– Cześć – odpowiedziałem.
– Wyglądasz okropnie.
– Och, naprawdę niezły z ciebie detektyw.
– Martwisz się o przesłuchanie?
– Oczywiście.
– Chamique sobie poradzi. Zrobiłeś kawał dobrej roboty.
Skinąłem głową, próbując skupić się na sprawie. Muse szła obok mnie.
– Och – przypomniała sobie – ten numer telefonu, który mi podałeś. Mam złe wieści.
Czekałem.
– Jest jednorazowy.
Co oznaczało, że ktoś kupił go z darmowym limitem minut i nie podał swojego nazwiska.
– Nie muszę wiedzieć, kto go kupił. Wystarczy, jeśli się dowiem, do kogo dzwonił i kto dzwonił do niego.
– Trudno się tego dowiedzieć. A normalnymi kanałami to niemal niemożliwe. Ktokolwiek to był, kupił to przez Internet od pośrednika innego pośrednika. Trochę trwało, zanim wytropiłam wszystkich i zmusiłam ich do wydania rejestrów.
Pokręciłem głową. Weszliśmy na salę sądową.
– Jeszcze jedno, słyszałeś o MVD? – Spytała.
– Most Valuable Detection.
– Właśnie, największa prywatna agencja detektywistyczna w tym stanie. Cingle Shaker, kobieta, którą posłałam na tych chłopaków z akademika, pracowała dla nich. Plotka głosi, że dostali na ciebie zlecenie bez limitu kosztów na wygrzebanie czegoś obciążającego Dotarłem do swojego stolika.
– Świetnie.
Dałem jej zdjęcie Gila Pereza. Spojrzała na nie.
– I co?
– Czy Farrell Lynch wciąż robi dla nas komputerową robotę?
– Tak.
– Poproś go, żeby postarzył tego faceta. O dwadzieścia lat. I niech go pokaże z ogoloną głową.
Loren Muse już miała o coś spytać, ale powstrzymał ją wyraz mojej twarzy. Wzruszyła ramionami i odeszła. Usiadłem. Wszedł sędzia Pierce. Wszyscy wstaliśmy. Potem Chamique Johnson zajęła miejsce na podium dla świadków.
Flair Hickory wstał i starannie zapiął marynarkę. Zmarszczyłem brwi. Ostatni raz widziałem garnitur w takim niebieskoszarym odcieniu na zdjęciach maturalnych z 1978 roku. Uśmiechnął się do Chamique.
– Dzień dobry, panno Johnson.
Chamique wyglądała na przerażoną.
– Dzień dobry – zdołała wykrztusić.
Flair przedstawił się, jakby spotkali się na koktajlu. Potem zajął się jej kryminalną przeszłością. Była aresztowana za prostytucję, zgadza się? Była aresztowana za posiadanie narkotyków, zgadza się? Była oskarżona o upicie klienta i kradzież osiemdziesięciu dolarów, zgadza się?
Nie zgłaszałem sprzeciwu.
Była to cześć mojej strategii prawdziwego portretu, z brodawkami i wszystkim. Wiele tych spraw wyciągnąłem podczas przesłuchania, ale taktyka Flaira była skuteczna. Jeszcze nie poprosił jej o wyjaśnienie żadnego fragmentu jej zeznań. Rozgrzewał się, przypominając fakty i policyjne raporty.
Po dwudziestu minutach zaczął prawdziwe przesłuchanie.
– Paliła pani marihuanę, prawda?
– Taaak – odparła Chamique.
– Czy paliła ją pani w noc rzekomej napaści?
– Nie.
– Nie. – Flair przycisnął dłoń do piersi, jakby ta odpowiedź wstrząsnęła nim go głębi. – Hmmm. Czy spożywała pani napoje wyskokowe?
– Czy co?
– Czy piła pani jakiś alkohol? Piwo lub wino?
– Nie.
– Nic?
– Nic.
– Hmmm. A co z innymi drinkami? Na przykład gazowanymi?
Miałem zamiar zgłosić sprzeciw, ale przecież chciałem, aby w miarę możliwości odpowiadała na wszystkie pytania.
– Wypiłam trochę ponczu – powiedziała Chamique.
– Ponczu, rozumiem. Bezalkoholowego?
– Tak mi powiedzieli.
– Kto tak powiedział?
– Oni.
– Jacy oni? Zastanowiła się.
– Jerry.
– Jerry Flynn?
– Tak.
– I kto jeszcze?
– Słucham?
– Powiedziała pani „oni". Liczba mnoga. Czyli więcej niż jeden. Jerry Flynn to jeden człowiek. Kto jeszcze mówił pani, że ten poncz, który pani spożyła… Przy okazji, ile szklanek?
