Выбрать главу

— Tak, tak, chodź, tańcz z nami.

I zaczął tańczyć. Znalazł sobie skrawek podmokłej ziemi i zawładnął nim. Udeptywał to poletko w dzikim ferworze. Posuwał się do przodu, potem do tyłu. Nildory nie wkraczały na jego teren.

Gundersen potrząsał głową, wywracał oczami, ramiona mu drżały, ciało wyginało się i kołysało, a nogi nie ustawały w podskokach i podrygach. Nabierał w płuca powietrza i wykrzykiwał coś w obcych nieznanych mu językach. Skóra mu płonęła, ściągnął więc ubranie, ale i to nie pomogło. Bum, bum, bum, bum. Nawet teraz nie opuściło go całkowicie dawne przyzwyczajenie spoglądania na wszystko z boku, mógł więc ze zdumieniem obserwować siebie, jak tańczył nagi, pomiędzy stadem obcych gigantycznych zwierząt. Bum, bum, bum i znów, i jeszcze raz. Kiedy tak wirował, dostrzegł, w załamującym się świetle księżyca nad jeziorem, jak malidary spokojnie żuły zielsko, nie zwracając najmniejszej uwagi na rozszalałe nildory. One pozbawione są g'rakh, pomyślał. To są prawdziwe zwierzęta i ich ciężkie jak ołów dusze zejdą w dół do ziemi.

Bum, bum, bum. Bum, bum.

W pewnej chwili Gundersen uświadomił sobie, że jakieś obłe, połyskliwe kształty pełzają i prześlizgują się pomiędzy nogami nildorów. Węże! Dudniąca muzyka wywołała je z gęstwiny zarośli. Nildory wcale nie były zaniepokojone, że te śmiertelne jadowite płazy poruszają się między nimi. A przecież jedno ukłucie ich ostrych kolców mogło zwalić z nóg każdego z nich. Zaczęły pełznąć w stronę Gundersena, który wiedział, że ich jad nie jest dla niego niebezpieczny; ale nie miał ochoty jeszcze raz go spróbować. Nie przerwał tańca, mimo że pięć grubych, różowych stworów wiło się wokół niego. Nie tknęły go jednak.

Węże pokazały się i zniknęły. Tumult wciąż trwał, ziemia wciąż się trzęsła. Gundersenowi serce waliło jak młotem, ale nie zatrzymał się. Tańczył. Oddał się cały, stopił się z tymi, którzy go otaczali, dzielił z nimi to, co przeżywali, tak głęboko, tak intensywnie, jak tylko był w stanie.

Księżyce zaszły. Wczesny brzask różowił niebo. Gundersen uświadomił sobie, że nie słyszy już tupotu nóg tańczących nildorów. Tańczył sam. Nildory pokładły się, ale w dalszym ciągu odmawiały swą dziwną, niezrozumiałą litanię głosami przyciszonymi, lecz z wielką namiętnością. Nie potrafił rozróżnić poszczególnych słów, wszystko zlewało się w przejmującą dudniącą melodię. W takt tej melodii wirował, skręcał się, niezdolny się zatrzymać.

Dopiero gdy poczuł ciepło pierwszych promieni słońca, upadł wyczerpany. Leżał spokojnie i po chwili ogarnął go mocny sen.

VI

Kiedy się zbudził, było południe. W obozowisku toczyło się normalne życie: wiele nildorów brodziło w jeziorze, parę pasło się na zboczu, ale przeważnie odpoczywały w cieniu. Jedynym śladem szalonej nocy była stratowana darń nad brzegiem jeziora.

Gundersen czuł się sztywny i zdrętwiały. Był też zakłopotany jak ktoś, kto zbyt pochopnie włączył się do cudzej zabawy. Trudno mu było uwierzyć w to, co zrobił. Poczuł wstyd i nagły impuls, by natychmiast opuścić obozowisko, zanim nildory okażą mu swą wzgardę — Ziemianin, a zawładnęły nim ich obrzędy, dał się oczarować ich zaklęciom! Odrzucił jednak tę myśl, bo przecież miał przed sobą cel — podróż do Krainy Mgieł.

Powlókł się do jeziora i zanurzył się, by zmyć pot minionej nocy. Wyszedł i ubrał się.

Podszedł do niego jakiś nildor i powiedział, że Vol'himyor chce z nim mówić.

Wielokrotnie narodzony znajdował się w połowie zbocza. Zbliżając się ku niemu Gundersen nie mógł znaleźć odpowiedniej formuły pozdrowienia, czekał więc i patrzył zakłopotany.

