Mógłbym powiedzieć, że Flynn zapewne nie jest złym chłopcem. W rzeczy samej, jak teraz zeznał, podobała mu się Chamique. Naprawdę umówił się z nią na randkę. Kiedy jednak jego starsi koledzy dowiedzieli się o tym, wydrwili go i zmusili, żeby wziął udział w ich chorym planie „odtworzenia" filmu. I Flynn pierwszoroczniak uległ.
– Nienawidziłem się za to – wyznał. – Jednak musi pan zrozumieć.
„Nie, nie muszę", miałem ochotę powiedzieć. Jednak nie zrobiłem tego. Patrzyłem tylko na niego, dopóki nie spuścił wzroku. Potem z wyzwaniem w oczach spojrzałem na ławę przysięgłych. Minęło kilka sekund.
W końcu odwróciłem się do Flaira Hickory'ego i powiedziałem:
– Świadek jest pański.
Potrwało chwilę, zanim zostałem sam.
Po mojej śmiesznej próbie udawania obrażonego przed Muse postanowiłem zabawić się w detektywa amatora. Wprowadziłem do wyszukiwarki Google numery telefonów Lucy. Dwa nic mi nie dały, ale trzeci, służbowy, okazał się bezpośrednim telefonem do profesor Reston University, niejakiej Lucy Gold.
Gold. Silverstein. Sprytne.
Wiedziałem już, że to „moja" Lucy, ale w ten sposób uzyskałem potwierdzenie. Pytanie tylko, co z tym zrobię? Odpowiedź była stosunkowo prosta. Oddzwonię do niej. Dowiem się, czego chce.
Nie sądziłem, żeby to był przypadek. Nie miałem od niej żadnych wiadomości od prawie dwudziestu lat. Teraz nagle dzwoni i nie zostawia swojego nazwiska. To musi mieć jakiś związek ze śmiercią Gila Pereza. Musi się łączyć z wydarzeniami na obozie PLUS.
To oczywiste.
Partycjonowanie różnych aspektów życia. Powinno być łatwo o niej zapomnieć. Letnia przygoda, nawet tak namiętna, jest tylko przygodą. Może ją kochałem, zapewne tak, ale byłem jeszcze dzieckiem. Szczenięca miłość nie przetrwa kałuż krwi i trupów. Są drzwi. Te za sobą zamknąłem. Lucy odeszła. Długo trwało, zanim się z tym pogodziłem. Jednak zrobiłem to i trzymałem te przeklęte drzwi zamknięte.
Teraz będę musiał je otworzyć.
Muse chciała ją sprawdzić. Powinienem był wyrazić na to zgodę. Pozwoliłem, by emocje dyktowały mi decyzje. Powinienem zaczekać. Jej nazwisko było jak cios między oczy. Powinienem był grać na zwłokę, otrząsnąć się po tym ciosie, trzeźwo spojrzeć na sprawy. Nie zrobiłem tego.
Może jeszcze nie powinienem dzwonić?
Nie, powiedziałem sobie. Dość zwlekania.
Podniosłem aparat i zadzwoniłem do jej domu. Po czwartym sygnale odezwał się kobiecy głos. „Nie ma mnie w domu, ale po sygnale proszę zostawić wiadomość".
Sygnał zapiszczał za szybko. Nie zdążyłem się przygotować. Rozłączyłem się.
Naprawdę dojrzałe postępowanie.
Kręciło mi się w głowie. Dwadzieścia lat. Minęło dwadzieścia lat. Lucy ma teraz trzydzieści siedem. Zastanawiałem się, czy nadal jest taka piękna. Kiedy sięgnąłem myślą wstecz, doszedłem do wniosku, że miała ten rodzaj urody, która się nie starzeje. Niektóre kobiety takie są.
Skup się na meritum sprawy, Cope.
Próbowałem. Jednak słysząc jej głos, brzmiący dokładnie tak samo… To było jak spotkanie po latach ze starym współlokatorem z college'u: po dziesięciu sekundach minione lata znikają i jest tak, jakby nic się nie zmieniło i znów jesteście razem w akademiku. Teraz też się tak czułem. Jej głos brzmiał tak samo. Znów miałem osiemnaście lat.
Zrobiłem kilka głębokich wdechów. Ktoś zapukał do drzwi.
– Wejść.
Do pokoju weszła Muse.
– Dzwoniłeś już do niej?
– Próbowałem zadzwonić do domu. Nie ma jej.
– O tej porze raczej jej tam nie zastaniesz – powiedziała. – Ma zajęcia.
– A ty wiesz o tym, ponieważ…
– Ponieważ jestem głównym inspektorem dochodzeniowym. I nie muszę cię słuchać we wszystkim.