– Nie wiem.
– Więcej niż jedną.
– Tak podejrzewam.
– Proszę nie podejrzewać, panno Johnson. Powiedziałaby pani, że więcej niż jedną?
– Zapewne tak.
– Więcej niż dwie?
– Nie wiem.
– Jednak to możliwe?
– Taaak, możliwe.
– Zatem może więcej niż dwie. Więcej niż trzy?
– Nie sądzę.
– Jednak nie jest pani pewna. Chamique wzruszyła ramionami.
– Musi pani powiedzieć to głośno.
– Nie sądzę, żebym wypiła trzy. Zapewne dwie. Może nawet nie tyle.
– I jedyną osobą, która powiedziała pani, że ten poncz jest bezalkoholowy, był Jeny Flynn. Zgadza się?
– Tak sądzę.
– Przedtem mówiła pani „oni", jakby mówił to nie tylko on jeden. Teraz jednak mówi pani o jednej osobie. Zmienia pani zeznania?
Wstałem.
– Sprzeciw.
Flair machnął ręką.
– Ma rację, to drobiazg, idźmy dalej. – Odkaszlnął i oparł prawą dłoń na biodrze. – Czy tamtej nocy zażywała pani jakieś narkotyki?
– Nie.
– Nawet, powiedzmy, nie zaciągnęła się pani papierosem z marihuaną?
Chamique pokręciła głową i przypomniawszy sobie, że musi to powiedzieć, nachyliła się do mikrofonu.
– Nie – powiedziała.
– Hmmm, dobrze. Zatem kiedy ostatnio zażywała pani jakieś środki odurzające?
Znów wstałem.
– Sprzeciw. Określenie „środki odurzające" może obejmować cokolwiek: aspirynę, tylenol…
Flair zrobił rozbawioną minę.
– Można by sądzić, że wszyscy tu wiedzą, o czym mówię.
– Wolałbym, żeby pan to uściślił.
– Panno Johnson, mówię o niedozwolonych środkach odurzających. Takich jak marihuana. Czy kokaina. Albo LSD lub heroina. O czymś takim. Rozumie pani?
– Tak, tak sądzę.
– Zatem kiedy ostatni raz zażywała pani jakieś niedozwolone środki odurzające?
– Nie pamiętam.
– Mówiła pani, że nie zażywała pani nic podczas przyjęcia.
– Zgadza się.
– A poprzedniego wieczoru?
– Nie.
– A dzień wcześniej?
Chamique poruszyła się niespokojnie i kiedy zaprzeczyła, sam nie byłem pewien, czy jej wierzę.
– Zobaczmy, czy uda nam się to ustalić dokładniej. Pani syn ma piętnaście miesięcy, czy tak?
– Tak.
– Czy od jego narodzin zażywała pani jakieś niedozwolone środki odurzające.
– Taaak – odpowiedziała cicho.
– Może nam pani powiedzieć, jakiego rodzaju?
Ponownie wstałem.
– Sprzeciw. Pytanie bez związku ze sprawą. Co za różnica, kiedy panna Johnson w przeszłości zażywała środki odurzające. Nikt temu nie przeczy. To wcale nie czyni mniej okropnym tego, co zrobili klienci pana Hickory'ego.
Sędzia spojrzał na Flaira.
– Panie Hickory?
– Uważamy, że panna Johnson jest narkomanką. Uważamy, że tamtej nocy była odurzona i sąd powinien mieć to na względzie, oceniając jej zeznania.
– Panna Johnson już zeznała, że tamtej nocy nie zażywała żadnych środków odurzających ani nie spożywała żadnych… Napojów wyskokowych – dokończyłem z sarkastycznym uśmiechem.
– A ja – rzekł Flair – mam prawo podać w wątpliwość jej pamięć. Ten poncz był zaprawiony alkoholem. Przesłucham pana Flynna, który zezna, że powódka wiedziała o tym, kiedy go piła. Chcę również dowieść, że ta kobieta zażywa środki odurzające, nawet będąc matką małego dziecka…
– Wysoki Sądzie! – Krzyknąłem.
– Dobrze, dość tego. – Sędzia uderzył młotkiem w stół. – Możemy przejść do następnych pytań, panie Hickory?
– Możemy, Wysoki Sądzie.
Usiadłem. Mój sprzeciw był niepotrzebny. Sprawiałem wrażenie, jakbym próbował przeszkadzać i co gorsza, dał Flairowi okazję do wygłoszenia kolejnych uwag. Moją strategią było milczenie. Złamałem narzuconą sobie dyscyplinę, co nas sporo kosztowało.