Bondini – powiedziała Angie z nutą zniecierpliwienia w głosie. – Prosiłam przecież, żeby pan więcej nie przychodził.
– Pomyślałem, że może zmieniła pani zdanie.
– Nie zmieniłam.
– Dam dziesięć milionów więcej. To doskonała oferta.
– Byłaby doskonała, gdybym chciała sprzedać praktykę. Ale nie chcę.
– Właśnie takiej praktyki szukam.
– To niech pan szuka dalej. Proszę więcej nie wracać.
– Wrócę. – W głosie Bondiniego zabrzmiała nuta groźby.
– Nie wróci pan, jeśli nie chce pan mieć do czynienia ze mną. – Lorenzo wstał. – Proszę wyjść.
– Dobrze… Na razie tak to zostawmy… – z niechęcią ustąpił Bondini, zmierzywszy wzrokiem atletyczną sylwetkę przeciwnika. – Ale niech się pani jeszcze zastanowi – dodał, kierując na Angie świdrujące oczka. – Ma pani jeszcze kilka miesięcy. – Oczka powędrowały w kierunku brzucha Angie. – Niech pani nie zapomina, że ja też jestem lekarzem – powiedział znacząco i wyszedł.
– Czy on często cię nachodzi? – zawołał Lorenzo.
– Co dwa tygodnie, z coraz lepszą ofertą.
– Ciekawe, skąd ma pieniądze…
– Tak trudno to zgadnąć? – westchnęła Angie. – Bernardo chce się mnie pozbyć.
– Bernardo? Ale dlaczego miałby to robić? I to w twoim stanie? Przepraszam – dodał pośpiesznie. – Ale chyba dobrze zrozumiałem?
– Chyba tak – słabo uśmiechnęła się Angie.
– Wszystko jasne. Teraz to już sprawa rodzinna – orzekł Lorenzo zdecydowanym tonem.
Dom stał na uboczu. Choć dawno opuszczony, został przystosowany do tymczasowego zamieszkania.
Bernardo już z daleka dostrzegł brata i z pochmurną twarzą czekał na niego w drzwiach.
– Skąd u licha wiedziałeś o tym miejscu?
– Zawsze tu się ukrywałeś. Kiedyś, gdy byliśmy jeszcze mali, wymknąłeś się z domu, a ja cię śledziłem. Nie wiedziałeś o tym.
– Gdybym wiedział, znalazłbym inną kryjówkę.
– Dlatego ci nie powiedziałem… Dziwak z ciebie.
Bernardo niechętnie pozwolił bratu wejść do środka.
– Cóż w tym dziwnego, że człowiek potrzebuje trochę prywatności?
– Prywatności? Raczej kompletnej izolacji! Maria verginel Jak ty możesz tu mieszkać? – zawołał Lorenzo.
– Bardzo mi tu dobrze, kiedy jestem sam.
– Słuchaj… Nie wiem, co zaszło miedzy tobą a Angie, ale założę się, że to twoja wina. Miałeś piękną, wspaniałą kobietę, w dodatku zakochaną w tobie po uszy. Więc co zrobiłeś? Nie byłeś zadowolony, póki jej nie odtrąciłeś. Zresztą nas też odtrącałeś przez te wszystkie lata. Ale jestem twoim bratem i nie pozwolę, byś zepsuł najlepszą rzecz, jaka ci się w życiu przytrafiła!
Bernardo nie odpowiedział. Wpatrywał się tylko w Lorenza zbolałymi oczyma.
Lorenzo dodał nieco łagodniej: