– Poczekaj, nie zapytasz mnie, czy jestem pewien, że to był on?
– Oczywiście, że jesteś pewien. Nie powiedziałbyś tego, gdybyś nie był. Tak więc jego rodzice kłamią albo – co bardziej prawdopodobne – nie przyjmują prawdy do wiadomości.
– Tak.
– To pierwsze czy drugie?
– Nie jestem pewien. Jednak skłaniam się do pierwszego – kłamią.
– Powinniśmy z nimi porozmawiać.
– My?
– Tak. Czego jeszcze dowiedziałeś się o Gilu?
– Niewiele. – Usiadłem wygodniej na krześle. – A co z tobą? Co się stało?
– Moi studenci pisali anonimowe teksty, bardzo osobiste. Przysłano mi taki, który dość dokładnie opisywał to, co przydarzyło nam się tamtej nocy.
Myślałem, że się przesłyszałem.
– Studencki tekst?
– Taaak. Podaje większość faktów. Jak poszliśmy do lasu. Jak się obściskiwaliśmy. Jak usłyszeliśmy krzyk.
Wciąż nie rozumiałem.
– Tekst napisany przez któregoś z twoich studentów?
– Tak.
– I nie masz pojęcia, kto to napisał?
– Nie mam.
Zastanowiłem się.
– Kto zna twoją prawdziwą tożsamość?
– Nie wiem. Nie zmieniłam tożsamości, tylko nazwisko. Nie tak trudno to odkryć.
– A kiedy otrzymałaś ten tekst?
– W poniedziałek.
– Praktycznie dzień po tym, jak Gil został zamordowany. Siedzieliśmy i oswajaliśmy się z tym faktem.
– Masz go tu? – Zapytałem.
– Wydrukowałam ci kopię.
Podała mi parę kartek. Przeczytałem. Przeszłość wróciła. Czytając, czułem ból. Zastanawiałem się nad wątkiem romansowym, nad tym niezapomnianym tajemniczym „P.". Jednak kiedy skończyłem, pierwsze, co powiedziałem, to:
– To nie było tak.
– Wiem.
– Chociaż prawie. Skinęła głową.
– Spotkałem się z młodą kobietą, która znała Gila. Powiedziała, że słyszała, jak o nas mówił. Powiedział, że kłamaliśmy.
Lucy milczała przez chwilę. Potem obróciła fotel tak, że widziałem jej profil.
– Bo skłamaliśmy.
– To nie miało żadnego znaczenia.
– Kochaliśmy się, kiedy ich mordowano – przypomniała. Nic nie powiedziałem. Znów partycjonowałem różne sprawy.
Tylko dzięki temu jakoś się trzymam. W przeciwnym razie pamiętałbym, że tamtej nocy miałem dyżur. Nie powinienem był wymykać się z dziewczyną. Powinienem lepiej ich pilnować. Gdybym był odpowiedzialny i robił to, co do mnie należało, nie powiedziałbym, że policzyłem podopiecznych, chociaż tego nie zrobiłem. Nie skłamałbym na ten temat następnego ranka. Wiedzielibyśmy, że nie było ich już wieczorem, a nie dopiero od rana. Tak więc, kiedy stawiałem znaczki na liście obecności, której wcale nie sprawdziłem, mojej siostrze poderżnięto gardło.
– Byliśmy dzieciakami, Cope – powiedziała Lucy.
Wciąż milczałem.
– Wymknęli się. Wymknęliby się nawet, gdybyśmy tam byli.
Raczej nie, pomyślałem. Gdybym tam był, zauważyłbym ich. Albo stwierdził, że łóżka są puste, kiedy robiłem obchód. Jednak nie zrobiłem obchodu. Poszedłem sobie i zabawiałem się z moją dziewczyną. A następnego ranka, kiedy ich nie było, pomyślałem, że po prostu dobrze się bawią. Gil spotykał się z Margot, chociaż wydawało mi się, że ze sobą zerwali. Moja siostra widywała się z Dougiem Billinghamem, chociaż to raczej nie było nic poważnego. Wymknęli się i dobrze się bawili.
Tak więc skłamałem. Powiedziałem, że sprawdzałem chaty i spokojnie w nich spali. Ponieważ nie zdawałem sobie sprawy z zagrożenia. Powiedziałem, że tamtej nocy byłem sam – i trzymałem się tego kłamstwa zbyt długo – ponieważ chciałem chronić Lucy. Czy to nie dziwne? Nie miałem pojęcia, co się stało. Tak więc istotnie, skłamałem. Kiedy znaleziono Margot Green, wyznałem niemal całą prawdę – że niedbale pełniłem dyżur. Jednak nie powiedziałem, jaką rolę odegrała w tym Lucy. Trwałem przy tym kłamstwie, bo bałem się powiedzieć całą prawdę. I tak mnie podejrzewali. Pamiętam sceptyczną minę szeryfa Lowella. Gdybym wyznał wszystko później, policja dziwiłaby się, dlaczego z początku kłamałem. Poza tym to i tak nie miało żadnego znaczenia.
Co za różnica, czy byłem sam, czy z kimś? Tak czy inaczej, nie pilnowałem podopiecznych.
W trakcie procesu adwokat Iry Silversteina próbował zrzucić część winy na mnie. Jednak byłem niepełnoletni. Poza tym tylko w tej części obozu, która była przeznaczona dla chłopców, znajdowało się dwanaście chat. Nawet gdybym był na miejscu, z łatwością mogli mi się wymknąć. Środki bezpieczeństwa były niewystarczające. Bezsprzecznie. Formalnie to nie była moja wina.
Formalnie.
– Mój ojciec jeździł do tych lasów – powiedziałem.
Odwróciła się do mnie.
– Jeździł tam kopać – uściśliłem.
– Po co?
– Szukał mojej siostry. Mówił nam, że jedzie na ryby. Jednak wiedziałem. Robił tak przez dwa lata.
– Dlaczego przestał?
– Matka nas zostawiła. Chyba doszedł do wniosku, że ta obsesja zbyt dużo go już kosztowała. Zamiast tego wynajmował prywatnych detektywów. Dzwonił do starych przyjaciół. Jednak nie sądzę, żeby jeszcze kopał.
Popatrzyłem na jej biurko. Panował na nim bałagan. Porozrzucane papiery, niektóre sterty na pół rozsypane, niczym zamrożony wodospad. Pootwierane podręczniki leżały jak ranni na pobojowisku.
– Na tym polega problem, kiedy nie ma ciała – powiedziałem. – Zakładam, że studiowałaś fazy żałoby?
– Owszem. – Skinęła ze zrozumieniem głową. – Pierwszą jest negacja.
– Właśnie. W pewnym sensie nigdy nie wyszliśmy poza pierwszą fazę.
– Brak ciała, stąd negacja. Potrzeba dowodu, żeby przejść do następnej fazy.
– Mój ojciec go potrzebował. Chcę powiedzieć, że ja byłem pewien, że Wayne ją zabił. Potem jednak widziałem, że ojciec wciąż jej szuka.
– I zacząłeś mieć wątpliwości.
– Powiedzmy, że dopuszczałem taką możliwość, iż ona żyje.
– A twoja matka?
– Coraz bardziej się od nas oddalała. Małżeństwo moich rodziców nigdy nie było idealne. Już wcześniej były na nim rysy. Kiedy zginęła moja siostra – czy cokolwiek, do diabła, się z nią stało – matka zupełnie się od niego odsunęła.
Zamilkliśmy. Gasły ostatnie promienie słońca. Niebo zmieniało się w purpurowy wir. Spojrzałem w okno po lewej. Lucy także. Siedzieliśmy tak, najbliżej siebie od dwudziestu lat.
Powiedziałem przedtem, że te lata znikły jak usunięte przez chirurga. Teraz wydawały się powracać. Znów wrócił smutek. Widziałem go w niej. Destrukcyjny wpływ tamtej nocy na moją rodzinę był faktem. Miałem nadzieję, że Lucy zdołała się z tego otrząsnąć. Jednak nie. Dla niej też ta sprawa nie była zamknięta. Nie wiedziałem, co jeszcze przydarzyło jej się przez te dwadzieścia lat. Przesadą byłoby winić ten wypadek za cały ten smutek, jaki widziałem w jej oczach. Jednak teraz to dostrzegłem. Widziałem, jak odrywam się od niej tamtej nocy.
W swojej pracy studentka napisała, że nigdy nie doszła do siebie po naszym rozstaniu. Nie pochlebiam sobie, że tak było naprawdę. Jednak nigdy nie doszła do siebie po tamtej nocy. Po tym, co stało się z jej ojcem. I jej dzieciństwem.
– Paul?
Wciąż spoglądała za okno.
– Tak?
– I co teraz zrobimy?
– Dowiemy się, co naprawdę wydarzyło się w tych lasach.
22
Pamiętam, że podczas wycieczki do Włoch widziałem gobeliny, które zdawały się zmieniać perspektywę w zależności od miejsca, z jakiego się je oglądało. Jeśli przesunąłeś się w prawo, stół zdawał się ustawiony frontem w prawo. Jeśli ruszyłeś się w lewo, stół podążał za tobą.