— Dobrze tańczysz, mój przyjacielu pierwszego urodzenia — przemówił stary nildor. — Tańczysz radośnie. Tańczysz z miłością. Tańczysz jak nildor, czy wiesz o tym?

— Niełatwo mi pojąć, co stało się ze mną zeszłej nocy — odparł Gundersen.

— Dowiodłeś, że nasz świat usidlił twego ducha.

— Czy to, że Ziemianin tańczył pomiędzy wami, było dla was obraźliwe?

— Gdyby tak było — rzekł Vol'himyor dobitnie — to byś z nami nie tańczył.

Zapadło długie milczenie.

— Zawrzemy umowę, my dwaj — odezwał się nildor.

— Dam ci zezwolenie na podróż do Krainy Mgieł. Będziesz mógł tam pozostać, jak długo zechcesz. Ale kiedy wrócisz. przyprowadzisz ze sobą Ziemianina znanego jako Cullen i przekażesz go pierwszym nildorom, których spotkasz. Zgadzasz się?

— Cullen? — spytał Gundersen. W pamięci pojawił mu się obraz niskiego mężczyzny o szerokiej twarzy, z gęstymi, jasnymi włosami, o łagodnych, zielonych oczach. — Cedric Cullen, ten, który był tutaj, kiedy i ja byłem?

— Ten sam.

— Pracował razem ze mną w stacji na Morzu Piasku.

— Obecnie żyje w Krainie Mgieł — powiedział Vol'himyor. — Udał się tam bez zezwolenia. Chcemy go mieć.

— Co takiego zrobił?

— Popełnił poważne przestępstwo, a teraz poszukał azylu wśród sulidorów, tam bowiem nie mamy do niego dostępu. Byłoby pogwałceniem przymierza, gdybyśmy go sami stamtąd wyciągnęli. Ale możemy poprosić ciebie, abyś ty to zrobił.

Gundersen zmarszczył brwi. — Nie chcesz mi powiedzieć, jakiego rodzaju było to przestępstwo?

— A czy to ma znaczenie? Chcemy go mieć. Powody nasze nie są błache. Prosimy, żebyś go nam sprowadził.

— Żądacie, aby jeden Ziemianin pochwycił drugiego i przekazał go wam, by został ukarany? — zdumiał się Gundersen. — Skąd mogę wiedzieć po czyjej stronie jest sprawiedliwość?

— Czy zgodnie z postanowieniami traktatu o przekazaniu władzy nie jesteśmy jedynymi sędziami na tym świecie? Gundersen przyznał mu rację.

— W takim razie mamy prawo rozprawić się z Cullenem tak, jak na to zasłużył — stwierdził Vol'himyor.

To oczywiście nie przekonało Gundersena, że powinien stać się narzędziem w rękach nildorów i wydać im swego starego kumpla. Pogróżka Vol'himyora była jednak zupełnie jasna: rób, co każemy, albo nie spodziewaj się żadnych grzeczności. Toteż Gundersen zapytał: — Jaka kara czeka Cullena?

— Kara? Kara? Kto mówi o karze?

— Jeśli ten człowiek jest kryminalistą…

— Pragniemy go tylko oczyścić — rzekł wielokrotnie narodzony. — Chcemy uwolnić jego ducha od zmazy. Nie uważamy tego za karę.

— Czy poniesie jakiekolwiek obrażenia fizyczne?

— To nawet nie do pomyślenia.

— Odbierzecie mu życie?

— Skąd ci to przyszło do głowy? Oczywiście, że nie.

— Uwięzicie go?

— Będzie trzymany pod strażą — odparł Vol'himyor — przez czas trwania rytuału oczyszczającego. Potem natychmiast zostanie uwolniony i będzie nam wdzięczny.

— Proszę cię jeszcze raz, byś mi powiedział, jaką popełnił zbrodnię?

— On sam ci powie — oznajmił nildor. — Nie jest konieczne, bym czynił to za niego.

Gundersen chwilę zastanawiał się nad wszystkimi aspektami tej sprawy.

— Zgadzam się na ten układ, o wielokrotnie narodzony — oświadczył wreszcie — ale pod warunkiem, że będę mógł wprowadzić pewne zastrzeżenia.

— Mów, słucham.

— Jeśli Cullen nie ujawni mi natury swego przestępstwa, będę zwolniony z obowiązku przekazania go wam.

— Zgoda.

— Jeśli sulidory sprzeciwią się, bym zabrał Cullena z Kraju Mgieł, jestem również zwolniony z tego obowiązku.

— Nie będą się sprzeciwiały, ale zgoda.