– Zamierzasz się z nimi spotkać? – Zapytała Muse.
– Tak.
– Mam pojechać z tobą?
Pokręciłem głową. Lucy uparła się, że do mnie dołączy. To wystarczy.
– Ponadto mam pewien pomysł – dodała Muse.
– Jaki?
– Metody odnajdywania zakopanych ciał są teraz znacznie lepsze niż przed dwudziestoma laty. Pamiętasz Andrew Barretta?
– Tego faceta z laboratorium John Jay? Gaduła i dziwak.
– I geniusz. Tak, to on. W każdym razie jest chyba najlepszym ekspertem od obsługi GPR-u * w kraju. Praktycznie to on go wynalazł i twierdzi, że w krótkim czasie może przeszukać duży obszar.
– Ten obszar jest zbyt duży.
– Mimo to moglibyśmy spróbować, no nie? Posłuchaj, Barrett aż się pali, żeby wypróbować swoje dziecię. Mówi, że potrzeba mu trochę pracy w terenie.
– Już z nim rozmawiałaś?
– Pewnie, dlaczego nie?
Wzruszyłem ramionami.
– To ty tu jesteś inspektorem dochodzeniowym.
Spojrzałem na ekran. Znów pokazywali zatrzymanie Boba. Tym razem wyglądał jeszcze żałośniej. Zacisnąłem pięści.
– Cope? Spojrzałem na nią.
– Musimy iść na salę – przypomniała.
Kiwnąłem głową i podniosłem się bez słowa. Otworzyła drzwi. Kilka minut później zauważyłem w holu E.J. Jenrette'a. Specjalnie stanął mi na drodze. Szczerzył zęby w uśmiechu.
Muse przystanęła i próbowała mnie odciągnąć.
– Skręćmy w lewo. Możemy przejść przez…
– Nie.
Poszedłem prosto. Byłem wściekły. Muse szybko mnie dogoniła. E.J. Jenrette stał i czekał, patrząc, jak nadchodzę. Muse położyła dłoń na moim ramieniu.
– Cope…
Nie zwolniłem kroku.
– W porządku.
E.J. wciąż się uśmiechał. Spojrzałem mu w oczy. Nie zszedł mi z drogi. Podszedłem i zatrzymałem się przed nim, tak że nasze twarze dzieliło zaledwie kilka centymetrów. Ten idiota wciąż szczerzył zęby.
– Ostrzegałem cię – powiedział.
Odpowiedziałem takim samym uśmiechem i nachyliłem się jeszcze bliżej.
– Wieść już się rozeszła – powiedziałem.
– Co?
– Każdy więzień, którego obsłuży Mały Edward, może liczyć na szczególnie łagodne traktowanie. Twój chłopak będzie dziwką na swoim oddziale.
Odszedłem, nie czekając na jego reakcję. Muse potruchtała za mną.
– To było klasa – powiedziała.
Szedłem dalej. Oczywiście to była pusta groźba – synowie nie mogą odpowiadać za grzechy swoich ojców – lecz nie zaszkodzi, jeśli E.J. będzie miał tę wizję przed oczami, składając wieczorem głowę na poduszce z gęsiego puchu.
Muse wysunęła się przede mnie.
– Musisz ochłonąć, Cope.
– Zapomniałem, Muse – jesteś moim inspektorem czy psychologiem?
Uniosła dłonie, poddając się, i dała mi spokój. Usiadłem przy moim stoliku i czekałem na sędziego.
Co, do diabła, wyobrażał sobie Bob?
Bywają takie dni, gdy w sali sądowej szaleje burza, która niczego nie zmienia. To był jeden z nich. Flair i Mort wiedzieli, że mają poważne kłopoty. Chcieli wykluczyć tę pornograficzną płytę DVD jako dowód, którego nie przedstawiliśmy im wcześniej. Próbowali unieważnić proces. Usiłowali utopić sprawę w powodzi faktów, opinii i papierków. Najwidoczniej ich praktykanci i aplikanci nie zmrużyli oka przez całą noc.
Sędzia Pierce słuchał, marszcząc krzaczaste brwi. Gładził ręką podbródek i wyglądał bardzo… Hm… Dostojnie. Nie wygłaszał żadnych komentarzy. Używał takich wyrażeń, jak „należy wziąć pod uwagę". Nie martwiłem się. Nie mieli żadnych argumentów. Jednak powoli zaczął mnie drążyć robak wątpliwości. Chcieli się do mnie dobrać. Chcieli tego bardzo.
Czy nie mogli spróbować tego samego z sędzią?