Usiadła i położyła na stole nogi w tych praktycznych butach. Przyglądała mi się i nic nie mówiła. Ja też milczałem. W końcu przerwała milczenie:
– Chcesz, żebym sobie poszła?
– Najpierw powiedz, co znalazłaś.
Bardzo starała się nie uśmiechnąć.
– Siedemnaście lat temu zmieniła nazwisko. Teraz nazywa się Lucy Gold.
Skinąłem głową.
– Czyli zaraz po ugodzie.
– Jakiej ugodzie? Och, poczekaj, przecież zaskarżyliście obóz, prawda?
– Zrobiły to rodziny ofiar.
– A ojciec Lucy był organizatorem obozu.
– Zgadza się.
– Proces był paskudny?
– Nie wiem. Nie brałem w nim udziału.
– Jednak wygraliście w sądzie?
– Jasne. To był letni obóz praktycznie bez żadnych zabezpieczeń. – Mówiąc to, skrzywiłem się. – Rodziny zabrały Silversteinowi to, co posiadał.
– Czyli teren, na którym organizował te obozy?
– Tak. Sprzedaliśmy go inwestorowi.
– Cały?
– Część obejmującą lasy. To w większości nieużytki, tak więc są pod ochroną jakiejś państwowej agencji. Nie można tam nic budować.
– A miejsce na obóz wciąż tam jest?
Pokręciłem głową.
– Inwestor zburzył stare chaty i zbudował tam strzeżone osiedle.
– Ile dostaliście?
– Po potrąceniu honorarium prawnika każda rodzina dostała ponad osiemset tysięcy.
Zrobiła wielkie oczy.
– Ooo…
– Tak. Na stracie dziecka można nieźle zarobić.
– Nie chciałam… Machnąłem ręką.
– Wiem. Po prostu jestem dupkiem. Nie spierała się.
– To musiało wiele zmienić – zauważyła.
Nie odpowiedziałem od razu. Te pieniądze wylądowały na wspólnym koncie. Matka wzięła sto tysięcy. Resztę zostawiła nam. Hojny gest, zapewne. My z ojcem wyprowadziliśmy się z Newark i zamieszkaliśmy w ładnym domu w Montclair. Już byłem przyjęty do Rutgers, ale po tym postanowiłem podjąć studia na wydziale prawa uniwersytetu Columbia w Nowym Jorku. Tam poznałem Jane.
– Taak – przyznałem. – To wiele zmieniło.
– Czy chcesz dowiedzieć się więcej o swojej dawnej flamie?
Skinąłem głową.
– Poszła na UCLA. Skończyła psychologię. Ma również dyplom USC zrobiony na tej samej uczelni i jeszcze jeden, z anglistyki, na Stanford. Jeszcze nie znam całego przebiegu jej pracy zawodowej, ale obecnie pracuje niedaleko, na uniwersytecie Reston. Podjęła pracę w zeszłym roku. I, hmmm, kiedy mieszkała w Kalifornii, dwukrotnie została zatrzymana za prowadzenie pod wpływem. Raz w dwa tysiące pierwszym. Ponownie w dwa tysiące trzecim. Przyznała się do winy. Poza tym ma czysty rejestr.
Zamyśliłem się. Prowadzenie pod wpływem. To niepodobne do Lucy. Jej ojciec, Ira, kierownik obozu, wciąż był na haju – tak często, że ona nie interesowała się żadnymi środkami odurzającymi. A teraz dwukrotnie zatrzymano ją za jazdę po pijanemu. Trudno to zrozumieć. Oczywiście dziewczyna, którą znałem, jeszcze nie była pełnoletnia. Była szczęśliwa, trochę naiwna i dobrze przystosowana, jej rodzina była dobrze sytuowana, a ojciec wydawał się nieszkodliwym wolnym duchem. To wszystko także umarło w lasach tamtej nocy.
– Jeszcze jedno – powiedziała Muse. Z udawaną nonszalancją zmieniła pozycję. – Lucy Silverstein, czyli Gold, nie jest zamężna. Jeszcze nie sprawdziłam wszystkiego, ale z tego co widzę, nigdy nie była.
Nie wiedziałem, co o tym myśleć. To z pewnością nie miało nic wspólnego z tym, co się działo. Mimo to słowa Muse mnie poruszyły. Lucy była tak pełna życia, tak bystra, energiczna i tak łatwo było ją kochać. Jak mogła przez tyle lat pozostać samotna? No i ta jazda pod wpływem…
– O której kończy zajęcia? – Zapytałem.
– Za dwadzieścia minut.
– W porządku, wtedy do niej zadzwonię. Jeszcze coś?
– Wayne Steubens nie przyjmuje gości, poza najbliższą rodziną i prawnikami. Jednak pracuję nad tym. Mam jeszcze kilka innych spraw, ale na razie to tyle.