Obserwowałem jego twarz. Niczego nie dało się z niej wyczytać. Patrzyłem mu w oczy, szukając wiele mówiących oznak nieprzespanej nocy. Nie znalazłem, co jednak o niczym nie świadczyło.
Skończyliśmy koło trzeciej po południu. Wróciłem do biura i odsłuchałem wiadomości. Nie było żadnej wieści od Grety. Znów do niej zadzwoniłem. Wciąż nie odbierała. Spróbowałem zadzwonić na komórkę Boba. Też nic. Zostawiłem wiadomość.
Spojrzałem na te dwie fotografie – postarzonego Gila Pereza i martwego Manola Santiaga. Potem zadzwoniłem do Lucy. Odebrała po pierwszym sygnale.
– Cześć – powiedziała.
I w przeciwieństwie do poprzedniego wieczoru, w jej głosie usłyszałem ożywienie. Czas znów się cofnął.
– Cześć.
Zapadła dziwna, niemal radosna cisza.
– Mam adres państwa Perezów – powiedziałem. – Chcę jeszcze raz z nimi porozmawiać.
– Kiedy?
– Teraz. Mieszkają niedaleko ciebie. Zabiorę cię po drodze.
– Będę czekała.
23
Lucy wyglądała bajecznie.
Miała na sobie obcisły zielony sweterek, który uwydatniał dokładnie to, co trzeba. Włosy związała w koński ogon. Odgarnęła kosmyk za ucho. Założyła okulary i podobała mi się w nich.
Gdy tylko wsiadła, przejrzała moje płyty kompaktowe.
– Counting Crows – powiedziała. – August and Everything After.
– Lubisz to?
– Najlepszy debiut ostatniego dwudziestolecia.
Kiwnąłem głową.
Włożyłem płytę do odtwarzacza. Popłynęły dźwięki Round Here. Jechaliśmy i słuchaliśmy. Kiedy Adam Duritz śpiewał o kobiecie mówiącej, że powinieneś spróbować, że jej mur się kruszy, zaryzykowałem i zerknąłem na Lucy. Miała łzy w oczach.
– Wszystko w porządku?
– Masz jakieś inne płyty?
– Na co masz ochotę?
– Na coś gorącego i seksownego.
– Meat Loaf. – Pokazałem jej płytę. – Może Bat Out of Hell?
– O rany – mruknęła. – Pamiętasz?
– Rzadko gdzieś bez niej jadę.
– Boże, zawsze byłeś beznadziejnym romantykiem.
– No to może Paradise By The Dashboard Light?
– Tak, ale przejdź od razu do tego fragmentu, w którym ona każe mu obiecać, że zawsze będzie ją kochał, zanim mu ulegnie.
– Zanim mu ulegnie – powtórzyłem. – Podoba mi się to określenie.
Odwróciła się, pokazując mi kontur swego ciała.
– A jakiego użyłeś, żeby zdobyć mnie?
– Zapewne mojego opatentowanego wynalazku.
– Czyli?
Zaskomliłem błagalnie:
– Proszę? No, tak ładnie cię proszę…
Roześmiała się.
– Hej, przecież podziałało.
– To dlatego, że jestem łatwa.
– Racja, zapomniałem.
Żartobliwie szturchnęła mnie w ramię. Uśmiechnąłem się. Odwróciła głowę. Przez chwilę w milczeniu słuchaliśmy Meat Loafa.
– Cope?
– Co?
– Byłeś moim pierwszym.
O mało nie nacisnąłem hamulca.
– Wiem, że udawałam doświadczoną. Mój ojciec i ja… I to szaleństwo na tle wolnej miłości. Ja nigdy nie… Byłeś moim pierwszym. Pierwszym mężczyzną, którego kochałam.
Zapadła głucha cisza.
– Oczywiście potem wskakiwałam do łóżka każdemu.
Pokręciłem głową i zerknąłem na nią. Znów się uśmiechała. Skręciłem w prawo, zgodnie ze wskazówkami miłego głosu mojego urządzenia nawigacyjnego.
Perezowie mieszkali w budynku z mieszkaniami własnościowymi w Park Ridge.
– Spodziewają się nas? – Spytała Lucy.
– Nie.
– Skąd wiesz, że są w domu?
– Zadzwoniłem tuż przed tym, zanim cię zabrałem. Mam zastrzeżony numer telefonu. Kiedy odezwała się pani Perez, zmieniłem głos i poprosiłem Harolda. Powiedziała, że to pomyłka. Przeprosiłem i rozłączyłem się.
– Ooo, dobry jesteś.